Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kochani,
Zbiórka trwała bardzo długo. I wciąż mogłaby trwać, bo Jemiołka wciąż potrzebuje rehabilitacji, jednak jest już dużo lepiej- klacz wychodzi z resztą naszych końskich podopiecznych na łąki, mamy nadzieję, że już niedługo, nabierze trochę "masy" bo odkarmienie konia, po takim zachudzeniu, jest naprawdę długim procesem.
DZIĘKUJEMY z całego serca za każdą pomoc- bo to ona ocaliła w dużej mierze życie Jemiołki.
Jeżeli ktoś z was chciałby jeszcze wesprzeć Jemiołkę, albo zaadoptować ją wirtualnie, ta strona na pewno was zainteresuje: https://fundacja-pasja.pl/adopcja-jemiolka/
Jemiołka, gdy dołączyła do stada, od razu zaprzyjaźniła się z Aresem.
Z resztą, naszą małą Jagódkę też bardzo lubi :)
Kochani,
Jemiołka ma się dobrze, wciąż wychodzi na spacery w ręku, gdyż ma problemy z chodzeniem, jej ruchy wciąż są upośledzone, ponieważ po tak ciężkim stanie, w jakim się znajdowała, potrzeba dużo czasu i opieki, by kobyłka wydobrzała . Klacz była w stanie agonicznym, zachudzona prawie na śmierć, jednak dzięki odpowiednim paszą i suplementom oraz opiece, choć ma problem z przybraniem na masie, wygląda już lepiej.
Teraz, gdy jest już trochę trawy i słońca, po każdym spacerze zabieramy Jemiołkę na łąkę- oczywiście na lince, ale bardzo ważne jest, by i Jemiołka skorzystała z bogactwa witamin i minerałów, kryjących się w trawie… na pewno wpłynie to na jej zdrowie pozytywnie. Powoli, wciąż idziemy ku lepszemu stanie zdrowia Jemiołki, choć droga jeszcze daleka…
Jeżeli chciałbyś zaopiekować się Jemiołką wirtualnie i pomóc w jej leczeniu oraz zrobić sobie i jej ogromną przyjemność, skontaktuj się z nami lub wyełnij formularz adopcji wirtualnej:https://fundacja-pasja.pl/adopcje/#formularz_adopcji
Kochani,
Jemiołka:
Wciąż jest bardzo chuda, jednak przy tak krytycznym stanie, w jakim się znajdowała i prawie całkowitym zaniku mięśni, ich odbudowa może ciągnąć się miesiącami, więc najważniejsze jest to, by wciąż przyjmowała odpowiednią ilość paszy oraz suplementów.
Kobyłka zaczęła również przyjmować kolejne suplementy, tym razem na wątrobę, która dość mocno została uszkodzona. Jej sierść trochę zaczęła się zmieniać, z matowej, przechodzi już w lekki połysk- to dobry znak.
Radosną wiadomością jest to, że Jemiołka wczoraj po raz pierwszy szła podczas spaceru samodzielnie, bez podtrzymywania specjalnymi taśmami przez osoby trzecie i na koniec, została puszczona luzem na piaszczysty wybieg- choć do pełnej sprawności jeszcze bardzo długa, długa droga, to kobyłka powoli zaczyna panować nad swoimi ruchami i jest stabilna idąc wolnym stępem, choć jeszcze można zauważyć, jak koślawi ruch od biodra…
Chyba w całej tej sytuacji, którą można nazwać radosną, bo wszystko idzie wciąż ku lepszemu, jedynym wątkiem zmywającym sen z powiek są faktury, jakie trzeba wszędzie pozapłacać.
Każdego dnia, Jemiołka jest wam bardzo wdzięczna za uratowanie jej życia- my również.
Doprowadźmy tę historię do końca- szczęśliwego końca.
Kochani, wreszcie, udało się!
Po wielu tygodniach ciągłej walki, balansowania na granicy życia i śmierci… strach i niepewność nas i Jemiołkę opuściły. Granica życia i śmierci znów wyraźnie się zarysowała, szala na dobre przechyliła się w naszą stronę- stronę wyratowania tej cudownej klaczy…
Jesteśmy przeszczęśliwi, lecz okropnie zmęczeni- nieprzespane noce, ciągły stres, wahania stanu zdrowia klaczy i ciągłe obserwowanie oraz towarzysząca temu niepewność zrobiły swoje…
Jemiołka, po antybiotyku i masie innych leków i kroplówek , ma uszkodzoną wątrobę i nerki-już tyle wycierpiała, jednak to nie koniec walki- potrzebna jest teraz kuracja lekami i suplementami, które odbudują i umocnią bardzo zniszczoną wątrobę oraz przywrócą prawidłowe funkcjonowanie nerek. Odleżyny zaczynają się goić- choć wciąż jest słaba, to ciągle dzielnie walcząca i coraz bardziej żywsza…
Wszystko zmierza ku lepszemu, ponieważ kobyłka od kilku dni zaczęła sama się podnosić- bez naszej pomocy i oprócz tego, dopisuje jej apetyt- to bardzo ważna sprawa, wręcz kluczowa, w leczeniu jej. Kobyłka uwielbia marchewki z specjalistyczną paszą, ale sianem i całą resztą suplementów tez nie gardzi… wylizuje żłób do czysta i wciąż domaga się o kolejną porcję.
