Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Bardzo dziękujemy wszystkim za każdą złotówkę, azylu nie rozbudujemy, ale udało się opłacić trochę zaległych faktur.
Nie mam siły dłużej się oszukiwać, jesteśmy bezsilni, zawsze było ciężko, wszystkiego brakowało, fatalna sytuacja finansowa, ale była też wiara i nadzieja, kiedy zjawił się covid i większoś nie przyjmowała potrzebujących zwierząt, do nas już w pierwszych miesiącach trafiło kilkanaście potrzebujących zwierzaków, ostatni rok powalił nas na łopatki, nie ma już nic, tylko zgliszcza, TO KONIEC.
Dotarło do mnie, że nie przetrwamy, dłużej nie damy rady. Nadzieja zgasła.
Znowu mamy długi. Nie mamy za co opłacić hoteli, leczyć zwierząt, kupić leków, karmy, opłacić profilaktyki, nie mamy na pozostałe koszty utrzymania. Kilka banków odmówiło mi kolejnego kredytu, nadal spłacam inne psiowe pożyczki i m.in. dlatego nie mam zdolności.
Założona zbiórka na utrzymanie i azyl już kilka razy się przedawniła, mimo wznowień brak rezulatu https://www.ratujemyzwierzaki.pl/azylizycie
a przyszły kolejne miesiące, a wraz z nimi kolejne zwierzęta, wydatki i faktury.
To koniec. Po latach pomocy musimy się poddać.
Oczywiście nie zostawimy naszego stada, mają tylko nas, walczymy o nie bez wytchnienia i do ostatniego nie odpuścimy. Niestety żadnemu więcej już nie pomożemy.
Pod opieką mamy kilkadziesiąt zwierząt, większość trafiła w fatalnym stanie, sporo nie jest adopcyjnych.
Przyjęcie pod opiekę, to dopiero początek, to wysiłek, nerwy, czas, ogromne koszty i wielokrotnie łzy. Dla nas wynagrodzeniem jest obserwowanie ich przemiany, człowiek je skrzywdził i człowiek może odmienić ich los, ale już nie my :(
Pełna miska i ciepły kąt...
Tylko tyle i aż tyle, niby tak zwykła rzecz, aż niewyobrażalne, że tylu zwierzętom może jej brakować. Tymczasem okazuje się, że jest nieosiągalnym marzeniem wielu czworonogów.
Czy uda nam się zebrać środki na stworzenie im tego miejsca? Zostało mało czasu.
Trafiają do nas głównie zwierzęta doświadczone bezdomnością, okrutnie potraktowane, chore, kaleki, stare, niewidome i głuche. Czy nie zasługują by swoich dni dożyły w ciepłych domowych warunkach u boku człowieka?
Sporo zostaje z nami na długie miesiące, a nawet lata, bo są lękowe, po przejściach i zajmuje im więcej czasu by zaufać. Do adopcji trafiają kiedy są na to gotowe, a część z nich zostaje z nami do końca swoich dni.
To "nasze" zwierzęta, są nie przy nas, ale z nami, a my jesteśmy dla nich, poświęcamy im swój czas, leczymy, dbamy, oddajemy serce, obdarzamy miłością. Przy nas i innych zwierzętach socjalizują się, otwierają, zaczynają ufać. Dostają czas i lepsze jutro.
Prosimy pomóżcie zebrać środki na dom pseniora, podarujmy im godną starość.
Fundacja Tusia
mBank 07 1140 2004 0000 3502 7713 5200
BIC/SWIFT: BREXPLPWMBK
IBAN: PL 07 1140 2004 0000 3502 7713 5200
paypal: fundacjatusia@gmail.com
T. 695491549
Pełna miska i ciepły kąt...
Tylko tyle i aż tyle, niby tak zwykła rzecz, aż niewyobrażalne, że tylu zwierzętom może jej brakować. Tymczasem okazuje się, że jest nieosiągalnym marzeniem wielu czworonogów.
