Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za pomoc dla naszego Brunia. Po długim leczeniu udało się w końcu wybrnąć ze wszelkich zdrowotnych kłopotów kociaka. Bruno znalazł także nowy, kochający dom. Wam z całego serca dziękujemy za wsparcie, bo dzięki wam nie musimy się martwić o spłatę wszystkich faktur za leczenie. A mówiliśmy już wam że jesteście NIESAMOWICI? ;)
Nasz dzielny maluch w końcu wydobrzał. Lekarz ocenił jego stan zdrowia jako dobry i dopuścił kociaka do szczepienia.
Do zczęścia brakuje już tylko dobrego domu i pełnej skarbonki, dlatego Bruno nadal prosi o wsparcie.
Bruno po kilku dniach pobytu w szpitalu wrócił w końcu do domu z pakietem leków na kolejne dni. Za kilka dni kontrola. Oby było już dobrze.
Wydawało się, że stan zdrowia Bruna poprawił się, niestety tylko chwilowo... Po kilku dniach poprawy, kociak znów poczuł się źle; na tyle źle, że w niedzielę opiekunka pojechała z nim na dyżurową wizytę do lecznicy, bo kociak wymiotował i odmawiał jedzenia. Po zbadaniu malucha lekarze podjęli decyzje o hospitalizacji. W obrazie USG widać wyraźnie cechy stanu zapalnego jelit, jelita są niedrożne. Na szczęście test na panleukopenię po raz kolejny okazał się nagatywny. Także wyniki morfologii krwi nie wskazują na tę śmiertelnie niebepieczną chorobę.
Bruno pozostaje w kocim szpitalu pod stałą kontrolą weterynaryjną. Dostaje antybiotyki, kroplówki, środki wspomagające... jest karmiony malutkimi, wydzielanymi porcjami jedzenia... i wszyscy mocno trzymamy kciuki by to pomogło, bo jeśli stan Bruna nie poprawi się czeka go zabieg chirurgiczny zwany laparatomią zwiadowczą. Krótko tłumacząc jeśli nie uda się opanować stanu zapalnego i niedrożności jelit lekarze będą musieli otworzyć jamę brzuszną i spróbować w ten sposób znaleźć źródło problemu...
W imieniu Bruna prosimy o moc pozytywnych fluidów, mocno zaciśnietę kciuki i grosik do kociej skarbonki, bo koszty walki o kocie życia rosną każdego dnia...
„W centrum miasta biega zdezorientowany mały kociak. Siada na środku ruchliwej ulicy. Nie daje się złapać. Czy są w stanie Państwo jakoś pomóc?”.
Oto jedno ze zgłoszeń, które otrzymaliśmy w ostatnich dniach. Wolontariuszka, która odebrała błagalną prośbę o pomoc nie miała wątpliwości, że trzeba działać. Natychmiast rozesłała informację do innych wolontariuszy i spytała, czy ktoś z nich jest w stanie podjąć się próby złapania malca. Zapytała także, czy ktoś zaofiaruje maluchowi dom tymczasowy jeśli tylko uda się go schwytać. Na odpowiedź innych wolontariuszy nie trzeba było długo czekać. Po kilku chwilach zgłosili się ochotnicy gotowi ruszyć na pomoc maluchowi tuż po skończonej pracy.
Po południu wolontariusze udali się na miejsce. Szybko zlokalizowali przerażonego kociaka. Maluch faktycznie uciekał. Na miejsce dojechała wolontariuszka z klatką-pułapką, ale i to nie pomogło. Mimo trudności nasi wolontariusze nie poddawali się i na wszelkie sposoby próbowali zwabić zdezorientowane kociątko. W końcu jednej z nich udało się go schwytać. Zabezpieczony kociak trafił od razu do lecznicy.
Kociak został na obserwacji do następnego dnia. Choć z początku syczał ostrzegawczo szybko okazało się, że więcej w nim przerażonego kociego dziecka niż dzikiego i nieokiełznanego kota. Lekarze dokładnie oglądnęli malucha, jego stan ocenili jako dobry. Jedyne co wzbudzało niepokój to pękaty od ogromnej ilości pasożytów koci brzuszek. Maluchowi podano więc środki przeciwpasożytnicze. Wiek kociaka oceniono na około 2 miesiące, dostał na imię Bruno.
Następnego dnia mały Bruno pojechał do domu tymczasowego, do swojej nowej opiekunki, która zgodziła się przyjąć go pod swe skrzydła. Przez pierwsze dni był jeszcze nieco wycofany, ale z każdym kolejnym coraz bardziej przekonywał się do dotyku ludzkiej dłoni, ciepłego posłania i pełnej miseczki. Brykał wesoło i bawił się.
Niestety po kilku dniach pobytu w domu tymczasowym Bruno poczuł się źle. Nie chciał jeść ani się bawić, był coraz słabszy. Opiekunka zabrała kociaka na wizytę do weterynarza. Stan maluszka zaniepokoił także lekarzy, którzy podjęli decyzję o pozostawieniu go na obserwacji szpitalnej. Podejrzewali najgorsze – panleukopenię, które w ostatnim czasie zbiera śmiertelne żniwo. Na szczęście test wykluczył podejrzenia a za nagłe pogorszenie winne były pasożyty, których w małym kocim ciałku bytowały miliony. Bruno został przepłukany kroplówkami, dostał antybiotyk oraz środki wspomagające odporność i po kilku dniach stanął na łapki. Mógł wyjść ze szpitala i wrócić do domu tymczasowego, gdzie znów bryka i skacze.
Niestety dla nas opieka, hospitalizacja i leczenie Bruna, a także profilaktyka oraz utrzymanie to kolejne wydatki, które coraz trudniej nam pokryć z pustego fundacyjnego konta. Dlatego w imieniu ocalonego malucha bardzo prosimy o każdą pomoc.
Ładuję...