Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Bonifacy ogromnie dziękuje za pomoc!
Historia kocurka zakończyła się happy endem. Bonifacy wyzdrowiał i znalazł nowy kochający dom. I tylko dzięki Wam możemy dopisywać takie zakończenia do kocich histori!
W dniu 4.11 Bonifacy przeszedł zabieg usunięcia zębów.
Wykonano mu również badania kontrolne.
Karta w załączniku.
"Jest mi tak dobrze… taki spokój i cisza. Siedzę na kolanach mojej opiekunki w domu tymczasowym, która mnie głaszcze, a ja mruczę i opowiadam jej swoją historię.
Byłem kiedyś szczęśliwym kotem, miałem dom, swoich ludzi, którzy dbali o mnie, dawali jedzenie, moje legowisko było wygodne, a i pieszczot mi nie brakowało. Życie jest piękne – myślałem i wierzyłem, że tak będzie już zawsze.
Ale życie bajką nie jest, przekonałem się o tym, kiedy w mieście zawyły przerażające syreny, w domu zapanował popłoch i panika, wszyscy biegali, płakali, krzyczeli, znosili coś tam do piwnicy, drzwi były otwarte, nikt nie zwracał na mnie uwagi, więc czmychnąłem na korytarz i nagle zewsząd słychać było przerażający huk, wybuchy, bałem się, uciekłem i schowałem się w parku w krzakach. Słyszałem silniki samochodów, krzyki, płacz i te okropne wybuchy bomb i szum rakiet spadających na miasto. Byłem przerażony, skuliłem się, starając się być niewidocznym i tak trwałem w stuporze.
Nie wiem, jak długo to trwało, wydawało mi się, że bardzo długo, starałem się nie oddychać. Pewno zmęczony przysnąłem trochę, a kiedy zrobiła się cisza, wyszedłem z kryjówki i zamarłem. Nie było domów, tylko ruiny, próbowano gasić pożary, jeździły karetki, wokół chodzili ludzie, nawoływali się, płakali, krzyczeli. Nigdzie nie spotkałem swoich właścicieli, a dom, w którym mieszkałem zniknął, stał się ruiną. Poszedłem tam, szukałem swoich miejsc, ale oprócz miseczki w kąciku i paru uszkodzonych mebli, nie znalazłem śladów życia. Nie wiem, co się stało z moimi „człowiekami”. Mam nadzieję, że udało im się uciec. Postanowiłem, że będę na nich czekać.
I czekałem.... Trwało to bardzo długo, ale nikt mnie nie szukał, więc musiałem jakoś sobie radzić. Noce były zimne, ale zawsze znalazłem jakieś miejsce, które dawało namiastkę ciepła. Najgorzej było w jedzeniem, ale też jakoś sobie radziłem. Coś tam znalazłem wśród ruin, w śmietniku, czasami ktoś mi coś podrzucił. Ale było coraz gorzej, źle się czułem, schudłem, ciągle byłem głodny. Moje piękne futerko, którym wszyscy tak się zachwycali zszarzało, zrobiły się kołtuny, przestałem być piękny. Czasami nie chciało mi się już żyć, szukać jedzenia, tęskniłem za domem...
Ale pewnego dnia czyjeś ręce podniosły mnie do góry. Nie broniłem się. Te ręce wsadziły mnie do klatki i zawiozły do schroniska. I tak moje życie zostało zamknięte w klatce.
Dostałem nowe imię Bonifacy. Wiedziałem, że jest wojna, że coraz częściej nasi opiekunowie nie mają nam co dać jeść, ale nocą, kiedy wszystkie koty obok spały, tak samo nieszczęśliwe jak ja, marzyłem, że los w końcu musi się odmienić. Zrobiono nam zdjęcia i szukano domów w innych krajach. Więc i ja marzyłem, że znajdę nowe miejsce na ziemi i nowych opiekunów. Bo obraz tych pierwszych zaczął się rozmazywać, i tylko w snach mówili do mnie- jeszcze będzie pięknie, musisz być cierpliwy.
I przyszedł ten dzień. Zapakowano nas w kontenerki, ale wcześniej zaszczepiono i wykastrowano oraz zaczipowano, żebyśmy byli bezpieczni. Wyruszyliśmy po lepsze życie. Podróż była koszmarem. Nie będę jej opisywać, bo nie chcę do tego wracać. Bałem się, byłem cały zdrętwiały, wszystko mnie bolało. Trzy dni jechaliśmy z Kijowa do Rzeszowa. Ale było warto…
Więc siedzę na tych kolanach i tulę się do mojej nowej cioci i widzę, że ona się martwi. Myślę, myślę i wymyśliłem, że pewno dzisiejsza wizyta u lekarza ją tak zmartwiła. Niby jestem zdrowy, ale moja jama ustna jest w stanie tragicznym, stan zapalny, zepsute, wyłamane zęby wymagają szybkiej interwencji lekarza.
Słyszałem, że wizyta została umówiona, i wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że trzeba za nią zapłacić. Trzeba mi też zrobić badania, bo ciocia mówi, że chyba jestem starszy niż mi napisali w papierkach.
Moje jedno marzenie już się spełniło – mam szansę mieć nowy stały dom i bardzo bym chciał, aby spełniło się drugie – by skarbonka szybko się zapełniła groszem. I wtedy wszyscy bylibyśmy szczęśliwi: ja, moja opiekunka i cała Fundacja Felineus, bo tutaj znalazłem ratunek i szansę na nowe, szczęśliwe życie.
Bardzo proszę, pomóżcie."
Ładuję...