Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Budowa trwa. Obecnie wiążą się stropy. Dorota musi je podlewać.
16.09 mają przywie okna a ekipa budowlana podjąć dalsze prace. Elektryk zrobi parter 23-29.09. A dalej zobaczymy.... jak szybko zrobią konstrukcję dachu i odeskują. Dopiero wtedy wejdzie tynkarz. Po nim hydraulik, a po nim posadzkarz. Jest ciężko, ale trzeba iść do przodu. Byle było gdzie wrócić przed chłodami. I by chłody jednak były później niż zapowiadają
To był Dom Nadziei. Nasz dom tymczasowy. Pomógł kilkuset psom i kotom, a kilkanaście znalazło w nim swoje dożywotnie miejsce na Ziemi.
Runął ze starości, pozostał z niego tylko ganek.
Zwierzęta ze swoją opiekunką zamieszkały w namiocie imprezowym i domku holenderskim .
Odbudowa ruszyła, ale wciąż brakuje pieniędzy na wszystkie prace.
Pomóż naszym zwierzakom wrócić pod dach, zanim się zrobi zimno. Ofiaruj cegiełkę na ich nowy dom...
Trwa wyścig z czasem- mamy bardzo mało czasu na odbudowę przytuliska, by zwierzęta miały gdzie wrócić przed jesiennymi i zimowymi chłodami. Z tempem prac musimy poradzić sobie same. Was prosimy o pomoc w dozbieraniu reszty pieniędzy na zbiórce, by brak środków nie wywołał przestojów. Nie możemy sobie na nie pozwolić. Nasze zwierzaki nie mogą trafić do schronisk, a wszystkich do mieszkania nie weźmiemy, gdyby nas zima zastała bez dachu nad głową.... Dostrzegła ten dramat telewizja. Reportaż ukazał się w Kurierze. Błagamy, dostzeż i ty. Dołóż cegiełkę do Nowego Domu Nadziei....
Jest szansa na ratunek Domu Nadziei i setek zwierząt, którym niesie pomoc!
Dom Nadziei – nasze przytulisko, w maju musi zacząć totalną przebudowę, bo drewniana część rozpada się, ma ponad 100 lat. To jest stały dom dla 20 psów i kotów, a tymczasowy- rocznie dla około setki ratowanych i wydawanych do adopcji. Działa już 8 lat. Uratował blisko 1000 zwierzęcych istnień i może ratować dalej, jeśli będzie istniał.
Jeśli runie - runie nadzieja dla setek zwierząt, którym już nie udzieli pomocy.
Do tej pory głównym problemem było znalezienie wykonawcy, który za pieniądze z tej zbiórki zrobi PRZYNAJMNIEJ stan surowy zamknięty- fundamenty, mury, dach, okna i drzwi. Znaleźli się wspaniali ludzie- Iwona Ulanowska i Piotr Marciniak z firmy budowlanej ArtEko Home, którzy podjęli się działania bez zarobku. Rozbiórkę domu będziemy robić w dużej mierze własnymi siłami. Dlatego powinniśmy się z kosztami stanu surowego zamkniętego zmieścić w 300 000 zł. Ale musimy tę kwotę uzbierać co do grosza, a wciąż ponad 25% nam brakuje. Błagamy, nie zostawiajcie nas na ostatniej prostej… Pomóżcie dozbierać brakującą kwotę.
Dom Nadziei jest dla nas warty co najmniej 160 tys. rocznie, bo co najmniej tyle kosztowałoby umieszczenie w płatnych domach tymczasowych tylko tych 23 zwierząt, które tam obecnie mieszkają. A przecież rocznie Dom Nadziei ratuje znacznie więcej (około setki) psów i kotów…Dlatego mimo ogromnego kosztu modernizacji warto go ratować. Zwróci się w dwa lata albo szybciej, zależy ile zwierząt znajdzie w nim swój ratunek.