Czy uda nam się zebrać środki na stworzenie im tego miejsca? Zostało mało czasu.
Trafiają do nas głównie zwierzęta doświadczone bezdomnością, okrutnie potraktowane, chore, kaleki, stare, niewidome i głuche. Czy nie zasługują by swoich dni dożyły w ciepłych domowych warunkach u boku człowieka?
Sporo zostaje z nami na długie miesiące, a nawet lata, bo są lękowe, po przejściach i zajmuje im więcej czasu by zaufać. Do adopcji trafiają kiedy są na to gotowe, a część z nich zostaje z nami do końca swoich dni.
To "nasze" zwierzęta, są nie przy nas, ale z nami, a my jesteśmy dla nich, poświęcamy im swój czas, leczymy, dbamy, oddajemy serce, obdarzamy miłością. Przy nas i innych zwierzętach socjalizują się, otwierają, zaczynają ufać. Dostają czas i lepsze jutro.
Prosimy pomóżcie zebrać środki na dom pseniora, podarujmy im godną starość.
Fundacja Tusia
mBank 07 1140 2004 0000 3502 7713 5200
BIC/SWIFT: BREXPLPWMBK
IBAN: PL 07 1140 2004 0000 3502 7713 5200
paypal: fundacjatusia@gmail.com
T. 695491549
Dzisiaj przestało mi się chcieć. Straciłam wiarę i siły.
"Co to za schronisko?" Takie pytanie padło pod jednym ze zdjęć naszego stada.
Praca, rodzina, dom, zwierzaki, wolontariat. Robimy co możemy by zapewnić im godne życie, diagnozować, leczyć. Kredytu już nie dostanę, wybrałam co mogę dla nich.
Znaleźliśmy miejsce, niestety przepadło.
Rurki z kremem, kwiaty, warzywniaki... tam kolejki sięgają kilometrów. Apel o pomoc dla "zabezpieczonych" zwierząt? Zero odzewu.
Walczyłam i walczę, niestety umieramy.
Apele z "polecenia" o pomoc, m.in. na 12.000 zł, nasze konto NIGDY znie widziało takiej kwoty, wszystko co wpływa natychmiast są opłacane faktury i zaległości.
Na palcach jednej ręki mogę zliczyć wpłaty tysięczne.
Co dalej? Nic, umieramy. Tusia przestanie istnieć. Pilnie szukamy miejsca dla naszych zwierzaków.
To były sekundy, nadjechał samochód, pisk, skowyt i krew. Wpadł prosto pod maskę, kierowca chciał uwolnić psa spod kół i cofał, pogarszając sytuację. Pimpek wpił się w atrapę, ciężko było go wydostać. Dopiero zaczyna życie, a już doznał tyle bólu i cierpienia. Wczoraj trafił do kliniki w Jędrzejowie. Przeszedł badania. Rany na głowie. Miednica i wszystkie cztery łapy połamane‼
Psiaka czeka kilka operacji, pierwszy zabieg na tylne łapy i miednica. Kolejne etapy to przód. Pimpek to jeszcze dziecko, ma ok. 5 miesięcy, kościec jeszcze rośnie, jest jak chrząstka. To będzie bardzo kosztowna, długa i trudna "walka" o życie i sprawność, ale czy patrząc w te oczyska można powiedzieć "nie próbujemy"?
Już nie raz dzięki Wam uratowaliśmy psie życie, prosimy i teraz, pomóżcie uratować to dziecko‼
Dzięki temu miejscu Tusiaki będą zabezpieczone, dzięki temu miejscu nie będzie długów i nerwów o opłaty hotelowe. Wrócą wolontariusze, spacery, nie dajemy rady we dwie
W obecnym miejscu nie możemy zostać, nasze stado nie jest tam bezpieczne, szkło na terenie, jajka na budynku, uspokajanie starszych, schorowanych psów przy uporczywym trąbieniu pod bramą, nawet sprawa sądowa bo "psy nie mają prawa szczekać", a wieś to nie wieś... Gmina równierz jest nastawiona negatywnie, a "bezdomne psy trzeba usypiać"...