Jej leczenie i opieka są bardzo kosztowne i nie ma opcji, by zakończyły się w najbliższych dniach- będą potrzebne jeszcze przez kilka tygodni- Jemiołka wciąż potrzebuje nadzoru i specjalistycznej opieki.
Jest coraz silniejsza, niedługo zabierzemy ją na jej pierwszy spacer. Cieszymy się, że razem z Wami dokonujemy tak wspaniałej przemiany- mamy nadzieję, że dobrniemy do końca i razem będziemy radować się zwycięstwem, nad tak potężnym przeciwnikiem, jakim jest śmierć!
Kochani!
Przepraszamy, że tak długo nie dodawaliśmy świeżych informacji o stanie Jemiołki- takie fundacyjne imię nadaliśmy tej chudzinie, jednak nieprzespane noce i ciągłe czuwanie oraz nieuchronnie uciekający czas robią swoje…
Jednak może od początku…
Przez pierwsze dni walczyliśmy z wychłodzeniem organizmu, gdyż temperatura ciała kobyłki wynosiła tylko 35 stopni, momentami schodziła nawet poniżej… Podawaliśmy jej kroplówki i leki na wzmocnienie, gdyż Jemiołka nie miała kompletnie siły na nic.
W momencie, gdy już myśleliśmy, że wyjdziemy na prostą, bo temperatura zaczęła wracać do granic normy, w momencie, gdy kobyłka przyzwyczaiła się do jedzenia podawanych suplementów, witamin i paszy, w momencie, kiedy jej ruchy stawały się oraz żwawsze, znów zaczęła się okropna walka, tylko tym razem z potężną gorączką.
Jemiołka znów straciła apetyt, a to w jej przypadku można by nazwać wyrokiem śmierci, przesądzeniem wszystkiego, co udało się nam zrobić i wywalczyć…
W trybie natychmiastowym, gdyż temperatura diametralnie zmieniała się z godziny na godzinę i gorączka pojawiła się znikąd, Jemioła dostała leki przeciwgorączkowe oraz antybiotyk. I znów stres obecny przez wiele godzin, znów obawa, że nie uda się nam zbić prawie 40 stopniowej gorączki…
Po kolejnych nocach czuwania, dniach stresu i serii przyjętego antybiotyku, wyszło dla nas słońce- gorączka ustała, apetyt powrócił, znów na naszych twarzach i w oku kobyłki pojawiła się radość…
Jednak długo ona nie trwała, gdyż stan Jemioły znów się zmienił, niestety na gorsze- znów straciła apetyt, znów była bardzo osowiała, znów podstawowe czynności pozbawiały ją niewyobrażalnie dużo energii.
W tej sytuacji znów wysłaliśmy krew, mocz i kał do laboratorium. Wyniki wykazywały stan zapalny w organizmie Jemiołki- znów, po krótkiej przerwie, trzeba było stanąć do walki, nie odzyskawszy sił po poprzedniej… Czy nasze szanse, a tym bardziej tej kobyłki nie malały?
Znów natychmiastowa reakcja zrobiła swoje- podaliśmy jej leki przeciwzapalne oraz leki osłonowe na wątrobę- pomimo tak wielkich deficytów prawie we wszystkim, nasza nadzieja i chęć do życia tej kobyłki to przezwyciężyła - po trzech dniach opanowaliśmy stan zapalny i znów mogliśmy cieszyć się poprawą w jej stanie zdrowia…
Kochani, ku naszej wielkiej, jednak bardzo ostrożnej przez zdobyte doświadczenie radości, kobyłka znów się ożywiła, ma troszeczkę więcej siły, a co najbardziej nas cieszy, ma ogromny apetyt.
Jej temperatura ciała również się ustabilizowała.
