Ich bracia i siostry umarły, one jeszcze walczą

Pojawiły się na działkach, ale sukcesywnie przechodziły za Tęczowy Most jeden po drugim. Zostały cztery, już tak słabe, że niemal nie miały siły się podnieść. Uratowały je kobiety o złotych sercach, którym okoliczni działkowcy jeszcze dokuczają i szydzą z tego, że pomagają takim biednym istotom.

Kotki trafiły do kliniki, w której spędzają już drugi weekend. Są w ciężkim stanie. Część testów Fiv/Felv wyszła pozytywna, kotki mają też koci katar, panleukopenię, kalciwirozę i jeszcze kilka innych schorzeń, niemal "pełny pakiet". Są wciąż bardzo słabe, prawie nie jedzą. Jeden z nich, całkowicie najsłabszy, ma tak straszne nadżerki niemal na całym języku, że język bardzo potężnie krwawi. Sprawia kotu olbrzymi ból, bo jego język jest jak jedna, żywa, otwarta, jątrząca się rana. Nie ma mowy o jedzeniu pomimo, że kiedy próbowano mu przemycić płynną karmę regeneracyjną, kocia łapczywie na nią patrzył i wysuwał języczek, ale zaraz z syczeniem go chował i kulił się. Lekarze są bardzo ostrożni w rokowaniach, nie wiadomo, jakie będą efekty, ale walczymy.

Niestety aż boimy się myśleć o wysokości rachunku. Jedna doba samej hospitalizacji, czyli pobytu w klinice to ponad 40 zł za kota. Do tego dochodzą badania, testy, kroplówki i leki. Błagamy Was gorąco o pomoc, bo obawiamy się, że faktura może znacznie przerosnąć nasze możliwości. 

Robimy to jednak dla tych maluchów, żeby dostały swoją szansę na życie i prosimy - bądźcie z nami!