Od Bożego Narodzenia Dom Nadziei przyjął kolejne 15 zwierząt. Dwójki nie udało się uratować. Pozostałe są albo nadal z nami, albo już w nowych domach. Oto zwierzęta, które znalazły ratunek w Domu Nadziei.
Kilkutygodniowe szczenięta Lotka, Sajko i Bumer-w mroźny poranek pojawiły się pod nowo budowanym domem w Radzanowie, brudne chude, głodne, pokryte kleszczami. Bumer miał babeszjozę, zdążyliśmy do lecznicy, ale w drodze powrotnej dostał wstrząsu po lekach (niestety, zdarza się , nie ma w pełni bezpiecznego leku na tę chorobę). Zmarł w samochodzie. Lotka i Sajko mają już własne domy
Zorka- znaleziona na granicy śmierci z wychłodzenia w styczniowe mrozy. Rozległy nowotwór listwy mlecznej, z guzem w stanie rozpadu, przepukliną w pachwinie i padaczką. Lecznica udzieliła pierwszej pomocy, ale nie była w stanie zapewnić 24-godzinnej opieki ani hospitalizować. Dom Nadziei nie odmówił pomocy. Niestety, po tygodniu stało się jasne, że Zorka walkę przegrywa. Pozostało pomóc jej odejść ☹
Kitka i Kitek.
Kitkę przyniesiono nam kilka godzin przed Sylwestrem. Kilkutygodniowa kitka z zapaleniem płuc i kocim katarem. Długo walczyła o powrót do zdrowia, ale udało się.
Kitek, prawdopodobnie jej rodzeństwo, trafił do nas dwa tygodnie później. Maluch nie miał tyle szczęścia. Doznał złamania łapki z przemieszczeniami. Łapkę trzeba było amputować.
Obydwa zwierzaki mają już własne domki.
Zabrane z koszmarnych warunków na wiejskim podwórzu. Chude, przerażone, całe w kleszczach. Lulka z dwójką szczeniąt. Szczenięta po kilku dniach trafiły pod opiekę zaprzyjaźnionej organizacji, Lulka, już po sterylizacji, czeka na swój dom.
Rozi – bezdomna, błąkająca się dłuższy czas na obrzeżach miasta, dokarmiana przez pracownika lokalnego złomowiska. I tam udało nam się ją złapać w klatkę łapkę. Wysterylizowana, zaszczepiona, odrobaczona, odkleszczona i odpchlona już ma własny dom.
Peggy z wysypiska śmieci- lokalna dobra dusza zobaczyła tę maleńką psinkę próbującą przeżyć na wysypisku śmieci. Zadzwoniła czy możemy ją wziąć do siebie… Nie powinnyśmy przed modernizacją zwiększać stanu pogłowia zwierzaków, ale sami popatrzcie- czy to maleństwo miało jechać do schroniska? Jak ją wysterylizujemy, będziemy szukać jej domu.
Molly z przechowalni gminnej- siedmiomiesięczne maleństwo. Nie mogłyśmy pozwolić, by jechała do schroniska. Trafiła do nas. W przechowalni został młody ufny piesek. Jego już nie mogłyśmy zabrać do Domu Nadziei, ale nie spoczęłyśmy, i już następnego dnia pojechał do innej, większej od nas fundacji.
Dwa czarne kilkutygodniowe szczenięta – zadzwoniła mieszkanka sąsiedniej gminy. Rzekomo przybłąkały się. Sprawdzimy, jaka jest prawda, ale bez względu na ich prawdziwe pochodzenie i tak przyjęłybyśmy bez wahania- były chude, zarobaczone, pełno kleszczy, jedno ma wadę kręgosłupa. Dostaną opiekę, odchowamy, jeśli trzeba będzie operować, to zoperujemy i będziemy szukać domów.
