Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Od kilku miesięcy sytuacja jest tak ciężka, że zastanawiamy się, czy jeszcze bezdomne zwierzęta zasługują na ratunek. Czy jeszcze ktoś się nimi interesuje. Od kilku miesięcy nie przyjmujemy już nowych zgłoszeń, odmawiamy pomocy wielu. Jednak bez względu na to mieliśmy pod opieką już wiele bezdomnych kotów. Jeśli jesteście z nami od początku, to wiecie, że skupialiśmy swoją pomoc głównie na starych, ciężko chorych dzikusach. Zwłaszcza dzikuskach, które z różnych względów nie mogły już dłużej żyć na ulicy. Pisząc "skupialiśmy" wiemy, że to już czas przeszły, bo nasze działania się kończą. I choć marzy nam się, by dalej móc pomagać, by dalej walczyyć tym czemu się poświęcamy, tak teraz marzy nam się jedynie, by mieć możliwość dokończyć opiekę nad kotami, które już u nas są.
Nasi wolontariuszę każdego dnia ciężką walczą o każdą złotówkę dla naszych kotów. Prowadzą bazarek, bazarek książkowy, wyprzedają rzeczy na OLXie, zbierają ubrania do kampanii zbierania odzieży. To wszystko w ramach wolontariatu, by chociaż mieć na jedzenie, żwirek czy czynsz za kociarnie. Jednak schronienie i pełne brzuchy to nie wszystko. Mamy pod opiekę głównie koty chore. Mieliśmy pod opieką koty w stanie skrajnego zaniedbania, koty wymagające operacji, często nagłych i koniecznych, które podbijały nam każdego miesiąca dług w lecznicach. Te jednak nie mogą dłużej przymykać oko na te długi. To są też lekarze, którzy pracują na to, by mieć za co żyć. Dlatego w pełni to wszystko rozumiemy. Tylko my nie mamy już za co opłacić długu. Nie mamy za co leczyć naszych kotów. To nie są koty, które dadzą radę w schronisku, bo ich stan wymaga dobrego pożywienia, częstych konsultacji u specjalistów, pracy behawioralnej. Mamy koty, które wiemy, że mają u nas dobrze, którymi zajmujemy się starannie i wiemy jakich domów im szukać, by dom podołał opiecę nad takim kotem. Nie chcemy tego stracić, ale nie wiemy co robić dalej....
A co jeśli powiemy, że takie koty jak te ze zdjęcia będą umierać na ulicy, nie otrzymując pomocy? A co jeśli powiemy, że to niestety staje się coraz bardziej realne?
Nie możemy pomagać z myślą, że "jakoś to będzie". Już dawno jakoś przestało być. Już dawno jesteśmy na skraju wytrzymałości. Nie mamy pieniędzy na karmę, żwirek, opiekę weterynaryjną. Opłacić trzeba również czynsz za kociarnie, rachunki za prąd... pomaganie kosztuje sporo. Pomaganie to nie tylko wysiłek wolontariuszy. Pomaganie to ogromne pieniądze, których potrzebujemy. Jeśli mamy dalej pomagać potrzebujemy wspólne mobilizacji. Albo zamykamy, albo pomagamy, nie ma innego wyjścia.
Jeśli zastanawiacie się nad losem kota ze zdjęcia to jest z nami. Miał jechać do schroniska i pewnie już by go z nami nie było, o ile do schroniska by dojechał. Może byłby kolejnym kotem wyrzuconym gdzieś nad rzeką przez straż miejską.... kto wie. Walczymy o jego życie i tak naprawdę w naszych wspólnych rękach pozostaje decyzja czy będziemy walczyć o kolejne, czy nie.
Żeby walczyć, musimy w końcu spłacić długi. Musimy mieć na karmę, żwirek, czynsz, opłaty. Prosimy o Waszą pomoc!
Ładuję...