Przestali przyjeżdżać wolontariusze, szkolna młodzież która wyrabiała sobie punkty do świadectw, przestali, bo się boją, nie raz byli słownie atakowani przez sąsiada pod bramą, mnie również atakował, nie raz!
Tak, zgłoszone, umożone.
Długo się zastanawiałam czy o tym pisać, ale walczymy o nie by polepszyć ich los, by znaleźć domy, wyleczyć, zadbać, sprawić by jeszcze były szczęśliwe‼
Błagam o pomoc i wsparcie‼
Pobity, przyduszony, wrzucony do rzeki na pewną śmierć!
W minioną niedziele mężczyzna łowiący ryby w rzece Świślina w gminie Kunów zauważył w wodzie psa. Zwierze nie reagowało na wołanie. Kiedy wyciągnięto go na brzeg, okazało się, że pies ma poważne obrażenia głowy oraz krwawi. Dodatkowo miał na szyi ciasno zawiązaną smycz.
Przewiozłam Fuksa do kliniki, chociaż bardzo baliśmy się, czy da rade. Niestety innej opcji nie było, musiał trafić do kliniki 24 h.
Stan fuksa jest bardzo ciężki, czaszka zgruchotana, obrzęg, ropno-krwisty wysięk z nosa, wyschnięte, zapadnięte gałki, krew w uszach, krwiaki w pyszczku.
Walczymy o jego życie!
Łapki niestety nie dało się uratować :(
Berni szuka domu.
Bumer i Dyzio od lat mieszkają w hotelu.
Wszyscy już o nich zapomnieli :(
Dyzia Gryzia wyrwałam z pysków innych psów, które rzuciły się na niego w kojcu w przechowalni i chciały rozszarpać. Jak? Sama do tej pory nie wiem, tumany kurzu, pisk, wrzask, skowyt, złapałam za kark i zarzuciłam na ramie.
Dyzio jest troszke dzikuskiem i wymaga cierpliwości i spokoju, ma ok. 7-8 lat.
Bumer trafił do nas po śmierci swojego Pana, miał przyjaciółke Lucynke, niestety Lucynki już nie ma :(
Jest wesołym, energicznym seniorem, ma ok 10 lat.
Obaj szukają domów stałych i proszą o wsparcie na utrzymanie
Taki dzień jak dzisiaj, roztopi serce największego twardziela.
Na taki dzień, czeka każdy opiekun :)
Bohaterem jest Śledzik, pies, którego większość by uśpiła.
Pewnej nocy pojawił się na jezdni kręcąc się w koło. Pojechałam, zabrałam. Najpierw trafił do kliniki, na konsultacje, potem do hotelu.
Niewidomy, wielki, cuchnący, problemowy, chory, agresywny. Sierść musieliśmy zgolić maszynką do owiec, bo zwykłe nie dały rady. Za jedzenie by zagryzł.
U nas zwierzaki mają pomieszczenia w domu. Mamy trzy awaryjne kojce i właśnie tam wpasował się Śledziu i to jeszcze w środkowy box
Co zrobić?
Wydać kolejne pieniądze, których nie mamy i zabezpieczyć. Pilnować przy posiłkach, kontrolować spacery. Najlepiej z mietłą w ręku i piórkiem w tyłku, żeby szybko spiep...ć jak zajdzie potrzeba.
Oczywiście robiliśmy wszystko by takiej potrzeby nie było, tym bardziej że piórek nie mamy.
W pewnym momencie jego stan się pogorszył. Pilnie trafił do kliniki, wyrok Cusching :(
Włączono Vetoryl.