Mogłyśmy pomóc tylko i wyłącznie dlatego, że mamy własne przytulisko. A to oznacza możliwość błyskawicznego działania, bez tracenia czasu na szukanie miejsca w domach tymczasowych. Bo tego czasu zwykle zwierzę nie ma. To także możliwość pomocy nieuwarunkowanej zebraniem przynajmniej kilku tysięcy na opłaty przynajmniej kilkumiesięcznego pobytu w płatnym domu tymczasowym. Bez Domu Nadziei możliwość pomocy potrzebującym zwierzętom byłaby drastycznie ograniczona i bardzo spowolniona. W efekcie niejedno zwierzę nie doczekałoby ratunku. Ratując Dom Nadziei, Ty także niesiesz zwierzętom pomoc na czas i pomoc niezależną od zebrania pieniędzy na pobyt w hotelikach. Pomoc najbardziej skuteczną i potrzebną.
Więcej: przeniosłyśmy szambo, zapewniłyśmy lokum tymczasowe na czas modernizacji - domek holenderski oraz namiot na magazynowanie sprzętu i karmy z domu. Mamy już wycenę materiału do stanu surowego bez dachu. Publikuję ją w plikach na dole
Kochani, mamy już wstępne szacunki od wykonawców. Obecna kwota zbiórki wystarczy na rozbiórkę i stan surowy otwarty, na dach i okna musimy dozbierać, na prace wykończeniowe również.
Chcemy ruszyć wiosną, jak zrobi się na tyle ciepło, żeby można przenieść całe towarzystwo do domku holenderskiego na te kilka miesięcy przebudowy.
W międzyczasie: Frotka zaczęła chodzić, rehabilitacja ciotki Dorotki odniosła skutek. Frotka trafiła do nas z lecznicy, gdzie przywiozła ją Straż Miejska jako psa bezdomnego poszkodowanego w wypadku. Mała przeszła operację tylnych łap i miednicy. Ale nikt nie zapewnił jej rehabilitacji. Lecznica spytała, czy ją przejmiemy. W doświadczonych rękach Doroty zaczęła na nowo chodzić, przeszły jej także problemy z oddawaniem moczu. Oto Frotka dzisiaj
Gryzia cieszy się życiem poza schroniskowym boksem. Niestety, jej guz nadnercza jest nieoperacyjny. Wszystko, co możemy dla niej zrobić, to dać jej pełnię życia w jej ostatnich tygodniach, może miesiącach. I potem odprowadzić kochaną, naszą, otoczoną troską - za Tęczowy Most. Ale ty Gryziu nie wiesz całe szczęście, że umierasz. Ciesz się śniegiem, ciesz się każdym dniem.
Z nowych lokatorów doszły szczenięta Nachos i Cheetos. Odebrane z wiejskiego podwórka z tragicznych warunków, jako trzymiesięczne dzieciaki. Nachos miał zarośniętego siusiaka, 3 miesiące wił się z bólu, nie mogąc porządnie oddać moczu. 3 miesiące cierpienia pod obojętnym wzrokiem gospodarzy. Po odebraniu natychmiast pojechał do lecznicy na operację. Ból pooperacyjnych szwów i krwiaków był chyba mniejszy niż ten dotychczasowy - przestał stękać, odzyskał radość życia. Sika pięknie, bez problemów. Obaj bracia są do adopcji - biszkoptowy Nachos i czarnulek Cheetos.
Dzieciaki lubią leżeć razem w klatce kennelowej.
A Gryzia lubi spać z kotem Śrutkiem. Śrutek to nasz rezydent, zabrany kilka lat temu z pobocza S7 gdzie konał wielokrotnie postrzelony dla zabawy z wiatrówki.
Niedawno trafił też do nas kot. Przybłąkał się na gospodarstwo. Chory. Z zapaleniem płuc. Dostał antybiotyki, ale nadal nie jest w pełni zdrowy, czeka biedaka dalsze leczenie... Ma piękny srebrzysty kolor i jest jeszcze dzieckiem, miał około 4 tygodni. Efekt radosnego spontanicznego rozmnażania wiejskich kotów, bo wciąż jest rzesza ludzi przeciwnych kastracji zwierząt. A wbrew ich woli nie możemy wykastrować ich psa czy kota, biegających samopas po wiejskich dróżkach i rozmnażających się.
