Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Niestety, zbiórki nie udało się zamknąć, W kliniec na Puławskiej pozostały nie zaplacone faktury, tak jak w klinice na Conrada 8 :-(
Ale bardzo dużo się udało, za co ogromnie dziękujemy!
Istniejemy tylko dzięki Wam i Waszej pomocy <3 <3 <3
Rozliczenie w plikach na dole zbiórki.
POMOCY!
Kefir to 7/8 letni samiec. Według pracowników kliniki, gdzie spędził praktycznie miesiąc to wspaniały, cierpliwy i pies do rany przyłóż... Jest zapatrzony w człowieka i ufa mu bezgranicznie. Tyle z dobrych wiadomości :(
Niestety zdiagnozowano u niego Zespół Cushinga. Wdrożyliśmy leczenie, już jedna najniższa dawka leku na miesiąc kosztuje 360zł, a niestety nie wiemy czy dawka nie będzie musiała zostać zdwojona.
Czeka go również kolejna tomografia, co niestety nie jest najtańszym wydatkiem - ponad 1000zł, oraz prawdopodobnie operacja usunięcia zmian z nadnerczy. Musimy również sprawdzić czy nie są one groźne oraz czy nie ma żadnych przerzutów.
Tyle złego u jednego biednego psa... Czym on sobie na to zasłużył?! :(
Niestety nie udało się znaleźć dla niego Domu Tymczasowego... Od kilku dni mieszka w psim hoteliku.
Ale! Czy możemy mu odmówić pomocy? Tylko jak zapłacić za to wszystko? Miesieczny pobyt w klinice, leki, tomografia... Czy po raz kolejny możemy na Was liczyć?
Jesteśmy załamani, nie spodziewaliśmy się takiego poniedziałku.
U Precelka nastąpił nawrót babeszjozy. Maluszek walczy o życie w klinice. Jego wyniki morfologii są bardzo słabe. Jest podejrzenie dirofilariozy - wynik za dwa dni. Inne odinsektowe choroby wykluczone jednoznacznie, ale mamy robaczycę. Mały niestety nie przybiera na wadze i najgorsze, że mamy podejrzenie oporności na leki pierwszego rzutu...
Bardzo prosimy o wsparcie finansowe dla Precelka. Koszty jego leczenia już w tym momencie idą w tysiącach... Będziemy wdzieczni za każdą złotówkę... Błagamy! Chcemy dac mu wszystko co najlepsze.
Trzymajcie kciuki oraz obserwujcie nas na Facbooku oraz Instagramie po więcej informacji...
Jak do tego doszło nie wiem...
W niedzielę inna organizacja przeprowadziła interwencję na Mokotowie w Warszawie, wszystko było zaplanowane i miało łatwo pójść. Nie poszło... nie zamierzamy wnikać w tą sytuację, ale finał byl taki, że 4 psy siedziały o 23 na pace auta pod schroniskiem na Paluchu, a Paluch odmówił przyjęcia (nie jest to wina schroniska, schronisko ma określone procedury i najwidoczniej ich nie dopilnowano).
Psy wymagały weterynarza na już, a nikt nie był w stanie im pomóc...
Idąc do brzegu... Finał jest taki, że od 23 w nocy mamy 4 kolejnie zaniedbane i chore psy. Sukę w typie leonbergera, sukę w typie goldena, suczkę kundelka i bardzo zaniedbanego samca beżowego kundelka.
Błagamy o pomoc. Tak jakoś wyszło że nie przyjmując psów z powodu braku środków po długim weekendzie mamy ich o 6 więcej.... (Przyjechała też sunia w typie jamnika i połamany pies z Radomia)
Błagamy o pomoc...
nie mamy miejsca dla tych psow ani środków na ich leczenie...
Ponieważ zbiórka nam "nie szła" podjelismy decyzję o nie przyjmowaniu psów.
W niedziele zadzwonił telefon, został odłowiony pies z bardzo ciężkim stanie.
gminy nie pokrywają tak dużych kosztów leczenia, a bez leczenia w schronisku nie miałby szans. Rozum i serce są u nas w wiecznej walce. Rozum umie liczyć, serce mówi, ze te zwierzęta liczą na nas.
stan MArvela jest dramatyczny.
