Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękuję Państwu za udział w zbiórce. Każde nawet najmniejsze wsparcie jest dla tych zwierząt niezwykle ważne.
Dziękujemy w ich imieniu.
Tym razem będzie bardzo poważnie. Proszę o przeczytanie do końca.
Przede wszystkim Blanka ze zdjęcia. Kot środowiskowy, którego zawiozłem po prostu na uśpienie. Choroba była tak posunięta, że cokolwiek nie miało racji bytu.
Koty środowiskowe też nie mają racji bytu na ulicach, ale są, rodzą się, chorują, ulegają wypadkom, umierają.
Nikt nie jest wstanie dokładnie policzyć ile kotów żyje na ulicach naszych miast, miasteczek, miejscowości. Większość z nich żyje kilka godzin lub dni, szczęściarze dożywają kilku lat, garstka umiera ze starości. Garstka na wiele milionów.
Ulice to wielka maszynka do mielenia kociego mięsa.
Sytuacja psów w medialnych teraz Radysach jest niczym w porównaniu z gehenną kotów na ulicach, ale tego prawie nikt nie dostrzega. Nie oszukujmy się, ale sierściuchy są najczęściej tematem dodatkowym do tematyki zwierząt w Polsce. Psy ratowane ze schronisk, konie ratowane przed rzeźnią, a kto ratuje koty, których życie może trwać kilkanaście lat i dłużej, a trwa tak bardzo krótko i bardzo często w ogromnym cierpieniu. Bardzo mało osób. Znacznie mniej niż psy czy koty.
Przechodząc do sedna, zacznę od tego, że psy, suki najczęściej wychowują szczeniaki przy człowieku, owszem zdarzają się mioty rodzone w lesie, czy na polu, ale są to sporadyczne przypadki. Łatwiej też taką rodzinę namierzyć. Z kotami jest znacznie gorzej bo kotki, dobrze ukrywają kocięta i znalezienie ich przed wyprowadzeniem jest prawie niemożliwe. Za to doskonale sobie z tym radzą drapieżniki, a często się zdarza, że kotka po prostu zginie. Nikt tak naprawdę nie kontroluje ilości rodzących się kotów na ulicy. Nikt nie wie ile z nich dokładnie ginie. Oczywiście mówi się, pisze się, krzyczy się o sterylizacji (kastracji kotek jakby ktoś chciał się czepiać, bo niezwykle istotna jest przecież właściwa nazwa od samego faktu zabiegu), ale na tym bardzo często się kończy - na sterylizujcie. I o ile gminy miejskie, wiejskie przeznaczają na to środki to są to środki niewspółmiernie małe do potrzeb. Środki, które szybko się kończą, a organizacje starające się to zapewnić po prostu nie nadążają. Statystycznie z roku na rok sterylizują coraz więcej kotów. Skąd się biorą owe koty. Są to koty zbiegłe i porzucone, których opiekunowie nie zadbali o zabieg lub po prostu nie widzą jego konieczności, a jednocześnie wypuszczają koty na ulice. Niekastrowany kocur znajdzie niekastrowaną kotkę, a ta urodzi kolejne kocięta do przemielenia. Wiele osób wręcz znalazło w tym kraju sposób na życie poprzez rozdawanie kociaków domowych lub raczej przydomowych kotek, które trafiając w nieodpowiedzialne ręce, zasilają w krótkim czasie uliczną rzeźnię. Większość osób tego niestety nie dostrzega, ale ktoś kto zajmuje się kotami widzi zamykające się koło kociej bezdomności i wie, że problem jest o wiele większy niż problem psów. Umieralność jest o wiele większa niż psów. Bo tak naprawdę większość programów dotyczy psów, a koty nie są już tak ważne i ich status nie jest dobrze uregulowany prawnie.
