Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Czas podziękować Wam Drodzy Darczyńcy za tą długą wspolną walkę na rzecz tych, które budują Nasz Azyl. Każda z tych istot to bezbronne życie, które polegać może tylko na Naszej empatii. Tak wybrałam w 2012r, kiedy to założyłam Azyl... Dziś jak widzicie mimo przebytej operacji obraz tego co dzieje się w moich płucach jest nadal niejednoznaczny. Ogniska zapalne wciąż są, a najgorsza z chorób wciąż wisi w powietrzu... We wrześniu więc upragnione wakacje i kolejna hospitalizacja w Szpitalu w Prabutach. Czuję się lepiej... choć nie powróciłam do całkowitego zdrowia... Zapewne spotkamy się jeszcze w kolejnej zbiórce pomocowej na rzecz utrzymania podopiecznych Azylu. Dziś jeszcze nie wiem, co dalej zaplanował dla mnie los... Cieszę się każdym nowym dniem, cieszę się tym co stworzyłam i będę już już zawsze walczyć o każdą istotę żywą. Obiecuję Wam to !!! Dziękuję jeszcze raz jeszcze za Wasze serca !!!!
Podobno nad dobrymi ludźmi Anioły czuwają... Los dał mi więc życie na kredyt 3 lata temu... wręczył mi złotą tarczę, która miała chronić mnie i tych, których kocham! Dziś nie znam terminu "złotej tarczy"... Jestem 9 dni po operacji. Przeżyłam... ból nie do zniesienia. Morfina pozwalała odechnąć za to nie było kontaktu. Już w drugiej dobie poprosiłam o jej odstawienie, bo nie mogłam znieść odruchu wymiotnego. Wstałam z łóżka z rurą w płucach o własnych siłach. Lekarze stwierdzili, że jestem bardzo silna! A ja walczyłam i cierpiałam... W dniu operacji odszedł mój najstarszy, najukochańszy pies. Dusza krzyczała, serce pękało, nie mogłam się z Nim pożegnać... Ile jeszcze myślałam, ile jesze mam znieść? Och życie bez litości pogrzebało mnie w smutku, rozstaniu i wielkiej niewiadomej ile czasu mi zostało....
Zabieg opisano w karcie leczenia... Przyszły pierwsze wyniki- cały panel alergiczny. Moja nadzieja... prysła. Doktor wierzył, że może będzie to łagodna odmiana śródmiąższówki, że może wyjdzie alergiczne zapalenie pęcherzyków płucnych, tymczasem niestety panel alergii ujemny... Konsultacja i kolejne wyniki oraz zdjęcie szwów planowane na dzień 23.06.2023r...
Boję się... nie zdążyłam zrobić jeszcze wszystkiego, nie dałam rady...
Nie wstydzę się prosić, nie boję się błagać, bo to wszystko dla Nich !!!
Walczymy dla Nich !!! Nie może im niczego zabraknąć !!!
Jeszcze do mnie nie dotarło, jeszcze głowa nie przyjęła wyroku... To wszystko jest gdzieś obok mnie, to nie może być moje życie...
Od początku, czy od końca??? Przewijam film do klatki, w której obudziłam się po badaniu bronchoskopii... Wtedy poczułam ulgę, że najgorsze za mną, że przecież wyniki z pewnością nie będą takie złe. Wieczór i następny dzień minął dość pozytywnie.
Nadszedł niestety i ten feralny dzień, w którym to do mojego pokoju wszedł Pan Ordynator. Zdjął laptopa z krzesła i siadając powiedział "przyszło cześć Pani wyników, musimy porozmawiać..." Zbladłam. Koleżanka wyszła z sali patrząc na nasze wyrazy twarzy. Zapamiętałam niewiele: konsylium w poniedziałek, otwarcie klatki piersiowej, rzadka choroba, transplantacja płuc...
Matrix... Znalazłam się gdzieś w zupełnie innej czasoprzestrzeni.
W sobotę rano jednak musiałam ponownie zderzyć się z rzeczywistością. Pan Ordynator spokojnie wytłumaczył mi przebieg choroby i możliwości leczenia. Mamy przecież narzędzia w ręku, zawsze możliwa jest transplantacja, niektórzy nie mają żadnej opcji, by przedłużyć sobie życie...
