Zwierzęta toną razem z ludźmi

Zbiórka zakończona
Wsparło 1 000 osób
12 294 zł (59,97%)

Rozpoczęcie: 15 Grudnia 2017

Zakończenie: 12 Lutego 2018

Godzina: 01:00

Dziękujemy za Twoje wsparcie – każda złotówka jest cenna.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.

Zwierzęta toną razem z ludźmi! Uratuj nie jednego kota czy psa, ale setki!

Tworzymy łańcuch pomocy, bo bez Was Kochani, to będzie koniec APA. Koniec robienia tego, co kochamy, czemu poświęcamy się absolutnie bez reszty i co jest sensem naszego życia.

Gdy spłynęła pierwsza faktura za prąd, choć spodziewałyśmy się wysokiego rachunku, wbiło nas w beton. Potem zaczęły spływać następne, a wraz z nimi noce stały się nieprzespane. Wszystkie wiemy, ale żadna z nas nie chce tego powiedzieć na głos – to koniec APA. Nie damy rady, nie wiem jaki cud musiałby się stać, byśmy temu podołały. Trzymamy się jeszcze, bo są z nami zwierzaki.

131 kotków i 21 psów!

Ręce mi drżą, gdy myślę, co się z nimi stanie, gdy nas nie będzie, nie – nie chcę o tym nawet myśleć. Rozpieszczone, śpiące w pościeli, jedzące wartościową karmę i wolne, wolne i szczęśliwe – co – schronisko? To dla nich wyrok śmierci. Nie przeżyła bym tego – naprawdę! Nie mogła bym dalej żyć ze świadomością, że jest im źle, że cierpią, że… (

Jak zasnąć, gdy w głowie kłębi się tyle myśli, gdy człowiek wciąż martwi się o te bezbronne istoty nic nie winne temu, że tym światem rządzi pieniądz, a dobre serce to dziś za mało – ba… to nic nie znaczy, gdy przychodzi do płacenia.

Telefony ciągle dzwonią i wszyscy chcą, żeby ratować.  Tylko ci wszyscy nie zdają sobie sprawy z tego, że ratować – znaczy płacić. Nie umiemy odmawiać, tak – to nasza pięta achillesowa i jeśli tylko możemy, zawsze pomagamy. Nie przesadzę mówiąc, że niemal każdego dnia trafia do nas jakaś bida. Nie piszemy na stronie o wszystkich, bo to fizycznie niemożliwe, ale każda z nich wymaga leczenia, opieki i musi mieć co jeść. Przy takiej ilości zwierzaków w tym przewlekle chorych, wizyty u weterynarzy to codzienność. Naprawdę jesteśmy w gabinetach każdego dnia, a gdy z „niczym” nie przyjeżdżamy, weci żartują, że to normalnie święto.

Gdy trzeba ratować, nie myślimy o kosztach tego, bo życie bezbronnych istot jest najważniejsze. Gdy trzeba w środku nocy wsiąść w samochód i gnać do Chorzowa, nie rozmyślamy – tylko pakujemy zwierzaka i jedziemy, modląc się, by mu pomogli. Gdy trzeba było jechać do Niemiec po Feliserin, gdy był jeszcze dostępny, by ratować maluchy – jechało się. Gdy potrzebny jest Canglop z wywieszonym językiem pędzi się do Czech, byle ratować.

Tylko to się liczy - życie !

Większość też myśli, że jest to nasza praca. Nie, nie jest. Wszystko to, robimy społecznie. Każdy z nas jest w stu procentach wolontariuszem, oddającym całe serce temu, co robimy. Nie wypłacamy sobie pensji, bo i z czego. W większości same płacimy za paliwo. Każdego miesiąca, kosztem naszych rodzin dopłacamy do karmy, bo zwierzaki nie rozumieją, że konto puste i nakarmić je trzeba. Ale nie narzekamy. Jest bardzo ciężko, ale te ocalone – one naprawdę wynagradzają każdy trud. Bo my naprawdę kochamy to, co robimy.

To, że możemy zmieniać świat, czynić dobro… Nie wiem, może nie pasujemy do tych czasów, może wielu uzna to za nienormalne, ale to sens naszego życia. Dlatego błagamy Was – pozwólcie nam to dalej robić. Wiemy, że zadanie jest gigantyczne, bo jeszcze nigdy nie byłyśmy w tak dramatycznej sytuacji i jeszcze nigdy nie potrzebowałyśmy tak wiele, ale błagamy – POMÓŻCIE nam. Pomóżcie naszym zwierzętom, które mają tylko nas.

Pomóżcie tym, które czekają na pomoc, a gdy nas zabraknie, ich wołanie o ratunek pozostanie głuche :( Po prostu Was usilnie błagamy, bo już nic więcej nie możemy zrobić :(

Wsparło 1 000 osób
12 294 zł (59,97%)