Do całokształtu chorych psów dochodzi Monza o zdrowie której walka trwa od 3 miesięcy. Jest pod opieką dr Karaś Tęczy
Jesteśmy ostoją dla skrzywdzonych zwierząt 365 dni w roku. Dzień i noc ratujemy pobite, sponiewierane i zaniedbane przez człowieka zwierzęta. Nie tylko psy i koty, ale i konie, owce, świnki, krowy i wszystkie inne zwierzęta, które potrzebują naszej pomocy.
Groot po trafieniu do nas
Groot teraz, 2 lata później.
Dotkliwie poznaliśmy, czym jest prawdziwe cierpienie, skowyt bólu i strach. To nasze spracowane dłonie bez ustanku udowadniają naszym braciom mniejszym, że można zaufać człowiekowi, to my, cierpliwie połykając łzy, opatrujemy ich rany i to na nas spoczywa obowiązek pokrycia kosztów utrzymania ponad setki zwierząt pod naszą opieką.
Chcielibyśmy zajmować się zdrowymi psami... Naprawdę!
To łatwe, kosztuje mniej bólu, nerwów, mniej guli w gardle i skurczów żołądka, ręce nie trzęsą się z nerwów, a zimny pot nie spływa po plecach na myśl „Czy przeżyje, czy da radę? A jak cudem się uda to jak my za to wszystko zapłacimy?”
na zdjęciu Layla w fundacji od 5 lat zabrana ze schroniska z guzami listw mlecznych, nie widząca na jedno oko, na dożywotnim USG, ostatnia operacja tydzień temu.
Nie mamy tyle szczęścia, aby trafiały do nas zdrowe psy. Ciągle naszej pomocy szukają psy, które zawiódł człowiek – zranił je. Pobił. Wyrzucił i sprawił, że wpadły pod samochód. Nie chciał wydawać pieniędzy na leczenie i doprowadził do tego, że niewielkie zapalenie stało się zagrażającą życiu, wyniszczającą chorobą. Albo po prostu: nie wykastrował suczki, sprowadził nowe psie życie na świat, a potem odwrócił się, wzruszając ramionami.
Tekla po operacji bioder, usunięciu przedniej łapy.
Tymczasem rzeczywistość przytłacza. Zbyt wiele zwierząt potrzebuje pomocy, a ich koszty utrzymania tylko rosną. W tej chwili pod naszą opieką przebywa 136 zwierząt, w tym 86 psów. Ostatnio trafiły pod naszą opiekę same chore zwierzęta (psy, koty, bo o koniach tu pisać nie będziemy, to inna długa historia)
Iłża w domu tymczasowym
Inflacja jest zabójcza, pandemia wciąż zbiera swoje żniwo, a my z całych sił walczymy, aby znów nie popaść w długi, aby dramatyczna sytuacja z początku roku się nie powtórzyła. Tylko żeby mieć pewność, że się nie powtórzy, powinniśmy zamknąć serca. Powinniśmy postanowić sobie, że nie przyjmujemy absolutnie żadnego psa więcej. Ani jednego. Nawet jeśli będzie umierał, jeśli będzie wył z bólu, jeśli będziemy ostatnią deską ratunku. Nie i już.
(na zdj. Potato, znaleziony przy trasie szybkiego ruchu, z chorym sercem i babeszjozą)
A kim wtedy będziemy? Kim się staniemy – my: fundacja, ale też my: ludzie – jeśli nie będziemy biec z pomocą, słysząc błaganie? Czy będziemy jeszcze ludźmi, jeśli zaczniemy mówić: twoje życie się nie opłaca?
Niteczka urodziła się z bezmyślności cZŁOwieka, jego braku odpowiedzialności i braku wiedzy o bezdomności psów. Kiedy się o niej dowiedzieliśmy i o jej losie - czy mieliśmy odmówić jej pomocy? Maleńkiej sunieczce, która z powodu podejrzenia wodogłowia wymaga rezonansu i konsultacji neurologicznych, a już spędziła w klinice tydzień, generując koszty?
