Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Gzik został adoptowany :)
Pyrka właśnie kończy leczenie na FiP. Jej wyniki są bardzo dobre, ale musimy jeszcze odczekać czy wirus nei nawróci. Jeżeli wszystko będzie dobrze to za miesiąc będziemy poszukiwać jej domu!
Gdy już myślelismy, że historia tych kociaków dąży do zakończenia....że udało nam się je uratować..... że cały nasz trud przyniesie wreszcie efekt, to Pyrka obudziła się rano z przymglonym okiem.
Przeraziliśmy się i pojechaliśmy automatycznie do weterynarz, która leczyła je do tej pory. Początkowo myśleliśmy, że inny kot zadrapał jej oko, ale na drugim oku również zaczęły pojawiać się zmiany.
Umówiliśmy ją wtedy na cito do okulisty i na drugi dzień rano już udało się nam wcisnąć na wizytę.
Okazało się, że kotka ma ostre zapalenie błony naczyniowej oka. Może być ono wywołane przez 3 rzeczy. Białaczkę - wykluczona lub Toksoplazmozę i FIP neurologiczny.
Wykonaliśmy jej kolejne badania w kierunku obu chorób aby jak najszybciej móc wdrożyć leczenie. Na wyniki obu się czeka a przed nami jest jeszcze weekend. Jesteśmy totalnie załamani.
Naprawdę, wykarmiliśmy te kociaki butelką, potem wyszarpaliśmy ze szponów panluekopenii, potem leczyliśmy naprawdę długo na pomniejsze choroby, tylko po to żeby na Pyrkę spadło teraz to?
Obie wersje chorób to nie tylko koszty, chociaż tak, oba koszty będą OGROMNE. To też ogromny strach o Pyrkę, którą bardzo kochamy. Jest już u nas tyle miesięcy, że zżyliśmy się z nią nawet jeszcze bardziej niż z innymi Podopiecznymi.
Tak wygląda obecnie oko Pyrki...Czekamy na wyniki a czas płynie i stan się pogarsza!
Kochani, prosimy wspomóżcie naszą zbiórkę bo pilnie potzrebujemy gotówki na jej leczenie! Nie poddamy się i będziemy o nią walczyć, ale potzrebujemy na to pieniędzy!
Oczywiście, ludzie chętni na adopcję Pyrki i Gzika od razu zrezygnowali z adopcji maluchów :C
Kociaki zostały przebadane wdłuż i wszerz w pozukiwaniu przyczyny lejącej biegunki.
Można rzec, że wpasowywały plamy w podłogowe lastryko, ale ich Domu Tymczasowemu nie jest do śmiechu ;) Amanda, nasza Wolontariuszka ma obkupkane wszystko. Ściany, podłogę, kanapę... Ta po przeżyciu tego pechowego zdrowotnie miotu poszła na śmietnik.
Wykonaliśmy kociakom ponowne badania kału, zmieniliśmy żywienie na karmę gastro, dostawały tonę probiotyków a w końcu został ponownie włączony antybiotyk. Niestety bez zmian.
Już przed nowym rokiem kociaki zaczęły się stabilizować i odzyskiwać siły. Dalej były za drobne jak na swój wiek, ale stabilne. Wtedy dostały biegunek. Po badaniu kału okazało się, że mają pasożyty, odrobaczyliśmy je. Na jakiś czas biegunki przeszły, ale niestety to nie koniec ich historii....
Wyglądały już ładnie i na tym etapie zaszczepiliśmy je i rozpoczęliśmy procedurę poszukiwania im wspólnego domu. Zgłosiła się na nie fajna para, która zdecydowała się poczekać aż ponownie doleczymy im nagłe biegunki.
RATUJEMY KOCIAKI PRZED KOCIM TYFUSEM
Gzik i Pyrka trafiły do nas znalezione, leżąc przez dobę (!) na betonowej podłodze tarasu. Wygłodzone i wychłodzone miały nikłe szanse na przeżycie. Cudem odnalezione przez naszą Wolontariuszkę trafiły do Domu Tymczasowego gdzie odkarmiane są butelką.
Niestety kilka dni temu stan kociąt się pogorszył. Pyrka zaczęła wymiotować po jedzeniu, w końcu zrobiła dziwną żółtą kupkę.
Wolontariuszka z Domu Tymczasowego ekspresowo pojechała do naszego weterynarza a diagnoza zwaliła nas z nóg – panleukopenia, koci tyfus.
Na szczęście udało się załatwić kociakom surowicę, którą natychmiastowo podaliśmy. Kotki są też na antybiotyku. Dziś jest 4 dzień leczenia, jak na razie żyją i widzimy poprawę. To prawdziwy cud bo leczona panleukopenia ma tylko 10% szans na przeżycie. Uff…
Nie pisaliśmy nic wcześniej, żeby nie zapeszać bo sami jesteśmy przerażeni
To nie koniec „przygód”, które powodowały u nas wzrost ciśnienia we krwi.
