Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
To jedna z faktur. Dziękujemy za wsparcie
Czy to mogło się wydarzyć w XIX wieku? Kilka dni temu zadzwoniła do nas Ewa Wiśniewska Fundacja Ostatnia Szansa - Boguszyce z prośbą o zabezpieczenie bezdomnej suni którą ktoś znalazł w okolicach Opoczna.
Sunia w typie labradora z dużym guzem w okolicach narządów rodnych (okazało się że wypadła jej pochwa) Niestety pani która zgłaszała Ewie już się nie odezwała, dopiero po licznych telefonach Ewy, pani zadzwoniła do nas. Wprawdzie nie chciała podać dokładnego miejsca w jakim znaleziono sunię, ale zapewniała że to gmina Opoczno. Poprosiliśmy, żeby zabrała sunię do schroniska, i tu zaczynają się następne kłamstwa.
Od kierownika schroniska dowiedzieliśmy się że pan który przywiózł psa stwierdził że to pies właścicielski, ale skoro jest chory to oni go nie chcą. W takim przypadku schronisko nie przyjmie psa. Nasz wolontariusz spotkał się z panem który przywiózł sunię, i kłamstw ciąg dalszy - przez telefon pani mówi że jej tata czeka z psem pod schroniskiem, pan w tym samym czasie twierdzi że jest tylko znajomym i on to tylko na prośbę właścicieli przyjechał z psem do schroniska. W trakcie rozmowy telefonicznej pani opowiada kolejne bajki - "weterynarz w łodzi na podstawie zdjęcia wycenia operację a jej koszt to 3000 zł, a rodziców nie stać na taki wydatek'' zapewniamy że opłacimy weterynarza, prosimy tylko o zabranie psa do lecznicy gdzie już na niego czekają.
Pani, z którą jesteśmy na telefonie i pan, który jest z psem po długich namowach zgadzają się. Po godzinie pani dzwoni po raz kolejny z informacją, że u weterynarza będzie trzeba podać dane a rodzice nie chcą kłopotów, psa nie zawiozą. Poza tym skonsultowała telefonicznie z weterynarzem i wystarczy założyć rękawiczki i wepchnąć do środka to, co wystaje! Najpierw 3000 zł za zabieg, a teraz ten sam weterynarz proponuje zabieg za 0,50 gr. Jest coraz gorzej, pani nie zgadza się pojechać do lecznicy, dopiero po kilku telefonach Ewy i naszych zgodziła się na dostarczenie psa w wyznaczone przez nas miejsce.
Tak sunia wieczorem trafiła do Ani a rano już była na stole w lecznicy. Z takimi kłamstwami i mataczeniem jeszcze nie spotkaliśmy się. Nie pozdrawiamy tych państwa.
Laden...