Co to są śródmiąższowe choroby płuc? Śródmiąższowe choroby płuc, znane także jako rozproszone choroby miąższu płuc, wynikają z uszkodzenia komórek otaczających pęcherzyki płucne, co prowadzi do uogólnionego zapalenia i bliznowacenia oraz włóknienia płuc.
Czy śródmiąższowe zapalenie płuc można wyleczyć? Samoistne włóknienie płuc jest chorobą postępującą, która nie poddaje się leczeniu. Średnie przeżycie chorych od chwili rozpoznania wynosi 2-3 lata i jest podobne jak w raku płuca.
Na szczęście medycyna idzie do przodu. Są leki przeciwzapalne, spowalniające włóknienie płuc, są przeszczepy...
06.06.2023r czeka mnie biopsja otwarta płuca. Otwarcie klatki piersiowej z wycięciem około 8cm płuca do badań. Sugerowana choroba ma kilkaset odmian. Leczenie jest zróżnicowane.
Póki One żyją, żyję Ja !!! Będę walczyć o Siebie dla Nich!!! Zrobię wszystko, by były bezpieczne!!!
Godzina "0" wybiła... Nie uciekne od wyroku! Dziś mija 3-ci dzień w Szpitalu. Przeszłam kilka badań, w tym jedno z gorszych- Bronchoskopia, choć te najgorsze chirurgiczne wciąż nade mną wisi. Diagnostyka trwa. Wiem już, że nie jest dobrze!!! Wiem, że tym razem mogę "przeznaczenia" już nie oszukać...
Proszę o pozytywną energię, modlitwę, myśl...
Nie wiem co będzie dalej...
Dziś w głowie zabezpieczałam zwierzęta..., bo przecież jestem Im to dozgonnie winna...
Tęsknię, rozpadam się kawałek po kawałku...
Proszę także o pomoc w zabezpieczeniu i Jej, swoje w życiu przeszła:
https://www.ratujemyzwierzaki.pl/pilnie-potrzebna-pomoc-dla-skaryszewskiej-laguny
Nadszedł dzień, przez który nie zmróżyłam oka przez ostatnie dni. Przed oczami wciąż przewija mi się obraz rury w płucach, bólu żeber po biopsji i ludzi w białych fartuchach odczytujących wyrok...
A tam gdzieś pozostały one... otulone słońcem i wiatrem, patrzące w dal w znikającą mnie...
Zajmijcie się Nimi proszę...
Ile mogłam to zrobiłam...
Będę z Wami w kontakcie...
Kolejna Fv do opłaty, już większa ze względu na przewiezienie dwóch koni...
Między ciszą, a ciszą..., boję się... Wypieram ze swojego umysłu fakty dotyczące mojego zdrowia. Nikt przecież niechciałby wiedzieć, że być może zostało mu niewiele czasu. Po co? By załamać się i nie móc zrobić nic? A co z tymi, za których życie jestem odpowiedzialna? Niestety "Apokalipsa" mnie dopadła. Muszę położyć się w Szpitalu. Termin wyznaczono mi na 10.05.2023r w Specjalistycznym Szpitalu w Prabutach na oddziale pulmonologicznym, gdzie czekają mnie rozszerzone, bardzo nieprzyjemne badania. Mam mętlik w głowie, jak to będzie jak mnie nie będzie ??? Boże niech to wszystko się już skończy, niech zniknie mój lęk, niech znikną łzy, niech wejdzie we mnie to poczucie, że moje zwierzęta będą bezpieczne !!!
Dziękuję Wszystkim, którzy do tej pory obdarzyli wsparciem stadko zwierząt z Azylu... Wciąż dostaje wiadomości, w których piszecie do mnie "Karolina walcz !!!, masz wokół siebie Aniołów, cudownych ludzi, którzy nie zostawią Twoich zwierząt, daj sobie pomóc, idź w spokoju do Szpitala". Wiem, że jesteście, naprawdę to wiem... I wiem, że muszę zawalczyć o swoje życie...- DLA NICH !!!
Dziękuję Wam za wszystko !!!
To był kolejny, pełen lęku dzień. Nie chciałam słuchać tego, co mają mi do powiedzenia lekarze, po prostu chciałam wyprzeć ze świadomości horror, przez który przechodzę... Wtorek 7- mego marca odbyły się dwie konsultacje w sprawie mojej jednostki chorobowej.
