Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kochani Darczyńcy!
Z całego serca dziękujemy za Wasze wsparcie dla Ciszka- dzięki Wam udało się opłacic prawie cztery miesiace jego pobytu w hoteliku <3 :)
Ogromnie wdfzięczne jesteśmy za każdą przekazaną złotówkę i każdemu, kto pochylił się nad losem biedaka życzymy wszystkiego co najlepsiejsze! :D
A ponizej rozliczeniowe faktury
Jestem małym samotnym pieskiem, który bardzo potrzebuje teraz pomocy. Może Wy mi jej udzielicie? Proszę... Ale po kolei. Pozwólcie, że opowiem smutną historię mojego życia.
Cicho, ciszej, cichutko
"Przemknę przez podwórka bez szmeru” - pomyślałem, wychylając nos z krzaków w pierwszym dniu mojej szczenięcej bezdomności.
Wiatr niósł smakowite zapachy, potęgując burczenie w brzuchu. Zerknąłem na prawo i lewo. W zapadającym zmroku nikogo nie zobaczyłem. Podreptałem w stronę zabudowań. Wiejskie zagrody choć wyglądały na opustoszałe, ożyły głosami, jak tylko poczuły za płotem obce zwierzę. Psy powychodziły z prowizorycznych bud i zaczęły ujadać. Zapach resztek z ich misek stał się dla mnie zbyt szybko nieosiągalny. Podkuliłem ogon i wróciłem w zarośla.
„Gdyby mama tu była wiedziałaby, jak zdobyć pożywienie” - zadumałem się, wciągając mocniej aromat. Nie wiedziałem, że matka i rodzeństwo podzielili mój los. Cwany gospodarz porzucił ją i szczeniaki osobno w okolicznych wioskach i problem miał z głowy. Zadowolony z siebie wrócił do domu na kolację.
A ja po raz pierwszy, ale nie ostatni, poszedłem spać bardzo głodny. I tak mijały mi miesiące tułaczki małego pieska. Nauczyłem się wyjadać resztki ze śmieci i ziarno z kurzych karminów. Czasem udało się trafić na resztki po drapieżnikach. Łapki urosły, sierść zrudziała. Coraz trudniej było chować się po obejściach. Tym bardziej, że zima przyszła, liście wiatr obtrącił. „Chłód dokucza równie bardzo jak pusty żołądek” - zreflektowałem się poniewczasie.
Znudziło się w końcu gospodarzom słuchanie wieczornego ujadania psów i hodowanie darmozjada na kurzych odpadkach. Zgłosili włóczęgę do gminy. Tamtego dnia, choć to prawie niemożliwe, moje życie stało się jeszcze smutniejsze. Człowiek, który wyciągnął mnie z legowiska w stogu siana, wrzucił mnie do małej klatki i odwiózł do miejsca, gdzie było wiele dużych klatek, pełnych ujadających psów.
Nigdy w życiu tak się nie bałem! Kiedy prowadzono mnie wzdłuż krat widziałem tylko kły szczekających na mnie zza nich psów. Wsadzono mnie do klatki z kilkoma psami. Zaczęły mnie obwąchiwać i szturchać. Dałem nogę do pierwszej budy, i tak w niej przesiedziałem kilka lat... Z czasem nauczyłem się szczekać na nowych nieszczęśników, którzy zapełniali sąsiednie kojce. A że jeden z gospodarzy kijem przetrącił mi szczękę i po złamaniu wystawały mi z jednej strony zęby, mogłem spokojnie spać, przestraszywszy wpierw kompanów z celi.
Pewnego dnia coś nas jednak wyrwało z codziennej rutyny. Mnie i kilkadziesiąt innych piesków, zapakowano do małych klatek w samochodzie i przewieziono w nowe miejsce. Tam również psy nas powitały szczekaniem, ale jakby mniej wrogo. I wiecie co, dostałem osobny boks. Cały wraz z budą dla siebie! Byli tam też ludzie, którzy wyprowadzali inne psy na spacer. Oczywiście nie mnie, bo ja pilnowałem mojej własnej budy i nigdzie nie zamierzałem się ruszać!
