Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
To było biedne, gminne schronisko. Nie było wolontariuszy, behawiorystów, nikt ze mną nie pracował, a mnie, młodego psa z genami border collie, aż rozpierała energia. W zamknięciu wariowałem. Miotałem się, szczekałem, żeby mnie wypuścili. Chciałem się bawić, biegać, chciałem do świata i do człowieka.
Ale mnie nie zrozumieli. "Agresywny" - powiedzieli i wsadzili do ciasnej klatki. A tam była tylko rozpacz. Już nawet nie miałem siły szczekać, wpadałem w coraz większą apatię. Czułem, że to może być koniec, że nigdy nie wyjdę z tego miejsca. Oszaleję, zdziczeję i umrę w tym schronisku. Bo kto by chciał takiego psa? Dużego, czarnego, z łatką „agresywny”?
Skąd się tam wziąłem? Pamiętam jak przez mgłę…
Bardzo wcześnie zabrano mnie od mamy, byłem wtedy jeszcze malutką, czarną kuleczką. Potem pamiętam jakieś podwórko, dzieci… Chyba byłem prezentem gwiazdkowym. Bawiłem się z nimi, rozrabiałem, podgryzałem – jak to szczeniak – a dzieci się śmiały i drażniły się ze mną. Lubiłem to.
Czas mijał, urosłem, zrobiłem się silny, a w miejscu mlecznych ząbków pojawiły się dorosłe kły. Ale w sercu nadal byłem rozbrykanym szczeniakiem. Nie zdawałem sobie sprawy ze swoich rozmiarów, siły i nacisku szczęki, bo nikt mnie nie nauczył właściwych psich zachowań. Mama nie zdążyła, a człowiek nie zadbał.
Potem pamiętam samochód i radość na wycieczkę. A potem obce miasto, samotność, głód, jedzenie ze śmietników. Ludzie, których tak kochałem, bali się mnie i przeganiali. Aż w końcu ktoś pozwolił mi do siebie podejść. Ucieszyłem się. Ale on zacisnął mi pętlę na szyi, wciągnął do samochodu i zawiózł do schroniska. Więcej go nie widziałem.
W końcu nadszedł ratunek!
Siedziałem w mojej klatce całymi dniami, smutny, zrezygnowany. Wokół pachniało stresem, inne psy ciągle nerwowo szczekały. Ludzi prawie nie widywałem, a tak bardzo za nimi tęskniłem!
Aż któregoś dnia przyszła taka jedna Pani. Pogłaskała przez kraty, dała parówkę. I poszła. Całymi dniami czekałem, żeby przyszła znów. I przyszła! I jeszcze raz, i jeszcze. Ale kiedy wyprowadziła mnie z klatki i zabrała do samochodu, to się posikałem ze stresu. Samochód nie oznaczał nic dobrego... najpierw porzucenie, potem schronisko...
Ale tym razem było inaczej! Pojechałem do domu tymczasowego. Teraz już wiem, że był tymczasowy, że tam miałem tylko nauczyć się dobrych psich manier, a ten prawdziwy, ukochany dom, jeszcze na mnie czekał!
Przez 2 miesiące pilnie pracowałem pod okiem behawiorysty. Musiałem się oduczyć szczenięcego podgryzania, nauczyć się żyć w mieście, komunikować z ludźmi i psami. Dostałem imię "Czaruś" bo moja tymczasowa ciotka uznała, że jestem bystry i czarujący :) I zaczęła mi szukać domu. Założyła mi profil na stronie Adopciaki.pl i zaczęło się! Zostałem gwiazdą internetu ;-) Okazało się, że chciała mnie adoptować nie tylko jedna rodzina, ale aż osiem! Mnie, "agresywnego" schroniskowego skazańca! Cud!
Jestem prymusem i dumą mojej rodziny!
Podobno wybór był trudny, bo zgłaszali się fajni ludzie, ale w końcu wybrano Anię i Bartka. Jak ja się cieszę, że właśnie ich!
Bo wiem, że na początku dałem im w kość. Nie chciałem, ale to wszystko było takie ekscytujące! Nie mogłem się powstrzymać od podgryzania, szczekania i skakania. Ale się nie poddali. Nadal pracowali z behawiorystką i nawet zapisali mnie do psiej szkoły!
A tam... okazałem się najlepszy w klasie! Uwierzycie? Wokół same "rasowce", a tu prymusem jestem ja, schroniskowy wyrzutek! Jestem taki dumny! I obiecuję, że dam z siebie wszystko!
Miałem szczęście. Wiele psów czeka na taką szansę…
W schroniskach czekają setki psów takich jak ja, które niesłusznie dostały łatkę "nieadopcyjne". Bo "lękowe" albo "agresywne"... Dla takich psów socjalizacja w domu tymczasowym to jedyna szansa na normalne życie.
Dzięki Twojemu wsparciu kolejny pies taki jak ja może trafić do programu Adopciaki.pl i wygrać życie. Pomożesz mu?
Wasz Czaruś
Adopciaki.pl – jak działamy?
Jesteśmy grupą prywatnych osób, wolontariuszy działających w ramach Fundacji Viva. Jest nas ok 100 osób w całej Polsce. Prowadzimy Domy Tymczasowe dla bezdomnych zwierząt. Przyjmujemy pod swój dach bezdomne psy i koty, zwłaszcza te, które mają małą szansę na adopcję. Oswajamy je z człowiekiem, pod naszym okiem nabierają zaufania i pewności siebie. Badamy je weterynaryjnie i leczymy, jeśli trzeba. Zapewniamy im wyżywienie dobrane do stanu zdrowia. W trudnych przypadkach korzystamy z pomocy profesjonalnych behawiorystów. A kiedy są już gotowe do adopcji, szukamy im domów. Nie pobieramy za to wynagrodzenia. Zwierzęta to nasza pasja i poświęcamy mnóstwo czasu, serca i uwagi, żeby przygotować je do adopcji i znaleźć im stały dom. Dla nas najlepszą zapłatą jest szczęśliwe zakończenie smutnej psiej czy kociej historii.
Do programu Adopciaki.pl codziennie trafiają kolejne bezdomne psy i koty. Średnio rocznie trafia do nas ok 1000 zwierzaków. Większość znajduje dom po kilku miesiącach, ale niektóre, szczególnie trudne, zostają u nas na stałe. Tylko w tym roku, do końca lipca, dzięki naszemu programowi nowy dom znalazło już 481 psów i 199 kotów. Od początku działania programu mamy już ponad 3000 szczęśliwych adopcji!
Mogłoby być ich jeszcze więcej, ale niestety wydatki na ich leczenie, żywienie i socjalizację często przekraczają nasze możliwości. Koszt utrzymania zwierzaka w domu tymczasowym to, w zależności od jego wielkości i stanu zdrowia fizycznego i psychicznego, od 200 do 500 złotych miesięcznie (karma, opieka weterynaryjna, pomoc behawiorysty).
Nie mamy dotacji, nasze zwierzaki utrzymujemy tylko dzięki własnym, prywatnym środkom i szczodrości darczyńców, dlatego bardzo liczymy na Wasze wsparcie! Liczy się każda złotówka.
Tak wygląda bezdomność w schronisku...
A tak w naszych domach tymczasowych psiaki czekają na dom stały
Pomożesz?
Ładuję...