Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Najstarsza Inka ciągle czeka na dom. Na dniach zostanie zaszczepiona. Niestety póki co nie mamy jak działać w temacie pozostałych w stadzie kotów. Gdy przyjeżdzamy na miejsce nie widać ani jednego kota :( Nie wiemy czy są tak przestraszone, czy karmicielka zaczęła karmić je w innym miejscu. Spróbujemy pojawić się tam za jakiś czas mamy nadzieję, że uda się temat doprowadzić do końca. Póki co zamykamy zbiórkę na to stado.
Dzięki Waszemu wsparciu udało się opłacić kastracje, diagnostykę i leczenie całej trójki
Udało się znaleźć domki dla 2 kociaków : Nubiry i Matiza
Najstarsza Inka ciągle czeka na dom. Na dniach zostanie zaszczepiona. Niestety póki co nie mamy jak działać w temacie pozostałych w stadzie kotów. Gdy przyjeżdzamy na miejsce nie widać ani jednego kota :( Nie wiemy czy są tak przestraszone, czy karmicielka zaczęła karmić je w innym miejscu. Spróbujemy pojawić się tam za jakiś czas mamy nadzieję, że uda się temat doprowadzić do końca. Póki co zamykamy zbiórkę na to stado.
Mamy XXI wiek a nadal tak wiele osób żyje w neolicie umysłowym ... Nasz wolontariusz spedził dzis 4 godziny probujac łapac koty w Maciejowej. Niestety połowę z tego czasem spędził na kłótniach z oburzoną karmicielką która "nie życzy " sobie żeby te koty łapać. Nie interesuje ją że są chore, że ciagle tam umierają. Ona jej karmi, i ona je tam chce... i to niewykastrowane. Oczywiście w międzyczasie zostaliśmy oskarżeni o to że na pewno je łapiemy i zabijamy skoro nie wracają ( ciekawe po co mielibyśmy to robić ). Szanowna Pani nie życzy sobie tez aby ktokolwiek prócz niej koty karmił ( w menu mają zazwyczaj resztki lub mleko. Dzis dostal stary ludzki pasztet rzucony na ziemię. Pewnie z okazji świąt...) bo wabimy lisy a te zjadają jej kury ( które trzyma nie na swoim terenie ;)).
Nie za bardzo byśmy tym się przejeli ( mamy oczywiście prawo łapać bezdomne koty na kastracje tym bardziej że nie byliśmy na jej terenie), ale niestety wróciła z posiłkami w postaci męża, który twierdził że wszystkie koty połapią w klatki i żadnego nie dostaniemy. A koty faktycznie tak się już wystraszyły że zniknęły.
Niestety dla dobra kotów póki co musimy wstrzymać tam działania. Postaramy sie dotrzeć do właściciela opuszczonego terenu ( jest to teren gminny z tego co nam wiadomo) i uzyskać pozwolenia na przebywanie, karmienie i łapanie kotów znajdujących się na tym terenie. Oczywiście zapytamy też czy wiedzą że szanowna Pani karmicielka trzyma kury za budynkiem który do nich należy . Da nam to na pewno większe pole do działań, bo będziemy mogli wezwać policję za kazdym razem gdy nasze działania będą utrudnione.
Dobre wiadomości są jednak takie, że nasza trójka ładnie tyje i zdrowieje. Gdy skończą leczenie przeniesiemy je do woliery i zaczniemy poszukiwania nowych domków.
Może już któreś z nich wpadło komuś w oko ?
Kolejny kociak z Maciejowej złapany. Niestety póki co to ostatni kot z tego miejsca któremu możemy pomóc
Zbiórka stoi w miejscu. Sam koszt leczenia, badań, kastracji i profilaktyki tylko tej trójki to około 1000 zł. Każdy z tych kotów rokuje na oswojenie. Nie chcemy ich wypuszczać. Niestety przyjęcie ich pod opiekę wiąże się z ogromnymi kosztami. Ma miejscu jest jeszcze conajmniej 5 kotów. Na razie nie ma możliwości abyśmy mogli pomóc i im.
Nowy kociak to kotka. Była już wysokociężarna czego nie było po niej wogóle widać... przeszła zabieg kastracji. Ma około 3 lat. Ma niestety świerzb w uszach. Testy FiV/FeLV ujemny. Jest odrobaczona i odpchlona i spsikana na wszoły.
Niestety jeśli zbiórka nie ruszy, każdy następny kot złapany w tym miejscu będzie musiał być tylko wykastrowany i wypuszczony... nie mamy pieniędzy aby przyjąć je pod opiekę. A póki co każdy ze złapanych kociaków jest bardzo przyjazny i ma szansę na cudowne, długie życie...
Dostaliśmy kolejne zgłoszenie o mnożącym się stadzie. Nasi wolontariusze pojechali dziś na miejsce, aby złapać koty które tam bytują na kastracje. Niestety to, co zastali, i czego się dowiedzieli, zmroziło nam krew w żyłach...
Prawie wszystkie koty są tam skrajnie wychudzone, część jest chora (zaklejony nos lub oczy), futro całe zrudziałe od niedoborów. Wszystkie drapiące się na potęgę, część z przerzedniałym futerkiem... Okazało się, że nie ma tam maluchów, ponieważ co roku umierają w niewyjaśnionych okolicznościach. Mają nawet swój "cmentarzyk" pod drzewem. Padły nawet podejrzenia o ich trucie.
Naszym wolontariuszom udało się dziś złapać dwa młode koty. Kocura i kotkę. Są niestety dzikie, więc ich "oglądnięcie" nie było możliwe bez narkozy. Zagadka umierających kotów szybko się rozwiązała, gdy Pani weterynarz spojrzała w ich pyszczki. Koty mają blizny po nadżerkach po przebytej Calicivirozie. Czarna kotka w wyniku choroby straciła część zębów, a kocurek... część języka!
To prawdziwy cud, że te koty żyją. Musiały strasznie cierpieć. Ich rodzeństwo było słabsze i pewnie umarło z głodu (nadżerki często uniemożliwiają kotom jedzenie). Jakby tego było mało koty aż ruszały się od wszołów...
One nie mają na sobie ani grama tkanki tłuszczowej (na zdjęciach niestety nie będzie tego widać). Ich stan jest bardzo zły. Pyszczki wyglądają na wygojone, ale nie wiemy jeszcze nawet czy one samodzielnie jedzą.
Bardzo prosimy o wsparcie finansowe ! W stadzie jest jeszcze około 6 kotów. Jedna kotka jest w jeszcze gorszym stanie niż ta dwójka... Wszystkie koty wymagają kastracji, badań i pewnie leczenia. Zrobimy wszystko, aby nie musiały wracać do tego piekła, natomiast są one całkowicie dzikie. Tym które będą "rokować" chcemy znaleźć kochające domy, te które nie będą chciały dać się osowoić chcemy wykastrować, podleczyć i "podtuczyć", potem wrócą w miejsce bytowania (które oczywiście będziemy kontrolować).
Koszty "ogarnięcia" tego stada będą ogromne... Bez Waszego wsparcia nie damy rady.
Ładuję...