Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Witaj!
Jesteśmy malutką fundacją, pod swoją opieką mamy w tej chwili tylko i aż 11 koni, każdy z bagażem chorób, oraz jednego kota, plus kilka zwierzaków w adopcji.
To nasz stan konta z dnia 15.10.2024
Na więcej zwierząt nie możemy sobie pozwolić, a potrzebujących spotykamy na każdym kroku. Dlaczego? Bo takie maleństwa jak my nie wzbudzają zaufania, nie mają siły przebicia i nie mają funduszy na to przebicie. Kiedy dzieje się coś złego z naszymi zwierzakami, naszym pierwszym odruchem jest pomoc im. Dopiero później, kiedy emocje już opadną, a zwierzak jest zaopiekowany, przypominamy sobie, że warto byłoby zrobić zdjęcie, żeby pokazać Wam nasze życie.
Potem i tak zazwyczaj nie mamy siły, aby opisywać wydarzenia na social mediach, a poza tym staramy się nie wykorzystywać cierpienia naszych podopiecznych do wzbudzania współczucia, chociaż pewnie tak właśnie powinnyśmy robić.
Jesteśmy tylko we trójkę - ot, cały zarząd - Ewa i od niedawna Adrianna oraz Kalina, które wcześniej były wolontariuszkami w Heartlandzie. My, czyli ekipa sprzątająca, doglądająca, karmiąca, często ekipa dietetyków czy udzielająca pierwszej pomocy po instrukcjach weterynarza. To my brodzimy w błocie, upale, naprawiamy ogrodzenia czy jeździmy traktorem. Mamy kilka osób, które z doskoku nam pomagają, ale to zaledwie kropla w morzu.
Wszystko, co tylko możemy robimy same, bo tak jest po prostu taniej. Każdy opatrunek zawijamy same, to my trzymamy konie przy kowalu, weterynarzu i siedzimy z nimi po nocach kiedy jest taka potrzeba. To my czytamy fora i książki, żeby jak najmniej korzystać z drogich specjalistów. Poza tym każda z nas ma "normalną" pracę, bo za coś żyć musimy. Nie uskarżamy się, tylko czasem jest nam przykro kiedy musimy odłożyć zrobienie zębów albo niezbędne badania, bo po prostu nas na nie nie stać. Staramy się robić tak, żeby nasze konie były szczęśliwe na tyle, na ile budżet nam pozwala. A zazwyczaj nie pozwala, nawet na te najpilniejsze potrzeby.
Nasza fundacja przez kilka lat była utrzymywana głównie z pieniędzy zarobionych przez Ewę w jej Ośrodku Jeździeckim (w którym mieszkają nasze uratowane konie), ale od dłuższego czasu nie jest to już możliwe, bo stajnia nie przynosi takich dochodów jak kiedyś. Finanse się nie spinają, długi są, całkiem spore, wkradła się depresja i zaburzenia lękowe.
Czasem mamy ochotę odwrócić się i zacząć inne życie, ale tak się nie da. Bo co by się stało z naszymi podopiecznymi? Nie potrafimy sobie tego wyobrazić, bo kiedy w zeszłym roku szukałyśmy pomocy u większych od nas i największych w Polsce fundacji, tylko dwie wyciągnęły do nas rękę, kilka mniejszych chciało pomóc, ale nie miało jak. A od jednej z największych fundacji ratujących konie w Polsce usłyszałyśmy "nabrały koni, to niech sobie teraz radzą". Tyle w kwestii miłości do zwierząt.
Już dawno zrozumiałyśmy, że im większa organizacja, tym bardziej działa na zasadach przedsiębiorstwa, a mniej jest w niej empatii, współczucia i chęci pomocy wszędzie tam, gdzie jej potrzeba. Nie krytykujemy nikogo, bo nie wierzymy, żeby znalazła się choćby jedna fundacja, która nie powstała na bazie miłości do zwierząt, ale jak to w świecie biznesu - każdy walczy o swoje.
Dlatego też my walczymy. Walczymy, żeby nasze zwierzęta nie ucierpiały zostać uśpione ze względu na brak pieniędzy i możliwości finansowania ich życia, bo wiemy już, że tej garstce, która z nami mieszka innego domu nie znajdziemy - nawet w innych fundacjach. Walczymy dlatego, że prawie każdy z naszych koni był kiedyś ważny dla jakiegoś człowieka czy zarabiał na niego w rekreacji, a potem został sprzedany lub oddany, bo nie było już z niego użytku. Nie można było już na nim jeździć, albo nie mógł się rozmnażać. A my dałyśmy każdej tej Istocie dom, dożywotni i bezwarunkowy, żeby już zawsze mógł czuć się bezpieczny.
Marzymy o tym, żeby móc uratować więcej zwierząt, ale w tej chwili najważniejsze dla nas jest zabezpieczenie istnienia tych, które już są z nami.
Jadzia, 15 lat, - cierpi na astmę, nawracający ochwat oraz najprawdopodobniej wrzody
Hedwiga, 12 lat - syndrom trzeszczkowy, niezdiagnozowana kulawizna
Kofka (po prawej), 34 lata - spore ubytki uzębienia, astma
(po lewej nieżyjący już mąż Kofeiny - FRANEK [*])
OXFORD, 17l - astma, wrzody, zwyrodnienia we wszystkich nogach
WUZETKA, 20l - bardzo zaawansowana astma, tendencja do ochwatu
LADY, 26l - schorzenie zębów EORTH - konieczna operacja usuwająca wszystkie siekacze
WAMPIR, 32l - odprysk kości w stawie skokowym lewego zadu
GOLDEN LOVE, 19l - astma i zwyrodnienia w obu zadnich nogach
MACIEK, 10l - przewlekły ochwat
PLAMA, 23l - całkowicie niewidoma, astma, podejrzenie wrzodów
YERBA MATE, 30l - wada postawy zwana niedźwiedzią łapą w obu zadnich nogach, która spowodowała ogromne przeciążenia dla nóg i ogólnej postawy na przestrzeni całego życia, w tej chwili niewielkie problemy z poruszaniem się, astma.
To są nasze duszyczki. Każda z nich potrzebuje indywidualnej pomocy i worka pieniędzy na opłacenie jej potrzeb. Czasu na spłatę długów jest bardzo mało, ale wierzymy, że damy radę. Dziękujemy za wszystkie wpłaty.
Ładuję...