Z każdym kolejnym dniem widzimy poprawę, choć kobyłka nie jest w stanie samodzielnie wstawać i stabilnie chodzić, to w cały proces wstawania wkłada coraz więcej swojej własnej siły…
Na razie, jak to od pierwszych dni było, nic się niż zmieniło, co chodzi o jej pilnowanie- towarzyszymy jej całe dnie oraz noce, pomagamy jej wstać, gdy tylko zasygnalizuje, że już odpoczęła i znów chce się podnieść.
Kochani, życie tego konia jest dla nas bezcenne- dla niego to chyba coś najcenniejszego, gdyż całym swoim ciałem i postawą, cały czas pokazuje nam, jak bardzo jej na nim zależy.
Choć walka ta, wygląda na to, że będzie trwać jeszcze przez długi czas, dalej będziemy walczyć. Cała ta sytuacja, obfituje w ogromny stres, ogromne zmęczenie, ogromne emocje, jednak dla tak cudownej istoty, tak wdzięcznej i kochającej życie, pomimo tak wielkiego zła jakie doświadczyła- nie jesteśmy w stanie odpuścić, tym bardziej, że szansę zwiększają się, choć bardzo małymi etapami, co jakiś czas przerywanymi nagłymi zakrętami w stronę pogarszającego się stanu, nie ustąpimy, choć z każdym dniem kwota do zapłaty za leczenie nieugięcie wzrasta- na dzień dzisiejszy koszty leczenia, zakupu używanych suplementów, paszy, odżywek i opieki weterynaryjnej przekraczają 10 000 złotych… a do końca jeszcze daleka droga i nawet nie chcemy myśleć, jak przyjdzie termin, kiedy trzeba będzie za to leczenie zapłacić, nie wspominając jeszcze o innych wydatkach…
Kochani, nie będziemy owijać w bawełnę- wasze wsparcie jest w tej sytuacji niezastąpione i nigdy od niego nie zależało tyle, ile teraz – po prostu prosimy- pomóż nam, by Jemiołka mogła dostać główną rolę w szczęśliwej bajce, po tak długim czasie spędzonym w ogromnym cierpieniu i wykańczającej walce o życie, którego tak bardzo pragnie.
„Chęć do życia, walka o każdy wdech… ogromnie boli myśl, w której nie będzie już następnych dni”.
Mroźny wiatr, owiewający ogromne łąki… sztywne ciało, leżące na uboczu nich. Nie godzi się z myślą, że nie przetrwa, próbuje cichutko rżeć, nieudolnie próbuje podnieść głowę, jednak bez jakiegokolwiek rezultatu- ono nie chce umierać. Czas mija, temperatura jego ciała wciąż maleje - brak energii, na wzięcie kolejnego oddechu. Jednak w oku wciąż pełno nadziei i chęci do życia.
Godziny mijają, próby podniesienia na nic. Nogi nie są w stanie utrzymać ciężaru ciała, pomimo podanych leków - okryty derką i termoforami - on chce przetrwać tę noc i kolejne lata, chce żyć… Kolejna interwencja naszej fundacji - to była nasza najdłuższa i najcięższa walka, która wciąż trwa, jednak stawka jest zbyt wysoka. Kolejne cierpienie, kolejne bilansowanie na cieniutkiej granicy życia i śmierci, kolejny ból, rany i agonia. Wszystko przez zaniedbanie człowieka…
Trafiliśmy do miejsca, gdzie wszystko wyglądało bajecznie - ogromne tereny, łąki, stado koni. Co jakiś czas postawione bale siana. Jednak cała ta oprawa nie uchroniła przed brakiem odpowiedniego dopilnowania… W całej tej bajecznej atmosferze nie zabrakło miejsca na zło - oddalony od reszty stada koń w agonalnym stanie walczył o życie.
Nie wiemy ile tam leżał, ile czasu nie jadł i nie pił. Wezwaliśmy weterynarza, który jednoznacznie stwierdził, że koń jest zagłodzony, a stan jego jest krytyczny. Podejrzewamy, że wynikiem zagłodzenia był brak dostępu do jedzenia, przez odrzucenie tego konia od reszty stada.
„Są rozkazy, których nie można zaakceptować”. Ta noc, to była wielka wojna- wojna z bezduszną śmiercią. Masa kroplówek, leków, termoforów z ciepłą wodą, by ogrzać wychłodzone ciało tego konia, nieudane próby podniesienia, by postawić go na nogi - pełno osób, sprzętu, stresu i wciąż nadzieja w oku tej bezsilnej istoty. Kochani, czy nie myślicie, po co to wszystko? Po co tak męczyć to zwierzę? Czy nie lepiej, skoro nie miało nawet siły wstać, po tylu kroplówkach, przy pomocy mu w tym, po prostu uśmierzyć jego cierpienia?