O ile na te kocie kastracje uda się czasami coś zebrać to na leczenie już jest znacznie gorzej, a o karmieniu już nie wspomnę. Nie chcę nikogo urażać i nikomu odbierać pomocy, ale post zasadniczo zmierza do pomocy kotom. Od lat obserwuję zbiórki i wiem jakie idą jakie nie. Jakie są w modzie, jakie są sezonowe, a jakie są pomijanie. I najczęściej pomijane są właśnie zbiórki kocie, zbiórki opiekunów społecznych z prośbami o leczenie i karmę. Bo kto się będzie tym przejmował. Kot sobie poradzi. Nie poradzi sobie. Opiekunowie sobie nie radzą i potrzebują pomocy i to pomocy dużo większej niż by się wydawało. Pod opieką nie ma się jednego kota, dwóch, ale jest to z reguły kilka, kilkanaście, często kilkadziesiąt. Są to koty, które trudno wyłapać, trudno leczyć, a nawet zadbać o najzwyklejszą profilaktykę. A gdy się udaje to zwierzę jest na ostatnich łapach. Nie ma odpowiedniej ilości miejsc dla psów, a dla kotów jest ich jeszcze mniej, gdzie zdecydowanie więcej zwierząt wymaga długotrwałego procesu socjalizacji, lub ta socjalizacja jest częściowa. Wynika to po prostu z krótszego okresu domestykacji i dużo łatwiejszego tak zwanego procesu wtórnego zdziczenia. Ale nie jest to zwierzę dzikie a raczej zwierzęta podlegające procesom synurbizacji. Dostosowania się do warunków stworzonych przez człowieka i w nich żyjących. Warunków trudnych, niebezpiecznych, nieprzewidywalnych, a koty źle znoszą zmiany i wszelkie zmiany są dla nich bardzo stresogenne.
Tak bardzo ważna jest pomoc kotom i jest jednocześnie tak bardzo pomijana. Mogę śmiało napisać, że śmiertelność wśród kotów wielokrotnie przewyższa śmiertelność psów. Znikają koty dorosłe, młode kociaki, całe mioty. Jeśli koty są zwierzętami towarzyszącymi to ciężko w to uwierzyć widząc obojętność wobec ich problemów
Wypada wspomnieć, że same koty są zagrożeniem dla innych zwierząt i na ulicach są po prostu szkodnikami, trzebiącymi inne gatunki, a ich liczba jest cały czas bardzo wysoka.
Cały ten nieco przydługo post zmierza w jednym kierunku. Koty, koty tak bardzo omijane przez większość, potrzebują większej pomocy niż psy. I teraz właśnie w okresie gdzie cała Polska patrzy na Radysy, patrzę na ulice wokół siebie i widzę koszmar dużo większy. Śmierć setek, tysięcy kotów i mało osób, chętnych do pomocy. I nie piszę tego postu dla siebie, choć piszę go pod swoją zbiórkę na zakup karmy dla około 600 kotów, ale piszę go zapewne w imieniu wielu opiekunów i wielu organizacji, które pomagają kotom, a tak bardzo są niedoceniane i widzą dramaty znacznie częściej niż opiekunowie psów. Nie zapominajmy, że zwierzęta z interwencji, psy z interwencji mają opiekunów, których obowiązkiem jest, było zadbać. Koty na ulicach nie mają tego szczęścia mieć opiekunów domowych, a te którym się udało trafić do domu opiekuna środowiskowego są albo chore, albo nie mogą iść do adopcji z różnych powodów. I tak ilość kotów w tych domach się zwiększa, a na ulicach wcale nie zmniejsza.
Za kilka dni chciałbym tą karmę zamówić, karmę za 10000 zł. Mam nadzieję, że mi się uda i mam nadzieję, że innym też się uda pozyskać fundusze na działania i pomoc kotom na ulicach.
Dziękuję za przeczytanie i proszę o pomoc, za którą z góry dziękuję.
Blanka była właśnie takim kotem, który żył na ulicy i podszedł dopiero gdy umierał, a my mogliśmy jedynie skrócić jej cierpienie.
Niestety być może to ostatni miesiąc moich zbiórek. Niestety nie mogę przekonać Państwa do potrzeby sterylizacji, do potrzeby leczenia, do potrzeby wykonywania zabiegów czy diagnostyk ratujących życie. Wspierane przez nas zwierzęta umierają. Zabija je brak zrozumienia i bezduszność. Nie będę Państwa oszukiwał. Lepiej, wygodniej, bardziej medialnie jest uratować zwierzę, ze schroniska, odebrać niż pomóc na ulicy.
Codziennie na sterylizację trafiają zwierzęta z miejsc, w których pomagamy. Prawie codziennie sam "przyklepuję" kolejną sterylizację, zabieg, leczenie zwierząt, głównie kotów środowiskowych, ale i psów. Tyle się pisze i mówi o potrzebie, konieczności sterylizacji, ale kto je wykonuje? Schroniska - bo muszą, organizacje - niestety nie wszystkie, a nawet mniej niż powinno.
