Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Operacja się udała, w obu ratowanych łapach było czucie. Następnego dnia po operacji kot czuł się znakomicie, aż za dobrze - bo rozrabiał tak, że aż wyrwał sobie stabilizator. Wszystko szło ku dobremu, umawialiśmy się już na odbiór ze szpitala...
... aż nagle dostaliśmy telefon, że przyszło gwałtowne załamanie i mimo prób ratowania kot umarł.
Środki pozostałe po operacji zgodnie z zapowiedzią zostały przekazane na leczenie innych zwierząt. Z tej puli opłacamy m.in. operację złamanej łapy u działkowego dzikusa i serię badań kontrolnych, usunięcie rozległego polipa u innego dzikusa, laparotomię u 2 naszych podopiecznych, diagnostykę i leczenie stada kotów z kolejnych działek.
Właśnie przyszła najsmutniejsza z możliwych wiadomości. Borowik Wiaderko do rana czuł się zaskakująco dobrze. Dziś nastąpiło ponowne pogorszenie i mimo prób - nie udało się go uratować.
Bardzo mi przykro :(
Mamy wieści z frontu, już po operacji! Kot przeżył i zadziwia wszystkich swoją wolą życia. Przed nim najtrudniejsza noc, trzymajmy kciuki!
Wracałam z rodziną z grzybów. Piękny i słoneczny październik, ptaszki ćwierkają, liście barwią świat na żółto i czerwono, a trawa jest jeszcze tak pięknie zielona. Pod płotem pierwszego zabudowania we wsi leży wyciągnięty na słoneczku wielki bury kocur. Ach, sielanka!
Zaraz, wiejskie koty zwykle nie dają do siebie tak podejść, raczej są czujne i przynajmniej się podnoszą. Koleś, ty w ogóle żyjesz?
Oddycha. Pochylam się już całkiem blisko. Podnosi głowę, patrzy na mnie i otwiera pyszczek do bezgłośnego miauknięcia. Już odruchowo wyciągam rękę, łapię go za skórę na karku, by mi nie zwiał lub nie pogryzł, bo już czuję, że jest źle.
Podnoszę, a oberwana łapka zwisa smętnie na kawałku skóry. Nasada ogona oskórowana, ogon bezwładny. Więcej już nawet nie oglądam, łapię mocniej szukając jakiegoś nieuszkodzonego odcinka kota, by go podeprzeć. Ogon i łapka zwisają, zaraz się oderwą. Mąż podstawia mi wiaderko, bardzo sensownie, bo mamy szansę nie zgubić żadnego kawałka kota po drodze. Szybki telefon do Agnieszki, już zaraz rusza, weźmie po drodze coś przeciwbólowego. My do domu, obejrzeć i wstępnie opatrzyć zwierzaka.
W domu okazuje się, że jest gorzej niż myśleliśmy. Druga tylna łapka jest połamana, w stopie nie ma czucia. Jedna z przednich - opuchnięta, połamana, bezwładna. Liczne rany na ciele, część powierzchownych a część głębokich.
I wszystko pokryte jajami much. A obrzydliwe, zielone muchy chodzą po kocie, bzyczą i nie pozwalają się spędzić. Wszystko zaczyna się dziać równocześnie. Piotr wyłapuje i morduje muchy, ja próbuję choć trochę oczyścić rany i przyciąć futro by te jaja nie wpadały wgłąb kota. Poję go strzykawką. Dzwonimy do chirurga. Butelka z gorącą wodą w roli termoforu. Kocyk. Kot jest cały czas przytomny, mruczy, z wdzięcznością reaguje na głaskanie.
Agnieszka dojeżdża te duże kilkadziesiąt kilometrów i przewozi kota do najbliższej czynnej zaufanej lecznicy. Dokładniejsza diagnostyka potwierdza wszystkie wcześniejsze spostrzeżenia, z tym że wszystkie złamania mają charakter drobnego gruzu, jest ich mnóstwo. Do tego stary śrut w wątrobie i żuchwie. Morfologia zaskakująco dobra. W testach - FIV plus.
Chirurg daje nadzieję na poskładanie kości w przedniej i tylnej łapie. Ale uprzedza, że stan kota jest bardzo ciężki, a rokowania ostrożne do złych. Że może się podjąć operacji, ale jest ogromne ryzyko, że mimo starań - kot nie przetrwa. Że rany będą się źle goić. I pyta o decyzję. Rozsądek mówi - uśpić. Skoro jest duże ryzyko, to po co je podejmować? Po co walczyć o kasę? Po co narażać się na niemiłe komentarze? Jest wszak nie tylko ryzyko, że kot umrze. Może też nie udać się uratowanie łap, może więc uratujemy go, ale w postaci kadłubka posiadającego tylko głowę i 1 łapę? I to jeszcze FIVek, po co nam taki kłopot?
Podejmujemy jednak decyzję o walce. Skoro jest szansa na łapy - to ją wykorzystamy. Jeśli się nie uda z łapami - to będziemy myśleć jak zorganizować życie bezłapego kota, by było możliwie fajne. A jeśli się w ogóle nie uda... Cóż, będziemy mieć świadomość, że spróbowaliśmy.
Mamy nadzieję, że naszą decyzję uszanujecie. A jeśli ją popieracie - okażcie to wpłatami, nawet drobnymi. Potrzebujemy kupę kasy. Jeśli zwierzak przeżyje, musi przejść poczwórną operację ortopedyczną (ogon i 3 łapy). Do tego leczenie ran, badania krwi, niezliczona liczba zdjęć RTG. Kroplówki, antybiotyki, inne leki, koszty szpitalika. I cały ciąg dalszy, który na razie nawet trudno nam sobie wyobrazić. Będzie chodzić? Wózek? Protezy?
Uprzedzamy jednak wyraźnie, że zwierzę może nie przeżyć. Jeśli wpływy ze zbiórki przewyższą koszty poniesione na tego konkretnego kota (np. dlatego, że nie doczeka operacji) - całą kwotę przeznaczymy oczywiście na leczenie innych podopiecznych Fundacji JOKOT. Mamy ich w tej chwili ok. 370, do tego sporo zwierząt wolno żyjących będących u nas na leczeniu (w tym 2 pacjentów ortopedycznych...). Każda złotówka zostanie więc wydana na leczenie kotów.
Ładuję...