Praca z nim była ciężka i nadal jest, ale...❗
Dzisiaj to ten dzień❗
Dzisiaj towarzyszył nam wszędzie, na terenie, na tarasie, a nawet wpakował się do domu❗
Jeszcze nie wyściskam Śledzia i nie dam buziaka, ale dzisiaj głaskałam (powarkiwał) i smaczki brał z ręki bardzo delikatnie.
To nie koniec, to dopiero początek zmian :)
W tym świecie wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Stan naszych podopiecznych jest tak różny, poważny, że trzeba być gotowym na wszystko i o każdej porze.
Jedyne na co nie można się przygotować, to wydatki i śmierć :(
Już wiele razy usłyszałam, że u nas to nic się nie dzieje, bo nic nie piszemy, albo żebym rozłożyła posty na cały dzień, a nie wrzucała na raz i żebym nie umieszczała w jednym poście wielu informacji, bo się zlewa.
To bardzo cenne rady i staram się.
Niestety milczenie nie oznacza że nic się nie dzieje. Nic bardziej mylnego, im więcej milczymy, tym więcej się dzieje.
Robimy co możemy, większość własnymi rękoma, ograniczonymi środkami i miejscem.
Marzą nam się lepsze warunki dla nich, chociaż tutaj czują się bardzo dobrze, ale chcemy dać im dużo więcej! Szczególnie tym, które zostaną z nami do końca, chociaż zawsze mamy nadzieję na cud. Niestety nie zawsze tak się dzieje, dlatego my musimy stworzyć im warunki i domową atmosferę.
Większe pomieszczenia, gdzie urządzimy najfajniejsze pokoje i domową atmosferę, gdzie bezdomniak z ulicy, trafi na sofe, podusie, a nie za kraty.
Potrzebny większy teren, budynki, zrobimy placyk zabaw, zrobimy miejsce dla seniorów, miejsce dla juniorów.
Zobaczycie, to będzie raj dla bezdomniaków, ich miejsce❗
Podobno nadzieja umiera ostatnia, a ja bardzo wierzę, że to miejsce powstanie i będę o to walczyć.
Dzisiaj miałam kiepski dzień, dzisiaj chciałam odpuścić i wydarzyło się to❗
Wierzę w znaki, Śledzik nie dał mi się załamać. On wie, że wreszcie się uda.
Większość z nich jest stara i chora, zwykle zostają z nami do końca. Mieszkają w hotelu, tymczasach, ale nie tak powinna wyglądać ich starość. Powinny mieć swoje miejsce, dom!
Takie właśnie miejsce chcemy dla nich stworzyć.
Jest wdzięczni wszystkim ludziom dobrej woli, którzy dorzucili cegiełkę. Nadal bardzo prosimy o pomoc.
Elza ma już 12 dni :)
Kama opuściła już klinikę. Czekamy na wynik hist-pat.
Nadzieja i Kubi
Rany Kardesa ładnie się goją.
Misio dużo lepiej.
Rudy
Dziadzio wróbelek
Witajcie, chciałabym przedstawić Wam naszą historię choć nie jest mi łatwo :( Sama już nie pamiętam od kiedy to trwa, od dziecka ciągle otaczałam się zwierzętami, dbałam, kochałam, szukałam domów.
Stało się to moją pasją, potem "pracą", aż wreszcie nałogiem, który wymaga wielu wyrzeczeń, często kosztem rodziny, świąt, nieprzespanych nocy, kolejnych kredytów, nerwów i ciężkiej harówy.
Zawsze one dawały 1000 % motywacji i mimo że wszystko różnie się układało - były wzloty, były upadki ale zawsze udawało się nam przetrwać trudne chwile, bo one dawały wiarę i siłę w lepsze jutro.
Aż do teraz... wszystko runeło i zaczęło się prawdziwe piekło, wszystko się wali.
Wiele osób wspierających nasze zwierzaki i pomagających, również stało się ofiarami Covid 19, co przyczyniło się do utraty stabilizacji, niepewnością jutra, nerwami i strachem o nie.