Jedna konsultacja odbyła się w Warszawie. Została przeprowadzona dzięki mojej przyjaciółce Ani, która otrzymała płytkę tk wraz z opisem, a następnie odbyła wizytę u dr Wandy Karpińskiej, pulmonologa i specjalisty w zakresie czytania obrazów radiologicznych, a także specjalisty w zakresie diagnostyki i leczenia nowotworów i innych przewlekłych chorób układu oddechowego. Konsultacja w Warszawie umówiona była na godzinę 15:00. Na godzinę 16:00 miałam wizytę pulmonologiczną w Olsztynie.
Tuż przed wejściem do gabinetu lekarskiego zadzwoniła po „ Warszawskiej” konsultacji Ania. Wieści sprawiły, że nogi ugięły mi się w jednej chwili, czar nadziei, że nie będzie tak źle prysł...
Pani Doktor w prawdzie wykluczyła chorobę stwierdzoną w wyniku tk, natomiast ze względu na martwicę płuc i rozsiane guzki w obu płucach w trybie pilnym skierowała mnie na oddział pulmonologiczny, w celu wykonania biopsji. Zasugerowała Instytut Gruźlicy i Chorób płuc w WARSZAWIE. A w Nim na miejsce trzeba czekać...
Konsultacja pulmonologiczna w Olsztynie. Dostałam czas... Mimo około 30% martwicy płuc i rozległych guzów po obu stronach, lekarz wprowadził nowe leki + szczepienie na choroby płuc. Zmiany w płucach wskazują bardziej na możliwość nowotworzenia niż zarastowe zapalenie oskrzelików...
Kolejne 4 tygodnie będą decydujące! Nie da się odratować tego, co już obumarło, ale jest nadzieja na zatrzymanie choroby!
Na miejsce w Warszawskim Instytucie czekamy... Boję się, ale... ”jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy”. Tyle mam do zrobienia... I zrobię! Zrobię pomimo, zrobię, bo kocham.
Dziękuję, że jesteście z nami i wspieracie mnie i mój azyl dla ocalonych koni.
Jest mi ciężko to wszystko pisać, bo wciąż nie dociera do mnie, że to się naprawdę dzieje...
Czwartkowy, słoneczny poranek i odbiór wyników, których tak bardzo się bałam. Mimo choroby, z którą mierze się bez poprawy od października, a wręcz męczę się z nasilającymi objawami duszności, wciąż miałam nadzieję. Same podejrzenie sugerowanej przez lekarza choroby było dla mnie straszne... W efekcie wyszło jeszcze tragiczniej...
Odebrałam wyniki, które są niczym wyrok: cechy Zarostowego Zapalenia Oskrzelików, występujące już zmiany drobnoguzkowe z zaczopowaniem światła części oskrzeli. Rokowania... choroba źle rokująca prowadząca do niewydolności oddechowej i śmierci chorego. Od czasu rozpoczęcia choroby mimo złego samopoczucia wciąż żyłam z uśmiecham na twarzy, starałam się nie myśleć o tym, czego już ze względu na duszności i kaszel nie jestem w stanie zrobić. W stajni pracowałam mając coraz mniej siły.
Każdy wysiłek fizyczny powodował coraz większe odpoczynki, nasilające duszności i kaszel. W efekcie pracę nad podopiecznymi przejęła moja Mama, która ma lat 68... Nie wyobrażałam sobie, że tymi, których kocham, może zająć się ktoś inny. Wciąż wierzyłam, że to przejściowe, że zaraz wrócę...
Dziś wiem, że nie wrócę...
Cała sytuacja wymusza na nas podjęcie radykalnych zmian, w których na piedestale staje dobro i bezpieczeństwo podopiecznych Azylu! Nie chcemy oddawać naszych zwierząt, nie chcemy rozłąki! Ale, choć serce krwawi inaczej nie mogę... Część koni musi dołączyć więc do drugiego stada naszych koni, które stacjonują w odpłatnej stajni w Plękitach. Dla nas oznacza to wzrost comiesięcznych opłat za Ich dom i utrzymanie!
W siedzibie Stowarzyszenia potrzebny jest na cito pracownik! Moja Mama nie ma już siły, a mój stan zdrowia nie rokuje poprawy... I mimo że przy zwierzętach będę codziennie, muszę mieć wsparcie! Osoby ze Stowarzyszenia pracują zawodowo, co sprawia że nie są w stanie zaopiekować się stajnią na co dzień.
