Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Chudy znalazł wspaniały dom!!
Dziękujemy Wam bardzo za wsparcie i możliwość ratowania życia i zdrowia naszych podopiecznych. To dzięki Wam znajduja nowe, lepsze życie!
17 września po ponad dwóch miesiącach i ostatnim prześwietleniu z którego wyniki były dobre, łapka zrosła się prawidłowo choć zawsze będzie jakiś ślad po tym koszmarze.
Chudy znów odwiedził wielkie miasto Warszawę. Tym razem już na zdjęcie drutów z łapki oraz kastrację aby nie męczyć go już kolejnymi narkozami.
Niestety zostaliśmy z długami i dlatego wciąż bardzo gorąco Was prosimy o wsparcie i pomoc w zakończeniu jego zbiórki abyśmy mogli spłacić długi w lecznicy.
Cześć, mili ludzie! Nazywam się Chudy i bardzo bym chciał Wam coś o sobie opowiedzieć, nie jest to miła historia, ale pociesze Was, że chyba już najgorsze za mną! Co prawda czeka mnie jeszcze sporo, ale mam nadzieję, że z Waszą pomocą uda mi się przebrnąć przez ten ciężki czas.
Czekają mnie jeszcze dwa dość straszne miesiące...
Męki, nudy, niecierpliwości, zwątpienia, oby tylko depresja mnie nie dopadła! Ja tak nienawidzę nic nie robić, nie mogę się ruszać! Ale po kolei. Ciocie mówią, że jestem taki zwariowany, że ciężko za mną nadążyć i teraz pewnie też nic nie zrozumiecie, więc już się uspokajam i opowiadam.
Mieszkałem kiedyś z rodziną, którą kochałem ponad życie, wtedy wydawało mi się, że oni też mnie kochali. Dlatego gdy pewnej nocy zostawili mnie samego na drodze, byłem pewny, że tylko nie zauważyli, że nie wsiadłem z powrotem, że wrócą po mnie. Siedziałem więc całą noc przy drodze - czekałem. Było ciemno i strasznie, ale wierzyłem, że zaraz wrócą i mnie zabiorą do naszego domku. Potem gdy nastał dzień zaczęło pojawiać się dużo samochodów a ja biegałem za nimi w nadziei że to moi ukochani ludzie. Było też kilka osób, które szły brzegiem ulicy i próbowały mnie zaczepiać. Nie znałem ich, ale czułem się już taki samotny że w końcu dałem do siebie podejść. Pewna pani przyniosła mi nawet kanapki!
Ja dalej czekałem, moja rodzina nie wracała, ale ta miła pani wciąż przynosił mi kanapki, bardzo ją polubiłem i w końcu mnie zabrała do siebie do domku. Byłem rozczarowany, że to nie mój dom, ale tu w końcu też było fajnie. Poznałem takich małych ludzików, którzy mnie nazwali Chudy. Ta pani strasznie się martwiła, bo inne pieski, które tu mieszkały, dokuczały mi, ale i tak było to lepsze niż droga przy lesie. Potem ta miła pani gdzieś zaczęła dzwonić i w końcu wsadziła mnie do samochodu, jak dojechaliśmy na miejsce, bardzo się bałem znów wysiąść, bardzo nie chciałem znów zostać sam. Miejsce, gdzie trafiłem, było zupełnie inne niż to, co znam, poznałem tu fajnych psich znajomych, fajne ciocie, wciąż jednak tęskniłem za moją rodzinką za tym, co miałem, tam czułem się dobrze i bezpiecznie. Tutaj trafiłem między inne pieski do takiego kojca ogrodzonego betonem, było tam dużo piesków, które tak jak ja wołały, żeby ktoś je zabrał do domku.
Wiecie, ja jestem taki sprytny i zwinny i jak się bardzo postarałem i wdrapałem się na budę to przez dziury w murze widziałem, co ciocie robią na podwórku, skakałem, szczekałem i wołałem, żeby do mnie przyszły, tak bardzo chciałem wyjść z tego nudnego kojca. Ale wiecie co? Teraz bardzo chętnie bym do niego wrócił. W porównaniu z tym, co mnie spotkało i co jeszcze mnie czeka, to już wolałem naprawdę ten nudny kojec. Mimo że mieszkam teraz w domku i nie jestem już sam. Wiecie, jak tak skakałem w tym kojcu, że nawet nie wiem, kiedy źle upadłem i od tamtej pory mnie strasznie bolała nóżka, dawałem radę jednak chodzić, a nawet biegać! Czasem, gdy mnie tylko mocniej zabolało, to trochę kulałem. W końcu ciocie zabrały mnie do lekarza, bo wcale mi to nie przechodziło. Już nie będę wam opowiadał, jak strasznie się bałem tego gabinetu i badań, ale zostawiłem tam na podłodze dużo próbek moczu do badania. Mimo wszystko ciocie mówiły, że byłem bardzo dzielny.
Okazało się, że sprawa jest dużo poważniejsza, niż wszyscy myśleli. Kostka w mojej nóżce została złamana, ale tak nie do końca, troszkę jakby się wykruszyła. Zostałem całkiem samiutki w tym szpitalu, nocowałem w takiej metalowej klatce, na szczęście poza zastrzykami niewiele pamiętam, jak już zasnąłem. Gdy się obudziłem miałem już całkiem sztywną łapkę - tą, która tak bolała. Pod tą skorupą, co mi założyli, bolała jeszcze bardziej! Ale dostaje zastrzyki, po których już prawie nie boli.
Nie mogę jednak chodzić, skakać, biegać, czuję się, jakbym był uwięziony we własnym ciele! Próbuje się przyzwyczaić i biegać, ale wtedy wszyscy na mnie krzyczą. Zamieszkałem w pokoju z ciocią, taką psią koleżanka Lolą, która wszystkiego się boi jeszcze bardziej niż ja i kotkiem, który na mnie syczy, jak za bardzo biegam - prawie jak ciocie. I wiecie co? Muszę tak żyć jeszcze dwa miesiące! Każdy dzień dłuży mi się z godziny na godzinę, wychodzę na dwór tylko na 5 minut, słyszę za oknem jak inne pieski się bawią na podwórku, ale ja nie mogę do nich iść. Nie wiadomo co będzie dalej z moją łapką czy będę normalnie chodził, czy mi się dobrze zrośnie. Czy jeszcze kiedyś będę mógł biegać? Dowiemy się tego za 56 dni - to niemal jak wieczność. Będę musiał jeździć na wizyty do tej strasznej kliniki i robić kolejne zdjęcia na takim zimnym stole.
Ja mam dopiero 7 miesięcy i właściwie stracę dwa kolejne miesiące życia na leżeniu jak jakiś dziadek. Ciocie też strasznie się martwią, bo ta operacja kosztowała dużo jakichś pieniędzy i ciocie mówią, że bez nich to nawet na jedzonko nie będą miały, a teraz jak już jest po operacji nikt nam nie pomoże, bo są inne pieski, które czekają.
Ale mam nadzieje, że to nieprawda. Wiem, że ciocie chciały dla mnie dobrze i bardzo się starały. A ja nie chciałbym sprawiać im kłopotu. Tylko co ja, biedny, mogę sam zrobić? Mogę tylko prosić Was o pomoc. Żebyście pomogli zebrać te dziwne pieniądze, żeby ciocie nie musiały już się martwić. Ja wiem, że tym razem, po tym wszystkim, co przeszedłem, w końcu będzie musiało być dobrze. Proszę, pomóżcie!
Ładuję...