(na zdj. Niteczka z wodogłowiem)
A może trzeba było zostawić w schronisku Barona? Bardzo możliwe, że w końcu by go uśpiono (i problem z głowy)? Barona, berneńskiego psa pasterskiego z historią agresji i pogryzień, którego nikt nawet nie próbował diagnozować w stronę zaburzeń neurologicznych albo bólu (to częsta przyczyna nieuzasadnionej agresji u psów)? My postanowiliśmy spróbować. Baron jest dużym i trudnym psem – koszty leczenia i hotelu z behawiorystą będą ogromne. Ale czy to wina Barona?
(na zdj. Baron)
Albo Iłża - cudna, młodziutka, w której ludzie zakochują się od pierwszego wejrzenia, najsłodszy na świecie okruszek i księżniczka. Z wielką raną między oczami, którą weterynarze określili jako kłutą, zadaną nożem przez człowieka. Komuś bardzo zależało, żeby ją skrzywdzić, nie tylko chciał ją zabić – chciał, żeby cierpiała. Trzeba było odwrócić wzrok na widok jątrzącej się, przeraźliwie bolącej rany?
(na zdj. Iłża, dźgnięta nożem)
No i Madera, błąkająca się po podwarszawskiej miejscowości. Skóra i kości, do tego niewidoma. Pies mieszkający przy domu seniora, wszystkich i niczyj. Nikt nie poczuwał się do zabrania jej do weterynarza. My zabraliśmy. Diagnoza: przewlekły stan zapalny wielonarządowy. Trzustka i wątroba oberwały po całości, z jelitami, żołądkiem i nerkami też niedobrze. Suczka w szpitalu spędzi minimum dwa tygodnie, a koszty jej leczenia to co najmniej 5 tysięcy złotych. Mieliśmy zostawić ją na ulicy?
(na zdj. Madera - niewidoma, z przewlekłym wielonarządowym zapaleniem)
I co? Mamy im odmawiać? Jak powiedzieć im „Sorry, mały, mała, ale jesteś tylko niepotrzebnym balastem na tym świecie, musisz sobie jakoś radzić. No albo umrzesz. Bywa”? Jak po czymś takim spojrzeć sobie w oczy w lustrze?
(na zdj. Rio, niewidomy psiak znaleziony tuż przed śmiercią, z zaawansowaną babeszjozą)
Sensem naszego działania, jego podstawą, są ich mokre nosy wtulone w nasze dłonie, ich rozmerdane ogonki, którymi machają na nasz widok z każdym dniem śmielej. To ich pierwsze szczeknięcia, to bieg na niepewnych jeszcze nóżkach, to posiłek zjadany z coraz większym apetytem.
To szczęście w ich oczach na zdjęciach, które dostajemy od ludzi, którzy je adoptowali…
Niteczka, Baron, Madera i Iłża to tylko kilka spośród wielu psów pod naszą opieką, z których wiele wymaga pomocy weterynaryjnej. Moglibyśmy Wam opowiedzieć o Reni z paskudnym złamaniem łapy, o Felku, szczeniaczku, któremu urwano ogon, o Rio, który ledwie uniknął śmierci na babeszjozę… o wielu, wielu innych.
(na zdj. Renia znaleziona z połamaną łapą i babeszjozą, czeka na skomplikowaną operację)
(na zdj. Felek z tymczasową ciotką)
Bez Was nie ma nas. Dzięki Wam możemy nieść ratunek, wsparcie, ukojenie. Wspólnie decydujemy się pomagać tym zwierzakom: razem z Wami, bo wiemy, że i Wy nie jesteście w stanie patrzeć obojętnie na ich cierpienie. I dlatego dziś prosimy: pomóżcie nam je leczyć! Nie zamykajcie serc na bezsensowną krzywdę, jaką człowiek wyrządza psom… Z całego serca dziękujemy za Waszą dobroć.
Ładuję...