Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dni płyną nieubłaganie. Prośby o ratunek płyną szerokim strumieniem. Ta zbiórka to zabezpieczenie dla zwierząt, którym ratujemy życie. Jest ich tak wiele, bo wiele jest psiego cierpienia. Ale nowy miesiąc się zaczął, a z nim przyjdą nowe faktury.
BŁAGAMY O POMOC!
Spójrzcie na te psy - one bez pomocy nie miały szans!
Potwornie pogryziona maleńka sunia. Stan ciężki. Jedna łapa zmiażdżona, odłamki kości uszkodziły nerwy. Otwarte rany na całym ciele. Tkanka miejscami objęta martwicą. Druga łapa złamana - może uda się ją ustabilizować. Miała to być sunia z wypadku - jest konającą w mękach psiną!
Nie ratować?
Psie dziecko wypadło z bakonu. Rodzina nie podejmie się leczenia. 2 łapy fatalnie połamane. Potrzebne są operacje i rehabilitacja. Tysiące złotych. Nie ratować? Uśpić?
Maluszek z przelykiem olbrzymim. Niedożywiony. Słaby. Odwodniony. Wszystko co zje ulewa. Nie ratować? Pozwolić umrzeć z głodu? To wada wrodzona. Jest szansa! Badanie laparoskopowe potwierdza wstępną diagnozę. Będzie operował prof. Galanty. Do tego czasu Tycio będzie w DT - karmiony w pozycji pionowej, by cokolwiek zostało w brzuszku. Diagnostyka, operacja, hospitalizacja - tysiące złotych. Nie ratować?
Trafiła do nas z dziećmi. Nie mogła jeść. Wychudzona. Pokarmu mało. Ulewała każdą przyjętą ilość jedzenia. Przełyk olbrzymi! Laparoskopia potwierdza wstępną diagnozę. Operacja będzie w tym samym dniu co Tycia. I tak jak on - mama karmiona jest w pozycji pionowej. Ratujemy! Bo co zrobić? Pozwolić jej umrzeć?
Wypadek, rozłażące się, ropiejące rany, źle przeprowadzona operacja, babeszjoza i parwowiroza, śruby przebijają skórę. Miał tylko mieć poprawioną łapę. Jest na granicy życia i śmierci. Nie próbować?
Malutki czarnulek z pola żyje, ale jego stan jest ciężki. Walka trwa. Noc (albo i kilka) spędzona w szczerym polu. Potężny uraz. Ból nie do wyobrażenia. Wypadek? Pobicie? Nie wiemy.
Więc zamiast spekulacji podamy fakty. Psiak trafił do weterynarza w stanie wstrząsu. Temperatura ciała 35 stopni i porcelanowe dziąsła. Odwodnienie. Było jasne, że maluchowi potrzebna jest specjalistyczna opieka. By ją otrzymał zadziałał sztab ludzi o wielkich sercach. Kasia Piasecka spędziła w podróży 8 godzin. Pierwszy przystanek: Roch-Vet, skąd natychmiast ruszył kolejny transport – do Czech. Doktor Novak, choć tego dnia był na szkoleniu, przewrócił swoje plany do góry nogami, przyjechał do kliniki i czekał na pacjenta. DOKTORZE DZIĘKUJEMY!!
Maluch natychmiast wjechał na stół. Operacja zakończyła się po godzinie 23. Uraz był potężny. Rdzeń kręgowy został przerwany. Pies nigdy nie będzie normalnie chodził. Pozostaje tylko szansa na chód rdzeniowy. Rozległy krwiak spowodował lekki niedowład również przednich łap, który powinien ustąpić po kilku dniach. Teraz nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać. Scenariuszy jest kilka, ale staramy się niczego nie zakładać.
Wiemy, że jeśli wyjdzie z impasu, możliwe jest, że spędzi z nami resztę swojego życia jako niepełnosprytek. Powoli zbieramy myśli. Jego los nami wstrząsnął i teraz, gdy wyszliśmy z trybu zadaniowego, wiele dzieje się w naszych sercach i głowach.