W czerwcu tracimy teren gdzie jest większość naszych zwierząt, co z nimi dalej? Pomyślałam sobie, jakos to będzie, damy radę, coś wymyślimy, przecież zawsze udawało się mimo wielu trudności...
Nic nie wymyślimy, nie damy rady, nie przeskoczymy sami tej przepaści, pomysły się skończyły, karma, leki, możliwości, finanse również i czas się kończy!
W akcie desperacji zwracam się o pomoc do Was.
Kończy się czas, wizja utraty dachu nad głową naszych zwierzaków jest przerażająca, może za miesiąc lub dwa wreszcie coś ruszy, ale dla nich może być za późno, większość to chore staruszki, nowotworowe, niewidome.
Nigdy nie myślałam, że będę tak zdesperowana, ale nie mamy już czasu. Jedynym wyjściem jest stworzenie własnego azylu/hospicjum gdzie nasze zwierzaki będą już u siebie. Dla nich nic się nie zmieni, nadal będą tworzyć stado, żyć razem, szczęśliwe, pod okiem opiekuna.
Dziękuję, jeżeli przeczytaliście do końca i za każdy dar serca.
T. 695491549
Kiedy o 12.09 zadzwonił telefon, słowa doktor zwaliły mnie z nóg...
Lider na stole, niestety sytuacja tragiczna
Nie jest wykluczone, że będzie trzeba uśpić śródoperacyjnie
Przecież ja się nawet nie pożegnałam! Dopiero co się otworzył! Dopiero cieszy się życiem!
Prosiłam ratujmy.
Kolejne minuty to był horror, aż do 13.38, kiedy zadzwonił doktor...
Lider przeżył❗
Operacja była długa, bardzo trudna, usunięto 2 guzy wątroby i pęcherzyk żółciowy (jeden położony w płacie ognistym, drugi w prawym płacie częściowo zrośnięty z pęcherzykiem żółciowym), nie udało się usunąć śledziony i jąder, operacja była zbyt długa, Lider stracił sporo krwi.
Po zabiegu trafił do szpitala, pod intensywną opiekę.
Rokowania niepewne.
Byłam, głaskałam, nagadałam, że teraz to już nie może się poddać, najgorsze za nim, tyle Wujków i Ciotek trzyma za niego kciuki, musi walczyć❗
Szukamy domu tymczasowego dla Lidera i prosimy o pomoc w walce o jego życie
https://www.ratujemyzwierzaki.pl/liderzlancucha
T. 695491549
Najtrudniejsze w opiece nad zwierzakami jest pożegnanie…(*)
Większość z nich nigdy nie zaznała miłości, robimy wszystko by im to wynagrodzić, niestety czasami zbyt późno :(
Pożegnanie to ogromny ból, zwłaszcza dla opiekuna i nie ważne czy był z nami rok czy dzień, boli tak samo, bo kiedy do nas trafiają, nie są już niczyje, są nasze!
Staram się być twarda, zwykle myślę o złych ludziach by nie płakać, ale jeszcze nigdy nie udało mi się powstrzymać łez kiedy odchodzą, patrzę im w oczy, przytulam, a łzy same ciekną po policzkach, źrenica się rozszerza, pojawia się mgła...
Zawsze jest za wcześnie :(
Ciężko się z tym pogodzić, bardzo boli kiedy jadąc do hotelu nie ma ich tam :(
Brzuch boli, w gardle ściska.
Najgorsza jest świadomość, że mimo walki odchodzą "bezdomne", że się nie udało, dlatego tak walczymy o miejsce dla nich, bezpieczną przystań!
Sami nie damy rady :(
Naszym celem jest stworzenie miejsca, gdzie zwierzęta przebywające pod opieką fundacji, będą bezpieczne. Będą u siebie.
Trafiają do nas psiaki w ciężkim stanie, stare, agresywne, chore, bez szans. Każdego dnia walczymy o ich zdrowie. Walczymy do końca. Nasze zwierzęta żyją w stadzie, wolne, nieograniczone, wreszcie cieszą się życiem.