Polubiłem jednak głaskanie. Nie wiedziałem, że kontakt z człowiekiem może być taki przyjemny. Niestety, kilka miesięcy później moja opiekunka przyszła do mnie bardzo smutna. Głaskała mnie ale myślami była gdzie indziej. Trąciłem ją nosem a ona mi powiedziała, że moja gmina zdecydowała znów przenieść „swoje” psy do tańszego schroniska. Powtarzała, że te Wojtyszki są straszne dla zwierząt i ich praca pójdzie na marne. Widziałem, że ciocie bardzo się starały uchronić nas przed zmianą miejsca. Widziałem jak pieski, które przyjechały ze mną szły do adopcji bądź do domów tymczasowych.
Ja zaszyłem się w mojej budzie i jak dawniej w krzakach siedziałem cichutko z wystawionym noskiem, w nadziei, że nikt mnie nie zauważy i tak przeczekam. Nawet imię mi takie dali – Ciszek. Moja opiekunka była coraz smutniejsza. Mówiła mi, że to niedobrze, że jestem taki wycofany, boję się ludzi i warczę na inne pieski, bo czas się kończy a nie ma dla mnie domu. „Co z Tobą zrobić Ciszku, pytała?”.
I wtedy, w styczniu 2021 roku, stał się CUD. Znalazła się osoba, która mnie z tej okropnej sytuacji uratowała. Umieściła mnie, wraz z zaprzyjaźnioną fundacją, w takim hotelu dla trudnych piesków, z jakimś behawiorystą. Powiedziała, że od dziś będę FranCiszkiem, bo podobno był pan o takim imieniu, co pomagał bezdomnym pieskom. Pierwszy raz poczułem się jak w domu, o jakim tylko słyszałem w opowieściach!
Nie musiałem już spać w budzie. Dostałem wygodne legowisko w tym samym domu co ludzie! Jedzenie było smaczne, przysmaki jeszcze lepsze. Tylko tej operacji, co mi szczękę wyprostowali i te połamane zęby wyrwali, trochę nie mogę im wybaczyć, ale podobno czas leczy rany. I powiem wam, że jak moja Dobra Ciocia odwiedziła mnie po kilku miesiącach, to już nie chowałem się po kątach, tylko hasałem wokół niej po trawie, brzuch wywaliłem do głaskania, a co mi tam.
A jak weszli na chwilę do domu, to nawet stół z okruchów po cieście posprzątałem. Stół to jest ważne miejsce w domu więc często wokół niego się kręcę.
Ale ostatnio, wylegując się z przyjemnością u stóp moich hotelikowych opiekunów, usłyszałem coś smutnego. Otóż moja Dobra Ciocia, która od roku samodzielnie utrzymuje mnie w hoteliku, straciła nagle kogoś bliskiego. Wszyscy powtarzali, że koszty pogrzebu są bardzo wysokie i w ogóle ma teraz dużo wydatków na głowie, a pracy i pieniędzy coraz mniej. I że martwi się bardzo co zrobić, żeby móc dalej mnie utrzymywać.
A jeszcze jest taka smutna, że ja to miałem wrażenie, jakby i jej się żyć odechciało, zupełnie jak mnie w dniu, kiedy pierwszy raz trafiłem do schroniska. Siedziałem i drapałem się za uchem, dumając, co mógłbym ja dla niej zrobić, żeby ją wesprzeć, tak jak ona mnie. I pomyślałem, że założę zbiórkę na moje utrzymanie w hoteliku, żeby Ciocię trochę odciążyć. Może wówczas znów się do mnie uśmiechnie? Kiedy już przerwałem moją ciszę głośnym HAU, mogę na Was liczyć?
Smutny Franciszek
PS A może ktoś z Was zechce choć trochę polubić takiego zwyczajnego kundelka jak ja i mnie zaadoptuje? Na zawsze?
Ładuję...