Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Biesio, bo tak go nazwaliśmy.
Było kilka minut po godzinie szóstej rano, gdy zadzwonił nasz telefon z prośbą o pomoc, dla pieska leżącego na skraju jezdni w miejscowości Biesowice. Ruszyliśmy natychmiast, bo zgłaszający był pewien, że piesek został potrącony przez samochód. Od czasu do czasu unosił główkę i błagalnie spoglądał w kierunku człowieka. Nie reagował na dotyk czy wołanie, był kompletnie bez sił.
To, co ujrzeliśmy po pierwszych oględzinach było porażające. Piesek nie był potrącony, on po prostu konał. Konał w potężnym bólu, był spowity gorączką a jego łapki krwawiły od tzw. "żywych ran". Skóra była porażona grzybicą i nużeńcem a z ran i guzów na ciele wydostawała się cuchnąca ciecz. To było wprost przerażające, to było nie do pomyślenia, że można doprowadzić żywą istotę do takich cierpień.
Ostrzegamy, że filmiki zamieszczone poniżej są drastyczne i wymagają wszelkiej odporności... Rozpoczęła się walka z czasem, natychmiast przetransportowaliśmy go do gabinetu SABA w Miastku. Lekarz podjął trudną walkę o utrzymanie psiaka przy życiu.
Potężna infekcja (sepsa) doprowadziła do zakażenia całego organizmu, życie Biesia "wisiało dosłownie na cienkiej nici" Lekarz przystąpił do farmakologicznego ustabilizowania organizmu, następnie rozpoczął dalszą diagnostykę. Z ran na ciele psiny sączyła się cuchnąca ciecz, która zatruwała jego organizm.
Po raz pierwszy widzieliśmy takie 'zjawisko," zresztą sami zobaczcie jak to wyglądało. 😪
To była trudna i długa walka bez żadnych gwarancji na pozytywny finał.
Niestety podczas badania lekarz dodatkowo wykrył zmianę nowotworową. Szczęście w nieszczęściu badanie USG nie wykazało innych ognisk nowotworowych co daje szansę na operacyjne usunięcie guza.
Po zakończeniu pierwszych interwencyjnych badań diagnoza była jedna. Najbliższe 48 godzin dadzą nam odpowiedź, czy Biesio przeżyje z szansą na dalsze leczenie...!
Dziś mija druga doba i ten dzień przyniósł nam i Biesiowi promyk nadziei. Przez te dwa dni oczekiwania cały czas zadajemy sobie pytanie, jakim trzeba być człowiekiem, aby doprowadzić Bogu ducha winnego pieska do takiego stanu. Będąc w tak ciężkim stanie, co robił na skraju drogi, zdała od zabudowań? Szczęśliwie dziś stan Biesia "wyrażnie się poprawił". Nawiązaliśmy pierwszy kontakt, był też pierwszy posiłek.
To wszystko daje ogromną szansę na pozytywny finał. Niestety ewentualne leczenie Biesia to ogromne koszty, które musimy ponieść. Leczenie, rehabilitacja, specjalistyczna karma a później operacja usunięcia nowotworu to koszty rzędu kilku tysięcy złotych.
My zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby Biesio w należnej mu godności powracał do zdrowia.
Wierzymy, że i Wy pomożecie Biesiowi. Co człowiek zepsuł niechaj człowiek naprawi...
Ładuję...