Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Od czasu publikacji zbiórki minęło bardzo dużo czasu. Budda sporo przeszedł. Najpierw trafił do dobrego domu gdzie, jak nam się wtedy wydawało, będzie miał miłość. Po dwóch latach się rozchorował na zapalenie pęcherza i był to wystarczający powód by go oddać. Zwrócono go w cigu kilku minut. Zero sentymetów. Długo nie mogł odnaleźć się w kociarni, a gdy to zrobił, jego historię usłyszeli ludzie, którzy dziś są jego prawdziwą rodziną.
Faktury za Buddę już nie odnajdę. Spoczęła w księgowości.
Jedyne co mam, to zapewnienie, że został zoperowany, doprowadzony do nemal pełnej sprawności i wyadoptowany do najlepszego domu.
W środowy poranek Buddę potrącił samochód. Po kilku chwilach znalazła go Kasia i uratowała mu życie. Nasi wolontariusze zadziałali ekspresowo i kotek natychmiast znalazł się w klinice weterynaryjnej. Byliśmy w stałym kontakcie z lekarzami, którzy przekazali nam tego dnia, że stan Buddy jest kiepski. Kocurek nie miał odruchu rogówkowego, funkcje neurologiczne były zerowe, a rokowania bardzo kiepskie. Następnego dnia sytuacja zmieniła się diametralnie. Budda był przytomnym, głodnym kotem!
Podczas rozmowy z lekarzem próbowaliśmy ustalić, co dalej będzie się działo z kotem. Usłyszeliśmy to, co już wiemy: że przychodnia ma podpisana umowę z UM na 3 dni opieki nad zwierzęciem, które uległo wypadkowi na drodze krajowej (nie pytajcie, co się dzieje z kotami, które nie wiedzą, że tylko na takich drogach warto ulegać wypadkom...). Zapytałam: co dalej? Lekarz odpowiedział, że jeśli leczenie będzie zbyt drogie dla UM, kot zostanie uśpiony. W innym wypadku UM zabierze kota. Pytam: dokąd? Lekarz odpowiada: na „oczyszczalnię”. Przecież wiemy doskonale, że są tam tylko boksy dla psów...
Pojechałam po kota. Gdy dotarłam na miejsce, lekarz był zajęty badaniami i kota przekazała mi pani z recepcji. Do odbioru nie było wyników badań (RTG było w komputerze, ale ponieważ trwało badanie, nie mogłam go wtedy dostać), historii leczenia też nie. Nie czekałam dłużej, zabrałam Buddę do Gliwickiej Kliniki Weterynaryjnej. Na miejscu wykonali badania jeszcze raz. Kocio ma złamany mostek i poważne uszkodzenia kręgosłupa i miednicy. Nie załatwia swoich potrzeb samodzielnie. Lekarze rozmasowują mu pęcherz kilka razy na dobę i poprzez odpowiedni ucisk opróżniają go. Poza tym Budda jest dużym, pięknym i zadbanym kocurem. Ma apetyt i dość dobre samopoczucie.
Koszty leczenia i diagnozowania Buddy są ogromne. Czeka go tomografia z kontrastem, która kosztuje ok. 600-700 zł. Przed nim badania, leczenie, pobyt w szpitalu… Musimy uzbierać na to środki. Robimy to, bo wierzymy, że gdy obrzęk minie, będzie można przywrócić Buddzie sprawność. Cudem było jego przeżycie ze złamanym mostkiem, cudem było odzyskanie przytomności. Trzeci cud przed nim. Prosimy Was o pomoc. Bez niej nie damy rady!
Ładuję...