Chcemy, a właściwie nie mamy wyjścia, musimy mieć wreszcie bezpieczną przystań! I mamy mało czasu!
Nawet nie chcę myśleć co się stanie jeśli się nie uda, co ze zwierzętami? Wyrwane ze schronisk, znajdy, stare, chore, porzucone, skrzywdzone, kalekie, znowu mają trafić za kraty?
Pod naszą opieką jest kilkadziesiąt zwierząt, psy, koty, szynszyle, świnki. W dalszych działaniach znacznie ogranicza nas brak funduszy i miejsca, gdzie nasi podopieczni będą miały namiastkę domu i godne warunki, w których będą mogły nabrać sił i odzyskać wiarę w człowieka. Dojść do siebie po zabiegach. Większość z nich to stare, niewidome, nowotworowe, kalekie, chore psy, które najczęściej zostają z nami na dożycie, chcemy by jeszcze zaznały dobra, cieszyły się życiem, by miały miejsce, gdzie będą czuły się jak w domu.
Od dawna bijemy się z myślami o stworzeniu własnego azylu, miejsca gdzie każdy nasz zwierzak będzie bezpieczny już do końca, gdzie starość i diagnoza nie mają znaczenia, bo dla nas diagnoza to nie wyrok! Nasze zwierzęta większość dnia spędzają na świeżym powietrzu i nic nie ogranicza im wolności.
Nie ma nic piękniejszego, jak zgarnięty z ulicy staruszek, w którym ledwo tliło się życie, zmienia się na naszych oczach w brykającego, gderliwego geriatryka, który bawi się piłką z młodzikami.
Nie ma nic piękniejszego, jak zrezygnowany, lękliwy, wycofany zwierzak, sam z siebie przyjdzie po głaski.
Jak kości obleczone skórą, zmieniają się w pięknego psa.
Otworzyła się przed nami możliwość zakupu pięknego miejsca, z dala od miejskiego zgiełku. Pozwoliłoby to nam zaoszczędzić na opłatach za hotele i płatne domy tymczasowe, moglibyśmy wówczas przeznaczyć te środki na leczenie, opłacenie rachunków w klinikachleki i karmę.
Poznajcie nas i naszych podopiecznych, zobaczcie, co robimy.
Od lat walczymy o zwierzęta, bezdomne, chore, porzucone, okaleczone i maltretowane. Jesteśmy zwykle tam, gdzie brak jest jakiejkolwiek pomocy. Bywa i tak, że trafiają do nas zwierzęta właścicielskie, gdzie właściciel widzi tylko możliwość eutanazji. Osierocone, stare. Leczymy, dbamy, utrzymujemy, szukamy nowych domów.
Staruszki zwykle zostają z nami do końca, to głównie dla nich potrzebujemy bezpiecznej przystani.
Ich życie jeszcze może być piękne, jeszcze mogą dostać to, czego nigdy nie zaznały, miłość człowieka!
Obecnie cały świat walczy z Covid, a my od lat walczymy z pandemią bezdomności, bezmyślności, okrucieństwa i braku funduszy.
Trafiają do nas psiaki w ciężkim stanie, stare, agresywne, chore, bez szans.
W miarę możliwości robimy wszystko, by przetrwać, jednak samymymi chęciami się nie utrzymamy. W wyniku pandemii straciliśmy większość darczyńców, pomoc. Czym nakarmimy zwierzęta? Za co kupimy leki?
Covid sprowadził nas na dno. Nasza dalsza działalność nie będzie możliwa bez bezpiecznej przystani, bez miejsca gdzie każdy nasz podopieczny znajdzie swoje miejsce, bez obawy że za chwilę je straci, bo nie mamy za co go utrzymać.
To co się dzieje na świecie, zostawiło zupełnie bez pomocy tych najsłabszych, zależnych od człowieka, zwierzęta.
