Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Przepięknie dziękujemy Wam za pomoc, bez Was nie dalibyśmy rady pomóc braciom.
Kocurek Cappucino znalazł swoje miejsce na świecie
Jego braciszek Espresso nadal czeka aż ktoś go pokocha.
Takie historie to słyszycie codziennie, nasza niczym się od innych nie różni. Naszą mamą jest kotka żyjąca na ulicy, nie przepada za ludźmi i starała się nas tego samego nauczyć, jakoś tak średnio argumenty mamy nas przekonywały.
No bo mama ludzi nie znała i od zawsze nam mówiła, że trzeba ich unikać, bo w sumie nie wiadomo o co tym olbrzymim stworzeniom chodzi, a nam to się wydaje, że o nic nie chodzi, że chcą być po prostu mili. Jedna Pani dawała nam co dzień jedzonko, mówiła do nas i nawet czasem nas głasknęła jak jedliśmy. Bardzo powoli zaczynaliśmy ludzi lubić. Wtedy miła Pani pomyślała, że może nam poszukamy domów, ale nikt nas nie chciał, może gdyby nasze futerka były bardziej kolorowe, no ale są, jakie są i inne być nie chcą.
I wtedy zdarzyło się coś bardzo złego, naszego braciszka uderzył samochód i złamał mu łapkę, Pani szybko znalazła do niego pomoc, ale postanowiła, że nas też musi zabrać w bezpieczne miejsce i tak trafiliśmy do cioć. No, tych nowych cioć to my nic a nic nie znamy, więc robiliśmy sceny rozpaczy i straszenia, nawet uznaliśmy, że mama miała rację i ludzie to jednak są po to, żeby robić kotkom krzywdę. Tak w sumie to byliśmy tego pewni jadąc gdzieś tym potworem, znaczy samochodem. Ciocie nam obiecują, że teraz już zawsze będziemy bezpieczni i najedzeni i nie będziemy ani moknąć, ani marznąć. Zobaczymy czy one tak naprawdę i czy na pewno nie chcą nas zjeść…
Cappuccino i Espresso mają jakieś pół roku, urodzili się jako jesienią jako dzieci dzikiej kotki żyjącej na ulicy, na szczęście udało się też złapać ich mamę i za chwilę będzie miała zabieg kastracji. Za jej zabieg, jako że jest kotkiem, który wróci w miejsce bytowania, zapłaci miasto Warszawa, ale maluchy nie są dzikie, będą szukały domków, więc koszt ich spraw weterynaryjnych jest po naszej stronie.
Grosza przy duszy nie mamy, trafiło do nas mnóstwo kotów w ciężkim stanie, ale im też nie mogliśmy odmówić pomocy, teren, na jakim żyli nie był bezpieczny, poza tym kocurki ładnie rokują na pełne oswojenie i jest szansa, że kolejne naście lat będą miały prawdziwe domy. Musimy ich odpchlić, odrobaczyć, wykonać im testy na choroby zakaźne, wykastrować, zaszczepić i opłacić ich pobyt w lecznicy. Przepięknie prosimy Was o pomoc…
Ładuję...