Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
W imieniu Luny dziękujemy za pomoc. Dzięki Wam uregulowaliśmy płatności za zabieg ratujący życie, a kotka wiedzie spokojne i szczęśliwe życie w swoim nowym domu.
Pędziemy do Was z garścią dobrych wiadomości :)
Buloshka-Luna po kilku dniach hospitalizacji mogła opuścić szpital. Jest już w domu u boku ukochanych opiekunów. Przed nią jeszcze dość długi okres rekonwalescencji i oczywiście kontrolne wizyty. Kotka czuje się dobrze i znów głośno mruczy z wdzięczności za pomoc, miłość i opiekę.
Za każdy grosik, który pozwoli opłacić jej leczenie będziemy bardzo wdzięczni.
Buloshka-Luna jest już po zabiegu. Wykonano laparatomię zwiadowczą, która potwierdziła podejrzenie - wodonercze. Uszkodzona nerka została usunięta. (Karta w załączniku)
Po zabiegu kotka czuje się dobrze, ale najbliższe dni musi spędzić w szpitalu pod czujnym okiem lekarzy. Operacja była bardzo poważna. W imieniu naszej dzielnej pacjentki cały czas bardzo prosimy o mocno zaciśnięte kciuki i grosik wsparcia.
"Są takie koty, które swoją obecnością w domu tymczasowym chcą "nie przeszkadzać". Taka właśnie była Buloszka. Przyjechała z Ukrainy. Co przeszła w trakcie wojny-tego nie wiemy. Mała, spokojna, puchata kocica o pięknym zielonym spojrzeniu.
Spała na uboczu zwinięta w kłębek, brana na ręce wtulała się spokojnie w człowieka i mrucząc zasypiała. Gdy przychodziły kolejne rodziny chętne na adopcje moich podopiecznych z zaciekawieniem podnosiła główkę. Jednak nienarzucająca się kotka, schowana w kącie budki, "ginęła" w tłumie 15 miziastych mruczków.
Sobota-dzień pełen pracy, karmienie, kuwety, zdjęcia do ogłoszeń, kilka telefonów o koty. Wieczorem adopcja Pandy, a w międzyczasie rozmowa z małżeństwem o Mariczce. Czarnowłosa kotka zaciekawiła ich swoim ogłoszeniem, po niedawnej stracie ukochanego kota, chcą zapełnić złamane serce nowym ogonkiem. Chwila na przemyślenie i decyzja - przyjadą jeszcze dziś.
Życie zaskakuje na każdym kroku, a koty jeszcze bardziej - one same najlepiej wiedzą kiedy jest ich czas na adopcje..."
"Na adopcję zdecydowaliśmy się ok. 2 miesięcy po utracie naszej kotki, która była z nami od wczesnych tygodni jej życia. Niestety nieudany zabieg sterylizacji odebrał nam nasze małe szczęście. Gdy zobaczyliśmy jednego z podopiecznych fundacji - zobaczyliśmy naszą Perłę. Gdy przyjechaliśmy do Pani Pauliny po odbiór kotka nie umieliśmy nie odpędzić od wspaniałej gromadki. Nasza wybranka była dość mocno podobna do poprzedniczki i w tym momencie pojawiły się wątpliwości wynikające z ciągłego porównywania do naszej kotki.
I właśnie wtedy pojawiła się ONA. Skradła nasze serce swoją otwartością. Gdy na nią spojrzałem od razu odwróciła się do góry brzuszkiem i zaczęła uroczo mruczeć. Dała się wziąć na ręce i tak została przez ok. 20 min bez ruchu. Jedynie czego oczekiwała to cieplej dłoni na swoim kocim grzbiecie oraz miłości. Wtedy już wiedzieliśmy, że Ona wraca z nami.
Po przyjeździe do domu otrzymała nowe imię "Luna" swoją miseczkę oraz kocyk, na którym spędziła całą noc. Chyba już wtedy wiedziała, że to jest jej nowy dom. Z każdym dniem jej zaufanie do nas jak i do innych domowników rosło. Luna stawała się coraz bardziej chętna, by się bawić, biegać i przychodzić na kolana.
Niestety szczęście nasze i Luny dosyć szybko zostało zburzone. Podczas czesania jej futerka zauważyliśmy coś niepokojącego. Z jednej strony miała dziwne zgrubienie. Już na drugi dzień byliśmy z Luną u weterynarza.
Pierwsza diagnoza była druzgocąca - rak. Zadzwoniliśmy do fundacji z prośbą o radę. Otrzymaliśmy nie tylko radę, ale i fachową pomoc."
Kiedy dostaliśmy informację o podejrzeniu raka u Buloshki - Luny byliśmy tak samo zdruzgotani jak jej nowi opiekunowie. Jednak nie było czasu na rozpacz. Trzeba było działać. Szybki telefon do lecznicy, z którą współpracujemy od lat i nadzieja, że uda się jak najszybciej umówić wizytę u jednej z najlepszych lekarek na Podkarpaciu. Tym razem do Luny uśmiechnęło się szczęście. Zwolnił się termin i Luna pojechała na konsultację.
Po powtórnym, bardziej dokładnym badaniu, okazało się, że to nie rak, a wodonercze na jednej z nerek (cyt.: "prawej nerki nie znaleziono, w rzucie prawej nerki zmieniony twór z płynem w centrum (6x4cm), płyn niejednorodny echogenicznie - podejrzenie wodonercza"). Nerkę trzeba jak najszybciej usunąć, bo w takim stanie zagraża ona życiu kotki. Operacja będzie bardzo trudna i kosztowna, a ponieważ kotka została od nas wydana, mimo wcześniejszej wizyty u weterynarza i badań (karta z kiliniki w Kijowie do wglądu w załączniku, w takim stanie postanowiliśmy pomóc nowej rodzinie i koszty zabiegu oraz hospitalizacji wziąć na siebie.
Chcemy by nasza kotka mogła dalej żyć i mruczeć. Jak widać droga do szczęścia nie jest prosta. Mimo opuszczenia Ukrainy gdzie trwa konflikt zbrojny jej walka o lepsze życie wciąż trwa...
Ładuję...