U nas liczba sterylizacji jeśli nie rośnie, to na pewno utrzymuje się na tym samym poziomie. Kilkuset. To bardzo dużo na organizację, która z założenia zajmuje się zupełnie czymś innym. Naszym podstawowym priorytetem jest nie tylko opieka hospicyjna, ale zapobieganie bezdomności kotów i psów, a to oznacza wydatki na zabiegi. Zwierzę, które trafia na zabieg, wymaga bardzo często dodatkowych badań, często okazuje się, że jest po prostu chore lub wymaga dodatkowego zabiegu - ekstarkcji zębów, zabiegu chirurgicznego, leczenia. Spędza wtedy w lecznicach, czy domach opiekunów po zabiegach kilka dni, tygodni. Zdarza się, że zwierzak nie może iść do adopcji, nie może wrócić do środowiska, musi zostać. To wiąże się z kolejnym kotem pod opieką.
Sara została wyrzucona z auta. Kilkumiesięczny kociak, stał się zwierzęciem bezdomnym. Jest chora, być może umiera. Czy takiego kociaka można zostawić bez pomocy? A to tylko jeden "nowy" kociak w miejscu, gdzie jest ich kilkanaście. Takich miejsc jest kilka, tych, którym pomagamy. I w każdym z nich pojawia się co chwila kolejny porzucony, urodzony, bo komuś nie chciało się sterylizować.
Coraz więcej też sterylizujemy psów właścicielskich. Staramy się pomagać opiekunom, gdyż wielu znalazło się w trudnej sytuacji. Są też trudne przypadki, gdzie potrzebne jest długotrwałe leczenie lub drogi zabieg. Każde zwierzę może zachorować, a te, które nie mogą iść do adopcji, są zazwyczaj przewlekle chore. Mało kto jest w stanie udźwignąć długotrwałe leczenie jednego podopiecznego, a jak jest kilkanaście?
Ogromnym problemem jest wykarmienie kotów środowiskowych. Wiele skupisk liczy po kilkanaście kotów, a jest ich kilkadziesiąt. I znowu wszędzie się powtarza jak mantrę - karmić jak najlepiej. Ale to znowu są koszty. A opiekunami środowiskowymi są z reguły osoby samotne, starsze, z niewielkimi zarobkami. Nie widziałem nigdy nikogo w garniturze przy punkcie karmienia. W chwili obecnej wspieramy w ten sposób kilkaset kotów.
Gdy jakiś zachoruje, kółko się zamyka. Potrzeba środków na leczenie.
Nie ukrywam, że na topie są zbiórki na zwierzęta ratowane, ale chyba zapomniano o tym, że bezdomność zaczyna się na ulicy. Koty środowiskowe to koty właścicielskie, zbiegłe i wyrzucone. Niesterylizowane kotki i kocury zasilają szeregi cierpienia. Niekarmione koty wędrują, ginąc w poszukiwaniu jedzenia lub padając ofiarą wypadków.
Idaho akurat jest u nas, ale to kot z ulicy, któremu coś obcięło łapki. A są przecież inne urazy, wymagające leczenia i zabiegów chirurgicznych.
I jak zwykle powiedzą Państwo, że powtarzam się ze zdjęciami, że piszę o tym samym. A o czym mam pisać jak w kółko jest to samo. Sterylizacje, zabiegi, leczenie. Niczym innym się nie zajmujemy, nie mamy, nie mam na to czasu, bo bezdomność w Polsce trwa i w skali kraju się nie zmienia. Ciągle zwierzęta cierpią.
Nie wiem, czy dobrze przekazałem, co chciałem, ale bez Państwa pomocy nie mogę pomagać. Ciągle ktoś mi zarzuca, że nic nie robię, albo co ja właściwie zrobiłem, w kontekście tego, że nie robimy interwencji. Nie robimy, bo nie mamy czasu na interwencje. Tyle jest pracy do zrobienia. Dziękuje za każde wsparcie, bo jest w tej chwili ogromnie potrzebne. Nie naszym podopiecznym, ale zwierzętom z ulicy i na ulicy, w domach opiekunów i w małych przytuliskach.
Jacek
Ładuję...