Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Brodzik wciąż żyje… W naszych sercach. Pomóżmy razem z nim innym psom!
"BURZA"
Cześć. Jestem Brodzik. Co to znaczy? W necie przeczytałem, że brodzik to nieduży, płytki basen przeznaczony dla dzieci, do zabawy.
- Basen, Brodzik… Dlaczego właśnie tak się wabię? - myślałem – Ale, co mi tam – fajnie brzmi! Podoba mi się to imię! Zabawa. Dzieci… A zwłaszcza fakt, że to imię wymyślił mi mój cudowny, wspaniały i dobry pan! Później mój właściciel wyjaśnił mi, że „brodzić” znaczy chodzić, brnąć w wodzie, błocie, po wysokiej trawie, po piasku. Często zdarzało mi się brodzić, a więc – trafione imię.
Byłem szczęśliwym, uśmiechniętym szczeniakiem, miałem kochającego pana. Niedawno mój właściciel zmienił pracę (awansował). Przeprowadziliśmy się do innej miejscowości. Pan miał teraz bardzo odpowiedzialne stanowisko, nie starczało mu czasu, żeby mnie wyprowadzać, czyli razem ze mną wychodzić na dwór. Dlatego wypuszczał mnie samego na spacer. Tak też było tym razem. Nagle jakieś lodowe kulki zaczęły spadać na mnie, ale o dziwo, odbijały się od mojego ciała.
- Hau, au – jak to boli! Kto do mnie strzela i dlaczego? Co to? – zapytałem sam siebie, wypluwając przy okazji z pyska kule z lodu. Łapy się pode mną ugięły i serce podeszło mi do gardła. Byłem przerażony. Później dowiedziałem się, że to było jakieś „gradobicie”. Czmychnąłem do domu prawie natychmiast. Od tego dnia bałem się wychodzić na dwór. Miałem uraz na całe życie! Mimo to w dalszym ciągu sam wychodziłem na dwór – rozumiałem to, ale bardzo z tego powodu cierpiałem. Już nie byłem tym odważnym pieskiem jak dawniej, z wysoko uniesionym ogonem i wypiętą do przodu piersią.
Po paru miesiącach samotnych spacerów coś się znowu wydarzyło. Było wtedy parno i duszno, zaczęły padać pojedyncze krople deszczu. Momentalnie zrobiło się ciemno, drzewa gięły się na wszystkie strony. Nagle lekki deszcz przeobraził się w straszną ulewę. Po chwili błysnęło, później już błyskało się bez przerwy. Ciarki przeszły mi po plecach. Serce biło mi jak dzwon. Wpadłem w paniczny lęk. Było coraz gorzej, bowiem do moich uszu doszły jednocześnie odgłosy grzmotu i łamiących się drzew.
- O matko, to koniec świata! Armagedon! – jęknąłem. Poczułem chłód, ja – pies, miałem gęsią skórkę – nie wiem czy ze strachu, czy z zimna. Co chwila słyszałem przerażające odgłosy, jakby wystrzały z armaty. Ulice w jednej chwili zmieniły się w rwące potoki. Byłem przerażony, przebrnąłem jakimś cudem przez „wielką wodę”. Biegłem w stronę domu jak oszalały. Stanąłem przed budynkiem i czekałem. Zaszczekałem i nic… Zacząłem się niepokoić.
- Ludzie, to nie jest mój domek – ciepły, bezpieczny, pachnący chrupkami i ulubionymi perfumami mojego pana – wrzeszczałem jak opętany. Hau, hau – zaginął mi dom – psia kość. Jeszcze niedawno byłem taki szczęśliwy!
W pewnym momencie zauważyłem zbliżającą się postać. Uspokoiłem się, poczułem ulgę.
- Wow! Łał! Hau! – zaszczekałem! Zobaczyłem niezwykle pięknego młodego mężczyznę, człowieka o Wielkiej Duszy. To był psi anioł i wybawiciel. Wiedziałem już, że mój krzyk rozpaczy przeszył niebo i ziemię. Wysłany przeze mnie alarmowy sygnał nadziei na życie dotarł do serca Kogoś niezwykle Wrażliwego.
Ten niezwykły, piękny pan z wieeeellllllllkimi skrzydłami wskazał mi drogę do azylu. Od jakiegoś czasu jest to moje miejsce na ziemi. Tęsknię za Bartkiem (moim dawnym właścicielem). Muszę przyznać, że niekiedy jestem na niego trochę zły, że mnie nie szukał i zapomniał na śmierć o swoim czworonożnym przyjacielu.
Jestem, szczekam, czuję, czekam…
PS Chciałbym spotkać się kiedyś z… Tym, któremu zwierzęta zawdzięczają życie. WIWA(t), Najpiękniejsi!
No i oczywiście chciałbym znaleźć wreszcie DOM i Dobrego Odpowiedzialnego i Mądrego właściciela. Aha, i żeby mnie kochał z całego serca. Pomóżcie mi, proszę!
Tę historię napisałam 9 lat temu, a opowiadanie wstawiłam na bloga „Ratujmy z Psim Aniołem” z nadzieją, że Brodzik znajdzie swój kawałek nieba… Życie nie było dla niego łaskawe. Nasz bohater kilkakrotnie był adoptowany, ale zawsze wracał do schroniska… Wracał, bo to było jedyne miejsce, które znał i kochał! Tamtego dawnego już nie pamiętał…
Niedawno znalazł dach nad głową, miskę pełną chrupek i ręce do głaskania… Był taki szczęśliwy! Spędził półtora tygodnia poza schroniskiem… I już nie wrócił do bezpiecznego azylu, w którym spędził 14 lat swego psiego życia… Odszedł za Tęczowy Mostek. Rozsypałam się na milion kawałków, gdy się o tym dowiedziałam.
Brodzik wciąż żyje… w naszych sercach i moich opowiadaniach. Razem z nim uratujmy inne psy z Fundacji Azylu pod Psim Aniołem, wpłacając do jego skarbonki symboliczne kwoty, które zostaną przekazane na leczenie naszych psów. [*]
Anna Durczak
Ładuję...