Od lat dzięki Waszej pomocy i wsparciu udawało się ratować kolejne. Dlatego wierzymy, że teraz też wspólnie nam się uda!
One same nie poproszą, nie podziękują, ale dzięki Wam będą żyć, często bez bólu i cierpienia, będą mieć swojego "człowieka", swoje bezpieczne miejsce, Was i już nigdy nie będą niczyje!
Mimo ogromnych chęci, wiary, miłości do nich, bez pomocy ludzi o wielkich sercach, sami nie damy rady niczego zrobić.
Jest ciężko, coraz częściej jesteśmy zmuszeni do wyboru karma czy leczenie. Stoimy na krawędzi.
Nasze psy żyją w stadzie, tworzymy rodzinę! Wcześniej agresor, u nas przytulak, całe dnie mają wolność i człowieka, mają namiastkę domu.
Bardzo prosimy o wsparcie i dziękujemy za dotychczas okazaną pomoc!
Wszystko co już istnieje, dzieje się głównie dzięki Waszemu wsparciu!
Przedstawiamy kilkoro z naszych podopiecznych, część ma już dom, w ich miejsce przyszli kolejni:
Nordzio, 9 lat tak przypięty na łańcuchu!
Śledzik, wielki, stary, ślepy, agresywny... Znaleziony w nocy na środku jezdni, ogromne ciśnienie w obu gałkach, ból i cierpienie. Sierść przypominała skorupę, musieliśmy zgolić wszystko maszynką dla owiec, zwykłe nie dały rady :(
Walczyliśmy ponad rok by zaakceptował nową sytuację, udało się, kiedy poczuł się u siebie, przyszło kolejne załamanie zdrowia i wyrok, Cusching! Śledzik od kilku miesięcy bierze Vetoryl, jest lepiej i oby tak się utrzymało.
Pestka z przechowalni w Kozienicach, wyrzucona z samochodu, wpadła pod koła drugiego.
Misio z Wojtyszek.
Kares kilka miesięcy żył na ulicy, z wielkim guzem na piersi.
Niestety to nowotwór. Na początku maja zaplanowana jest reoperacja i powiększenie marginesu.
W domu tymczasowy smutny i zrezygnowany Kares rozkwita pod okiem opiekunki.
Maniek, kilka miesięcy na ulicy ze złamaną łapą.
Sid
💕
7 nieszczęść z końskiego... Po śmierci opiekunki przez 4 miesiące żyły w pustostanie, zdziczały, przestały ufać. W najgorszym stanie był Ząbek, wybite zęby, uszkodzone oko.
Ząbek już po operacji, Tula i Imbirek mają już domki. Filip, Jacek, Balbinka i Mysza nadal szukają.
4 staruszki z Wojtyszek, niewidome Misio, Kajo i Rudy oraz Czeko, spędził w schronisku 10 lat :(
Od kilku dni z nami, dzisiaj Misio ma operację usunięcia gałek i nowotworu z powiek.
Kilka dni temu przyjechał do nas Lider, piękny, dostojny, wielki psiak. Spędził 14 lat na łańcuchu, przypięty do betonowej ściany, bez budy! W misce chleb z wodą.
Jak u wszystkich naszych staruszków, ma problem ze stawami, niedomykalność zastawki i niedoczynność tarczycy.
Po wyjściu z samochodu chodził jak połamany, bał się stanąć na trawie, nie zna innego podłoża niż beton.
Terry, wisiał w lesie na lince. Osoba która go znalazła, przyniosła w torbie na podwórko. Tak trafił do nas. Chory, wycieńczony.
Teraz to Maniek pies domowy :)
1 czerwca znalezione na śmietniku, ledwo co się urodziły. Niestety mimo ciężkiej walki o nie, przeżyły tylko dwa.
Oddaliśmy im wszystko, dom, pomieszczenia, teren, pralkę, zmywarkę, ale przede wszystkim nasze serca 💕 Razem tworzymy rodzinę, pomóżcie stworzyć nasze miejsce na ziemi!