W naszej fundacji pracujemy z ludźmi, którzy przez ogromne doświadczenie wiedzą, kiedy należy walczyć, a kiedy odpuścić - zdobyli je poprzez wieloletnią pracę z tymi zwierzętami. Nieraz wydawało się, że wszystko jest już przesądzone- jednak znajdujemy to światełko w tunelu. W tym przypadku, patrząc na tego konia, jasne było, że będziemy walczyć. Będziemy walczyć dla niego - on tak bardzo pragnie dalej żyć.
Kolejne godziny mijają, stan kobyłki się nie poprawia- dalej nie może wstać, rany i odleżyny robią się coraz większe. Gdy siła ludzkich rąk zawodzi, trzeba znaleźć inne rozwiązanie, bo czas ucieka, a w tym przypadku jest na wagę złota. Przy pomocy ładowacza czołowego, pierwszy raz podnieśliśmy kobyłkę, lecz ta po opuszczeniu od razu znowu padła… nie była w stanie ustać ani chwili- czas leciał, zmrok zapadał, a my staliśmy wciąż w tym samym miejscu.
„Są drogi, którymi się nie przejedzie”
Na te łąki nie dało dojechać się samochodem, tym bardziej z przyczepą- grunt był zbyt mokry- potrzebowaliśmy ładowarki teleskopowej, by bezpiecznie przetransportować kobyłę do miejsca, gdzie będziemy mogli załadować ją do przyczepy, by przewieźć ją do naszej fundacji i otoczyć odpowiednią opieką.
Niestety, ładowarkę zdobyliśmy dopiero na następny dzień, po nocy pełnej trudu, w utrzymaniu konia przy życiu- derki, okładanie termoforami, podawanie kroplówek- wciąż temperatura poniżej 35 stopni Celsjusza, gdzie prawidłowa temperatura ciała konia wynosi 37,5- 38,2 stopni Celsjusza. Ładowarkę załatwiliśmy z miejscowości oddalonej o pięćdziesiąt kilometrów - tylko dzięki niej, zabraliśmy tę kobyłkę do naszej fundacji, ponieważ przewiezienie jej ładowaczem czołowym, było zbyt ryzykowne, bo groziło okaleczeniem konia, w przypadku, gdy ten zacząłby się rzucać.
Kobyłka przez całą podróż do fundacji leżała. Jest bardzo słaba, całą dostarczaną energię zużywa na trawienie siana i próbę ogrzania swojego ciała.
Kobyłka jest pod ciągłą kontrolą weterynarza i pod stałą opieką- nie zostaje sama ani na chwilę, gdyż jej mięśnie są bardzo słabe, jednak mimo to kobyłka już próbuje wstawać, choć zdarza się, że gdy chwilę stoi, znów się kładzie, nie mogąc samodzielnie wstać. Jest na to za słaba. Po jakimś czasie zaczyna rżeć, a gdy znów się zbieramy, by ją podnieść, nerwowo zaczyna machać głową, jak gdyby jasno dając do zrozumienia, że ona się nie podda i to nie jest jeszcze jej czas - ona da radę. Przetrwa to.
Pomimo niewielkiej poprawy, Jej stan jest bardzo ciężki, wręcz krytyczny- rany, odleżyny, i utrzymująca się bardzo niska temperatura ciała, pogarszają całą sytuację . Wciąż walczymy, bo i ona wciąż walczy. Pomożemy jej najlepiej jak potrafimy, bo jej wola do życia jest tak ogromna, a tak bardzo doświadczana przez okrutne zło i cierpienie…
Pilnie potrzebne są środki na obdukcję, pełną diagnostykę, zakupienie specjalistycznej paszy, leków i opłacenie wypożyczenia ładowarki teleskopowej oraz transport do naszej fundacji- interwencja miała miejsce w województwie świętokrzyskim- to prawie 500 kilometrów od nas oraz na opłacenie dochodzenia, by ustalić przyczyny doprowadzenia zwierzęcia do tak złego stanu i nadzór pozostałych zwierząt, pozostających na miejscu.
Na dzień dzisiejszy koszty już sięgają 5000 złotych, a potrzebna kwota sięga 20 000 złotych. Kochani, pomóżmy tej zagłodzonej istocie - mimo jej cierpienia, wielu ran i braku siły- jej chęć dożycia nie osłabiła się- podarujmy jej w prezencie to, co dla niej najcenniejsze- życie. Razem na pewno damy radę.
Chcesz uzyskać więcej informacji? Zadzwoń!
665 403 450
Ładuję...