Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Oskórowany! Z setkami muszych larw na ciele! Nie wstaje! Nie je! Nie sika! Potrzebujemy pomocy w ratowaniu Bumeranga, nie ma na co czekać.
Wszystko jest dobrze do czasu. Jeśli w ogóle historię Bumeranga można nazwać dobrą... Urodził się na mazowieckiej wsi może 6 lat temu, może więcej. Matka od dzieciństwa mu wpajała, że człowiek to samo zło i lepiej trzymać się od niego jak najdalej. Bumerang dobrze zapamiętał matczyne przestrogi. Tak dobrze, że przez całe swoje życie stronił od ludzi. Ale by żyć trzeba jeść.
Mniejsza o kawałek dachu nad psią głową, którego nigdy nie miał, nocując nawet w mrozy na gołej ziemi. Jak kiszki grają marsza od kilku dni trzeba coś zrobić, by je zapełnić. Bumerang załatwił sobie stołówkę przy wiejskim sklepie, skąd przy dobrych wiatrach rzucano mu od czasu do czasu to czy tamto. Poza tym, w zależności od pory roku, polował na myszy jako psiokot, zakradał się do gospodarstw i wyjadał, jak się dało, jedzenie z misek swoich niewiele szczęśliwszych pobratymców. Nie był lubiany przez mieszkańców. Krążył między kilkoma wsiami uznając je za swój teren.
Jak ktoś chciał do niego podejść, złapać, szczerzył zęby, warczał i uciekał. Wielokrotnie strzelano do niego, prawdopodobnie z wiatrówek. Ma kilka ołowianych kulek w łapach, w okolicy kręgosłupa i miednicy. I tak sobie żył. Do czasu.
Ktoś usłyszał podobno kilka dni wcześniej, w nocy, jadący samochód, a potem skowyt psa. Bumerang zniknął. Któregoś ranka, bladym świtem ludzie zauważyli go leżącego przed wiejskim sklepikiem. Zaskoczyło ich, że nie odchodził, nawet jak podchodziło się do niego blisko. Warczał, rzucał się, ale nie wstawał. Lewy bok Bumeranga przedstawiał straszny widok. Przecięte ciało do kości, oskórowana lewa noga i duża część boku, chmara zielonych much żywiąca się gnijącym ciałem psa. Widok dramatyczny.
Część ludzi przechodziło obojętnie. Przecież to tylko pies. Na szczęście znalazła się grupa kilku osób o wrażliwych sercach, większość stanowili właściciele domków letniskowych, którzy nie mogli zostawić Bumeranga bez pomocy. Zadzwonił do nas pan, który już kiedyś kontaktował się z nami i opisał dramat Bumeranga. Nie mogliśmy nie pomóc. Pies przyjechał do lecznicy. Podczas wkładania go do bagażnika auta bronił się, próbował kąsać, w końcu opadł z sił. W lecznicy naszym oczom ukazał się faktyczny obraz obrażeń psa. Jak on musiał cierpieć! Co wykazały badania.
Psiak ma oskórowaną lewą nogę wraz z pachwiną, znaczną martwicę skóry, gnilny zapach z rany, w ranie i na sierści dużo larw much, zapiaszczenie, ropny wypływ z ran. Temperatura 35,5 st. Pies nie je sam, trzeba go karmić, nie sika sam (założono mu cewnik), pies nie wstaje mimo, że RTG nie wykazało złamań. Został wykąpany, usunięto fragmenty martwicze, zabezpieczono odpowiednimi opatrunkami, założono sączki. Badanie krwi wykazało bardzo zawyżone parametry wątrobowe. USG wykazało wolny płyn w płucach.
Obraz nędzy i rozpaczy! Walczymy o Bumeranga. Niech jego życie po tym strasznym zdarzeniu ulegnie zmianie na plus! Niech nie musi już walczyć o jedzenie, nie musi spać pod gołym niebem w ulewę czy mróz. Najpierw wyciągnijmy go z Waszą pomocą ze stanu zagrożenia życia! Koszty leczenia Bumeranga już są wielkie, a będą jeszcze większe. Skórowane rany długo się goją.
Ale przecież damy radę. Co? Powiedzcie, że wspólnie damy radę uratować tego dzielnego, wytrzymałego i tak bardzo skrzywdzonego psa. Błagamy Was o udostępnianie, wpłaty na ratowanie chłopaka i TYLKO pozytywne fluidy.
Ładuję...