Kolejny miesiąc, to kolejne faktury, ale też kolejne uratowane istnienia. Pierwotna zbiórka osiągnęła 52 procent, co pozwoli nam uregulować połowę należności za leczenie naszych zwierząt w ubiegłym miesiącu.
Jak rozgraniczyć finanse od ratowania? Jak kalkulować, gdy pies cierpi i bez natychmiastowej pomocy umrze? Jak przerwać rehabilitację, która daje efekty i otwiera psu drogę do sprawności i normalnego życia? Takich psów mamy mnóstwo. Ich droga do zdrowia to nie tygodniowy pobyt w szpitalu. Ten czas to zazwyczaj dopiero wstęp do dalszej walki, to ustabilizowanie zwierzaka, aby mógł przetrwać kolejne czekające go zabiegi. To diagnostyka, która prowadzi do dalszych etapów – operacji, wielomiesięcznych rehabilitacji.
Cały czas jesteśmy rozdarci. Oszczędzać i pozwolić umrzeć, czy ratować i próbować pozyskać środki. Wielokrotnie pokazywaliśmy Wam efekty – psy chore neurologicznie – żyją i mają się dobrze, psy sparaliżowane stawały na łapy, psy konające na choroby wirusowe wracały do zdrowia.
I choć kwoty, o których piszemy, są zawrotne, musicie wiedzieć, że taka jest cena życia zwierząt, którym mało kto decyduje się pomóc – właśnie dlatego, że ich leczenie kosztuje krocie i trwa bardzo długo. My pochylamy się nad takimi psami. Bo one chcą żyć.
Dlatego zmieniamy kwotę zbiórki o kwotę, jaka w kolejnym miesiącu będzie widnieć na fakturach, jakie otrzymamy. Fakturach za walkę o życie tych, nad którymi nikt nie chciał się pochylić.
Życie jest najwyższą wartością, ale jego ratowanie niestety liczone jest w złotówkach. Ustawiła się do nas kolejka potrzebujących, walczących o życie i sprawność psów. Prośby o pomoc dosłownie nas zalały. Psy zagłodzone, połamane, cierpiące na deformacje, z guzami.
Ciężkie „przypadki”, wymagające pełnej diagnostyki i kosztownego leczenia. Co mamy zrobić? Komu odmówić prawa do życia? Fakt opłacenia rachunków za lecznice to jedno, ale czy nasza sytuacja jest stabilna na tyle, że możemy pomagać, ratować, leczyć na taką skalę jak dotychczas? Niestety nie. Dlaczego?
Bo wciąż wielu naszych podopiecznych przebywa w klinikach – koszty rosną każdego dnia.
Bo cały czas spora liczba psów odbywa stacjonarną rehabilitację – koszty rosną każdego dnia.
Bo faktury z klinik, to tylko ułamek ponoszonych każdego dnia kosztów.
Jeśli chcemy działać tak, jak do tej pory – musimy mieć zabezpieczenie. Nie na każdego, nawet tego „medialnego” psa zakładaliśmy zbiórkę. Ratujemy ich tyle, że to po prostu niemożliwe. Dlatego – jeśli mamy robić to co dotychczas i na dotychczasową skalę – musimy stworzyć pewną rezerwę, która uchroni nas przed sytuacją, jaką mieliśmy teraz. Chcemy być stabilni, przewidywalni, niezawodni. Nie chcemy dramatyzować, na zmianę „zawieszać i odwieszać przyjmowanie psów”. Chcemy ratować psie istnienia, uwalniać od cierpienia, leczyć, wyrwać z bezdomności. A do tego potrzebne są pieniądze. Brutalne, ale prawdziwe.
Dlatego nie ruszamy pełną parą. Mamy nadzieję, że nas rozumiecie i błagamy Was o wsparcie - aby fundacja Judyta bez względu na wszystko mogła pomagać tym, którym nie chce pomóc nikt.