Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kancerek po wyjściu z lecznicy został wzięty na tymczas przez Panią karmicielkę i .... został już u niej na zawsze :D.
Dziękujemy za pomoc w jego leczeniu :)
"Jestem jednym z wielu bezdomnych kocurków, ale dostałem imię Kancerek i za chwilę wyjaśnię dlaczego, ale po kolei. Od jakiegoś czasu bolała mnie głowa, przestałem widzieć na prawe oko i bardzo źle się czułem. Nie pamiętam dlaczego, czy potrąciło mnie auto, czy z kimś się pobiłem...
W końcu półprzytomny znalazłem się na ulicy między przejeżdżającymi samochodami, w okolicach mojej stołówki. Bardzo głośno miauczałem szukając pomocy. W pewnym momencie usłyszałem znajomy głos pani, która od lat pomaga przetrwać tutaj dzikim kotom. Widząc, w jakim jestem stanie, postanowiła mi udzielić pomocy, choć ja tego nie wiedziałem i próbowałem uciekać. Poprosiła kogoś o pomoc i w końcu znalazłem się w transporterze. Słyszałem jak rozmawia przez telefon i mówi, że źle wyglądam, że chyba uderzyło we mnie auto i prawdopodobnie nie mam już oka, że mogę mieć obrażenia wewnętrzne i trzeba szybko jechać do weterynarza. Pojechaliśmy. Po drodze bardzo się bałem i głośno miauczałem.
Pani doktor na mój widok „opadły ręce” i powiedziała, że wyglądam tak źle, że nie wiadomo, za co się zabrać. Zbadała mnie, zrobiła USG i podała antybiotyk i leki przeciwbólowe. Powiedziała, że opuchnięta głowa i uszkodzone oko to wina wielkiego ropnia, który jest wynikiem wypadku komunikacyjnego albo zakażenia po nabytych ranach. A trochę ich było, bo mam mnóstwo blizn i duże ubytki w sierści. Dodała, że jestem bardzo wycieńczony i zabiedzony, mam mnóstwo kleszczy, pcheł i świerzba. Na szczęście nie miałem gorączki, uszkodzonego kręgosłupa i krwotoków w brzuszku.
Pani doktor powiedziała, że czeka mnie dużo badań, bo mogę być jeszcze na coś poważnego chory i od tego też zależy, czy uda się uratować moje oczko i czy wyzdrowieję. Pani dała mi na imię Kancerek, bo powiedziała, że jestem „pokancerowany jak stary znaczek”. Mówi też, że to dobrze, że mam wilczy apetyt i przyjmuję leki. Nie wiem, co w tym dziwnego, w końcu z tego bólu głowy tak długo nie mogłem znaleźć jedzenia... Jak się najem, to dużo odpoczywam i śpię, bo po lekach czuję się trochę lepiej i nawet coś widziałem już na moje chore oczko, ale ciągle bardzo się boję, bo jutro czekają mnie kolejne badania, pobieranie krwi, zastrzyki i prześwietlenia..."
Po nocnej wizycie u w klinice Kancerek trafił na leczenie stacjonarne, gdzie po pełnej diagnostyce potwierdziła się hipoteza z potwornym ropniem za okiem. Rana została opatrzona, zdrenowana, kocurek dostał wszystkie niezbędne leki. Wyniki krwi są dobre, więc mamy nadzieję, że szybko się pozbiera. Przy okazji narkozy został wykastrowany, by w przyszłości zmniejszyć ryzyko walk i tak niebezpiecznych urazów.
Kancerek bez pomocy nie miałby szans, ropne zakażenie rany po prostu by go zabiło. Pomóżcie nam go wyleczyć!
Ładuję...