Życie jest cholerne śliskie! W roku 2020 w jednej chwili też runęła nasza przyszłość. Mimo bardzo złego samopoczucia nie mogłam znaleźć czasu na lekarza. Zwierzęta, które tak bardzo kocham potrzebowały mnie 24h na dobę. No i stało się. W pewnej chwili nie mogłam już wytrzymać ogromnych bóli głowy, na które nie pomagały żadne leki. Jedno badanie- tętniak mózgu, pilna operacja i przyszłość pod znakiem zapytania! Anioły jednak zabezpieczyły zwierzęta, a ja z czasem wróciłam do żywych. Znów mogłam być z tymi, które tak bardzo kocham...
AZYL DLA KONI - stado uratowanych od śmierci 30 koni i innych gatunków zwierząt: osłów, psów, kotów i świnek. Prawie 12 lat walki o humanitarne Ich traktowanie! O godność, szacunek i poszanowanie Ich praw! Daliśmy życie tak wielu... Czasem było nam tak strasznie ciężko, mimo tego nie odwróciliśmy się od żadnej cierpiącej istoty bez względu na płeć, rasę, gatunek. Każde z tych żyć było dla nas bezcenne. Podejmowaliśmy wszelkie, nieraz bardzo kosztowne działania, by ratować, by dać nowe życie... Czy to był koń u handlarza, czy osioł, czy świnka, czy pies z łańcucha, czy burasek z ulicy... O każde z nich walczyliśmy do końca!
PODOPIECZNI - Nasze zwierzęta to istoty, które najczęściej są już staruszkami, borykają się z nieuleczalnymi chorobami, są kontuzjowane czy kalekie. Są wśród nich także psie, świńskie czy końskie dzieci, te które los skazał od urodzenia na cierpienie, nicość, aż po śmierć. Każdy z podopiecznych ma swoją czarną, pełną bólu historię. Każdy z nich, zanim trafił do Azylu przeszedł przez piekło na ziemi, które zgotował mu człowiek.
WZAJEMNA MIŁOŚĆ I CODZIENNA OPIEKA - niewidoma klacz, ktoś musiał Ją nauczyć żyć. Chore na niewydolność oddechową kucyki, ktoś musiał przy Nich wciąż być, robić zastrzyki i zakładać maski z lekami sterydowymi, ktoś musiał walczyć o każdy Ich oddech. Choroby psio- kocich staruszków, leki i wizyty u weterynarza. Kastracje, szczepienia, antybiotyki, kowale, karmienie, gotowanie posiłków świnkom i tak bez końca mogłabym wymieniać... To moja codzienność. Ich ciepłe spojrzenia, przytulenia, muśnięcia chrapami, ryjkami czy nosami, tarmoszenie moich włosów.
Chrumkanie, szczekanie, wariactwo psich ogonów, ośle wycie i końskie rżenie... okrzyki miłości, gdy wchodzę do stajni. Znamy się tak dobrze... zawsze wiem czego i kiedy potrzebują, jaki mają humor i jak radzą sobie z chorobą w danym dniu. Były i są nierozłącznym „elementem” mojego życia. Od lat kochamy siebie, ufamy sobie, mamy tylko siebie!
CO DALEJ? Nie wiem, co dalej z moim zdrowiem, bo nie wiem, jak będzie postępować choroba, nie wiem jak przebiegnie konsultacja z pulmonologiem (wtorek godz.16:00), nie wiem, czy nie czeka mnie szpital, nie wiem, czy znajdą leki, które spowolnią chorobę... I choć Przyjaciele mówią, że zrobią dla mnie wszystko, włącznie z przeszczepem płuc to jednak może być różnie...
Ale wiem jedno! Do ostatniego tchu w dokładnym tego słowa znaczeniu będę walczyła o nasze wspólne dni! Zrobię wszystko, by mimo mojej choroby one zawsze żyły w Azylowym Raju, które od nas Wszystkich dostały!
Kwota zbiórki opiewa zabezpieczenie utrzymania koni w obu stajniach + pracownik na okres tylko 3 miesiące bez opieki weterynaryjnej i kowalskiej oraz bez przetransportowania koni ze stajni do stajni.
Bardzo Was prosimy W tej patowej sytuacji... Zabezpieczmy życie tych zwierząt kolejny raz! Do wglądu Fv za utrzymanie koni w jednej stajni ze stanem obecnym za luty...