Podczas podawania drugiej dawki surowicy, serce Pyrki zatrzymało się w wyniku wstrząsu anafilaktycznego. Wyobrażacie sobie ten pech? Na szczęście szybka reakcja profesjonalnej Pani Weterynarz uratowała kotce życie. Maleństwo dostało adrenalinę i wykonano na niej masaż serca aż ciałko znów zaczęło pracować...
Obecnie Pyrka czuje się lepiej, przestała mieć biegunkę i wymioty, jest mniej apatyczna. Za to jej brat, Gzik, który początkowo nie miał objawów, przechodzi je z opóźnieniem. Mimo wszystko, jak na panleukopennie nasze nadzieje na ich wyzdrowienie są raczej spore. Są pod doskonałą opieką, dostały wszystkie możliwe leki. Pozostaje nam czekać i trzymać kciuki. Będziecie ściskać je z nami?
Pojechaliśmy na Kiełczowską na rekonesans przed łapanką bezdomnych kotów na kastrację. Co prawda, mieliśmy w planach łapać tam dopiero, jak skończymy wyłapywać w innej lokalizacji, ale chcieliśmy znać skalę problemu.
Problem z kotami zgłosiła nam starsza Karmicielka która karmi u siebie pod blokiem wolnobytujące koty.
Pani która zgłaszała problem poinformowała nas, że na posesji obok jest bardzo dużo kotów więc nasza Wolontariuszka poszła w tamtą stronę, żeby oszacować, ile kotów będzie do wyłapania. Z daleka usłyszała popiskiwania kociąt.
W domu obok (wielorodzinnym z wieloma osobnymi mieszkaniami), otworzyła drzwi jakaś Pani mówiąc, że ona tych kotów nie chce, jej one wcale nie interesują, nie chce pomóc i nic nam nie powie. W tym mieszkaniu przy stole siedział też Pan, który słowem się nie zająknął, żeby wiedział cokolwiek na temat tamtejszych kotów.
Nasza Wolontariuszka poszła więc sama rozejrzeć się wokół posesji, idąc za dźwiękiem pisków. Stwierdziła, że dźwięki wydobywają się z jednego z tarasów. Ponownie zadzwoniła do wszystkich drzwi w budynku. Okazało się, że taras należy do Pana który wcześniej siedział przy stole w kuchni u Pani której "nic to nie interesuje".
Powiedział, że owszem słyszał piski i wpuścił naszą Wolontariuszkę, żeby mogła się rozejrzeć. Taras niestety nie miał wyjścia z mieszkania (był kompletnie nieużytkowy), więc wspięli się z Panem po stercie desek na wysokość pierwszego piętra, bo inaczej nie dałoby się tam dostać. Pan poinformował też, że już dzień wcześniej słyszał płacz, ale nie było go dobę w domu, a gdy wrócił, kocięta już się bardzo głośno dopominały o jedzenie.
Gdy udało się dostać do kotów, okazało się, że to wychudzone dwa około 2 tygodniowe maluchy, które ledwo otworzyły oczy. Były bardzo głodne, leżały bezpośrednio na betonie więc były też w kiepskiej kondycji. Całkowicie wyziębione.
Wolontariuszka nie miała przy sobie transporterów ani sprzętu, bo nie spodziewała się takiej sytuacji, miała za to torbę termiczną do przewożenia lunchu i wełnianą czapkę. Maluchy więc w trybie pilnym zostały zapakowane w powyższe przedmioty i dowiezione do naszej Wolontariuszki która odkarmia kocięta.
Po porządnym wygrzaniu na macie grzewczej okazało się, że mają około 12 dni, są to dwaj chłopcy o umaszczeniu point i krókowym.
Zatrważająca była kolejna noc. Niemowlaki spędziły według szacunków ponad dobę bez matki, leżąc bezpośrednio na betonowych płytach tarasu. Sama historia pokazuje, że to cud, że jeszcze żyją.
Po drugim karmieniu zaczęły pić mleko, udało się je wysikać a na stan poranny, jeden z nich nawet się załatwił. Długo były niespokojne i płaczliwe, ale obecnie leżą w plastikowym pojemniku na kocach, są nakarmione i błogo śpią. Spróbujemy poszukać ich mamy, ale prawdopodobnie spotkało ją coś złego.
Kochani kociaki będą potrzebowały zarówno mleka jak i później karmy, leczenia i profilaktyki. Prosimy o ich wsparcie, miały tyle szczęścia, pomóżmy im jeszcze trochę!
Ładuję...