W Domu Nadziei jest ciasno, biednie, ale ciepło. Żadne z naszych zwierząt nie mieszka na dworze. Wszystkie śpią z opiekunką w domu.
W domu, o którego przetrwanie walczymy, choć koszty modernizacji nas przerażają. Ale jeszcze bardziej przeraża nas wizja ponad 20 zwierząt tracących dach nad głową, zaufanie do człowieka, który znów je zawiódł i nadzieję, którą dopiero co odzyskują i którą widać w ich oczach. tego boimy się najbardziej, a z modernizacją, przy waszej pomocy, damy radę! Musimy. Dla nich.
Przygotowania do modernizacji trwają od lutego. Dzięki pieniądzom zebranym w poprzedniej edycji konkursu Ratujemy Zwierzaki zamówiony został projekt domu, jest już gotowy projekt techniczny. Znajduje się sekcji dokumenty tej zbiórki. Kilka miesięcy trwało zdobycie decyzji o warunkach zabudowy, bo w przypadku ponad stuletniej chałupie jaką jest Dom Nadziei takich dokumentów po prostu nie było. W tym trzeba było czekać czy energetyka wyrazi zgodę na jakiekolwiek działania, bo linia energetyczna biegnie dość nisko nad dachem. Wydali. Następnie trzeba było przenieść szambo, bo w czasach budowy tego domu nie istniały współczesne przepisy. Szambo przeniesione. Na zdjęciu część prac.
Zgoda na budowe jest. Książka budowy jest. Teraz pozostaje już tylko wybór wykonawcy. Nawet jest już tymczasowe lokum na czas przebudowy:
Brakuje tylko pieniędzy. I czasu coraz mniej...
Jaka jest stawka w tym wyścigu z czasem o ocalenie Domu Nadziei? :
Gryzia. 13 lat. Z tego 10 za kratami schroniska. Ożyła, gdy wyszła na wolność pod opiekę Domu Nadziei.. Szkoda, że to jej końcówka życia, terminalny guz nadnercza. Tyle, że nie umrze za kratami. Ile takich Gryzi będzie można uratować, kiedy przebudujemy i powiększymy dom.... Frotka. Potrącona przez samochód. Przeszła operację na koszt innej fundacji, ale nie było dla niej miejsca w domach tymczasowych. W schronisku nigdy by nie doszła do siebie. W Domu Nadziei przechodzi rekonwalescencję i rehabilitację. Szczenięta porzucone w rowie melioracyjnym. W tym maluch ze stulejką, nie mógł prawidłowo oddawać moczu. Ocalone przed powolną śmiercią z zimna i głodu. I całe nasze stado czekających na domy i tych, dla których Dom Nadziei jest już stałym własnym miejscem na Ziemi. Gdzie będą o tej porze za rok, jeśli dom runie? Kocie oseski wykarmione butelką, bo Dom Nadziei daje opiekę 24/7...
To miała być pozytywna, radosna zbiórka na przebudowę i modernizację naszego tymczasowego domu- Domu Nadzei.. Zamieniła się w tragiczny, beznadziejny wyścig z czasem i ludzką obojętnością oraz nieczułością na prawdziwy dramat zwierząt.
Ratujemy co roku około 100 psów i kotów, niektóre w bardzo złym stanie.
Wyciągamy je z łap oprawców, odpinamy z łańcuchów.
Leczymy te wyeksploatowane porodami i potem wyrzucone jak bezużyteczne śmieci
To my bierzemy te okaleczone przez okrutnych zwyrodniałych ludzi, z odrąbanymi palcami lub ogonami.
