Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Droga Biura Ochrony Zwierząt to już równia pochyła. Pędzimy z coraz większą prędkością ku przepaści. Na końcu rozbijemy się z hukiem.
Tak to wygląda. Taki może być finał działalności organizacji, która jako jedna z niewielu w Polsce konsekwentnie dążyła do ukarania wszystkich sprawców znęcania się nad odebranymi przez nią interwencyjnie zwierzętami. Przez wiele lat to się udawało, ale w końcu polegliśmy.
Jeszcze do piątku wiedzieliśmy o 60 – tysięcznym długu. Od piątku jednak wynosi on 180 tys. zł.
Oto w piątek zakończyła się nasza oficjalna współpraca z kancelarią adwokacką, która przez ponad 3 lata reprezentowała nas tzn. nasze zwierzęta we wszystkich sprawach karnych. Niestety z uwagi na naszą sytuację finansową i brak możliwości regulowania bieżących należności kancelaria nie może nas już reprezentować przed wymiarem sprawiedliwości.
Trzeba było zatrzymać spiralę rosnących kosztów i nie generować następnych. Te na dzień dzisiejszy wyniosły 120 tys. zł. To kwota która powstała do zapłacenia kancelarii adwokackiej, która nas reprezentowała w około 50 sprawach karnych, które założyliśmy oprawcom zwierząt… Na spłatę mamy kilka lat, ale spłacić musimy.
Kwota może być częściowo zwrotna, ale tylko w sprawach kiedy zwyrodnialcy zostaną prawomocnie skazani. W wyroku znajdzie się nawiązka i zwrot kosztów zastępstwa procesowego, ale o to musimy się starać już sami, czyli sporządzać wnioski, które dotąd sporządzała kancelaria, choć i tak jesteśmy zawaleni robotą. Aby jednak odzyskać pieniądze, musimy je najpierw wydać i udowodnić sądowi, że faktycznie ponieśliśmy takie i takie wydatki. Nawet zasądzone pieniądze nie są pewne. Bo dłużnik albo jest niewypłacalny, najczęściej przecież odbieramy zwierzaki patologii, a jeśli jest to i tak trzeba go windykować. A to oznacza długie miesiące lub lata oczekiwania.
Niestety w części z tych spraw nie odzyskamy ani złotówki. Dlaczego? Dzięki leniwym, bufonowatym i mającym w dupie zwierzęta prokuratorom i sędziom. Często niestety ich tok rozumowania wskazuje na kompletne odrealnienie, brak empatii albo co tu dużo mówić infantylizm. Jest kilku sędziów i prokuratorów nam znanych wręcz wrogo nastawionych do zwierząt i naszej działalności, którzy uniewinniają zwyrodnialców w sprawach ewidentnych, lub umarzają sprawy dla statystyki, bo koniec roku. Niestety ich bezmyślne, beznamiętne decyzje mają bardzo negatywne skutki, które decydentów oczywiście nie interesują.
Po pierwsze pozostawianie sprawców znęcania w poczuciu bezkarności, pozostawianie nas z bezzwrotnymi kosztami i totalnie zniszczonym morale i chęcią do dalszej walki. Ze wsparciem ze strony policji też różnie bywa. Szkoda słów tak naprawdę... Tak wygląda ochrona praw zwierząt od kuchni. Czyli właściwie wcale nie wygląda.
Rezygnujemy już z prowadzenia naszych spraw przez kancelarię, bo nas na to nie stać… Nasze zwierzaki nie będą już reprezentowane i bronione prawnie … Mamy swoją pracę i nie mamy możliwości biegać po sądach. Nie w tylu sprawach. NIE PODEJMUJEMY NOWYCH INTERWENCJI, ODMAWIAMY POMOCY… choć zgłoszeń coraz więcej.
TAK - doszło już do tego, że nie jeździmy na interwencje…Musimy skupić się jedynie na spłacie długów i wyadoptowaniu naszych zwierząt. Jeśli macie jakieś pomysły i receptę na cudowne rozwiązanie - będziemy wdzięczni! Bo tu już tylko cud stać się może. Zbiórki nie idą, pieniądze kapią a powinny płynąć, w takim tempie w jakim płyną faktury. Dłużej tak nie pociągniemy… Odpowiadamy własnymi majątkami. 180 tys. zł to już nie są żarty.
BOZ zawiesza definitywnie wszelką działalność interwencyjną, nie będziemy również na ten moment podejmować żadnych działań prawnych wobec oprawców.
Nasza sytuacja finansowa jest katastrofalna, jesteśmy bankrutami. Na tę chwilę nie jesteśmy w stanie pomóc już żadnemu zwierzęciu...
Obecnie musimy się skupić na pozyskaniu środków, by spłacić ogromne zadłużenie i utrzymać zwierzęta, które już są pod naszą opieką. Bieżących faktur mamy już na ponad 60 tysięcy zł, jeszcze wczoraj było 42 tys. zł, ale dziś doszły kolejne na 20 tys., w tym z Kliniki za Rico i Sarcię na ponad 11 tys. zł. Ich zbiórki stoją, NIESTETY, WECI NIE BĘDĄ LECZYĆ ZA DARMO, A PRAWNICY BRONIĆ. Tylko my ryjemy w wolontariacie jak przysłowiowe muły i jeszcze żebrzemy...
Sarcia na moment PISANIA POSTU, uzbierała 340 zł z 3 tysięcy, a przed nią jeszcze usunięcie guza na listwie mlecznej. Rico, dziadunio z wielkim guzem na zadzie ma na swoim koncie całe 25 zł z 10 tys.
Jak mamy w takiej sytuacji pomagać? Każdego dnia wpływa do nas pierdyliard zgłoszeń, nie mamy na paliwo, nie mamy miejsc dla odebranych zwierząt, nie mamy już na nic, adopcje też stoją, a gdy odmawiamy to jesteśmy obrażani, mówi się nam, że jesteśmy fikcją, że się lansujemy, że to "nasz zas*any obowiązek", że nic nie robimy, tylko kasę wyciągamy, wiele razy słyszeliśmy wręcz, że jesteśmy poj*bani...
No i chyba tak jest skoro my dla tych wszystkich upodlonych zwierząt zakładamy sobie pętlę na szyję, gdy inni mają nas głęboko w doopie. Takie są kulisy pomagania.
Mamy już dość, jesteśmy zmęczeni, sfrustrowani i pod ścianą my nie jesteśmy robotami, nie drukujemy też kasy... Jeżeli jednak uważacie, że nasza działalność ma sens, że jesteśmy skuteczni w tym co robimy i chcielibyście byśmy nadal pomagali potrzebującym zwierzętom, to błagamy Was o pomoc w spłacie zadłużeń, BEZ WAS NIE MA NAS.
Za wszelką dotychczasową pomoc, my i uratowane zwierzęta, dziękujemy wam sercem. My jesteśmy głosem tych, które same nie poproszą o pomoc i będą cierpieć w milczeniu, odchodzić w upodleniu.
Ładuję...