To nas wzywa lokalna policja gdy na wiejskich drogach zostanie przejechany pies lub kot. Bo my przyjedziemy od razu, i będziemy ratować, nie usypiać
To my znajdujemy je kulące się ze strachu, zimna, głodu, nieraz z pękniętymi kośćmi lub postrzelone przez sadystów robiących z nich żywe tarcze
Mogłybyśmy ratować setki kolejnych, podobnie rozpaczliwie potrzebujących pomocy i ratunku. Nic z tego. Stan domu jest tragiczny, nie wiemy, czy wytrzyma do końca roku. Ruina postępuje w zastraszającym tempie. Jeżeli nie zaczniemy go ratować NATYCHMIAST, za dwa miesiące trzeba będzie ewakuować się stamtąd. My mamy gdzie mieszkać, z psami gorzej. Do mieszkań więcej nie weźmiemy. Te młodsze trafią do schroniska, bo żadna fundacja tylu nie weźmie, starsze i kalekie- najhumanitarniej będzie uśpić.
Oto co się dzieje: pionowe deski ścian, uszczelnione kiedyś ściółką, która się wykruszyła lub została wyjedzona przez szkodniki, zaczęły rozchodzić się w ekspresowym tempie.
Dach przecieka, belki stropu są spróchniałe. Wszędzie zaczyna robić się grzyb.
Nic już nie zatrzyma rozkładu tego domu. Nic prócz generalnego remontu. Zaczęła się walka z czasem, której nie wygramy z pustą kasą. Pieniądze zawsze szły najpierw na ratowanie zwierząt. Nigdy nie zostawiałyśmy zwierzęcia w cierpieniu i bezdomności, czekając czy zbierzemy pieniądze. Ratowałyśmy na kredyt. Kredyt wiary w ludzi, że pomogą zebrać pieniądze także na te już uratowane psy i koty. Często spotykał nas gorzki zawód. I zamiast odkładać pieniądze na remont domu płaciłyśmy faktury za leczenie kolejnego zwierzęcia, które nie było dość dramatycznie zaprezentowane, by poruszyć ludzkie serca i zebrać na swoje leczenie.
Żebrzemy o ratunek dla tych, które uwierzyły, że człowiek je uratował, że znalazły w tym domu bezpieczną przystań. PRZYSTAŃ, KTÓRĄ TRACĄ, BO CZŁOWIEK ZNOWU JE ZAWIÓDŁ!
Ich opiekunka może wrócić do miasta, do mieszkania i wygód, one nie mają gdzie pójść. Jeśli dom runie, młodsze czeka schronisko, starsze i chore- humanitarna eutanazja.
Walczymy by tak się nie stało, by zwierzęta miały własną przestrzeń życiową- własny salon. Żeby nie musiały się tłoczyć się w legowiskach pod stołem i krzesłami lub na łóżku z opiekunką.
Koty zyskałyby własne pomieszczenie. Mimo "psiej" nazwy ratujemy oczywiście także koty, i często muszą zostać u nas dłuższy czas, zanim znajdziemy im domy lub przejmie je od nas inna fundacja.
Zwierzęta wymagające spokoju ze względu na wiek lub stan zdrowia miałyby własną strefę.
Tak mógłby wyglądać NOWY DOM NADZIEI:
Czy DOM NADZIEI będzie tak wyglądać zależy tylko OD WAS.
Każda cegiełka na ten dom będzie pochodziła z ludzkich serc. Nie pozwól, by zabrakło tam TWOJEGO SERDUCHA. Wesprzyj, daj nadzieję setkom zwierząt, które czekają na ratunek niesiony przez Dom Nadziei. Nie pozwól, by człowiek znów je zawiódł i odebrał nadzieję. Nadzieję na godne, syte życie, opiekę w chorobie, miłość na co dzień i na bezpieczną starość.
One czekają na wyrok. Spójrzcie im w oczy.
DOM NADZIEI znajduje się w Radzanowie k/ Białobrzegów radomskich.