Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Uratowana przez Was Bajka jest już u nas, w Starym Polesiu. Zobaczcie sami, jak bardzo jest przyjazna i ufna. Szuka kontaktu z człowiekiem i z przyjemnością stoi tu ze mną, choć nie mam dla niej żadnych smakołyków. Zachowuje się zupełnie inaczej, niż to było u handlarza, widocznie wyczuwa dobrze klimat miejsca i intencje ludzi. W przeciwieństwie do większości trafiających do mnie koni nie jest też wychudzona ani zaniedbana.
Tym bardziej dziwi mnie, że taki koń trafił do handlarza koni rzeźnych. Ale najważniejsze, że Bajeczka jest już bezpieczna. Mam nadzieję, że szybko się zaaklimatyzuje i poczuje jak w domu. Dziękuję Wam bardzo bardzo mocno za to, że ją uratowaliście. Tylko dzięki Wam Bajka jest tu z nami i nic już jej nie grozi. Dziękuję!
Niemal o północy podjeżdżam pod bramę handlarza, żeby zapłacić za uratowaną przez Was Zosię. Chcę mieć pewność, że już jest bezpieczna i że na rano mogę umawiać transport. Handlarz czeka na mnie w otwartej bramie. Wygląda na to, że tym razem nie chce mnie wpuścić podwórko. Poczułem wewnętrzny niepokój, jakby coś mi mówiło, żeby sprawdzić, co się tam dzieje. Więc daję mu umówioną kwotę i podczas gdy handlarz skrupulatnie liczy pieniądze, staram się zajrzeć mu przez ramię do środka. A tam, w ciemności, widzę zarys sylwetki niedużego konia.
– A co to za koń tam w środku? – Pytam.
– Nic ciekawego. Nie na sprzedaż – warknął i próbuje zamknąć mi bramę przed nosem. Więc tym bardziej wydaje mi się dziwne, że u handlarza jest koń nie do sprzedania. I że w środku nocy stoi na dworze. Więc nie odpuszczam. Mówię, że może i koń nie jest na sprzedaż, ale jak dobrze zapłacę to jednak będzie. Argument pieniędzy zawsze dobrze działał na handlarza. Tym razem też. Odsunął się więc robiąc mi przejście i wpuścił do środka.
Kiedy podchodzę bliżej, widzę ją. Stoi na zamarzającym błocie uwiązana sznurem do płotu. Konik polski, klaczka. Na szyi, zupełnie nie rozumiem dlaczego, ma stare, ciężkie, drewniane chomąto. Nie stoi w miejscu, cały czas drepcze, oddycha szybko rozdymając chrapy i wypuszczając kłęby białej pary w mroźne nocne powietrze. Po wyrazie jej oczu i po całym zachowaniu widać, że klaczka się boi. Bardzo boi. Ale w przeciwieństwie do wielu innych koni, które tu widziałem, nie ma w niej rezygnacji. Mam wrażenie, że wie co to za miejsce, ale nie chce poddać się bez walki.
W myślach nazywam ją Bajka.
Nie podchodź pan bliżej, to wściekłe takie – mówi handlarz i spluwa. – Strach podejść. Dziś ją przywieźli, z przyczepy nie chciała wyjść. A jak ją żeśmy batem próbowali pognać to dęba mi stanęła prawie nad głową. To kazałem ją chłopakom potrzymać a sam kilka batów jej dałem, żeby się nauczyła respektu. No i wyszła w końcu z przyczepy, ale jak już była na ziemi to tak mnie kopła, że daj pan spokój. Prawie chodzić nie mogę. No to sobie pomyślałem, zobaczysz ty, nauczysz się suko. Żeśmy ją do płotu przywiązali tu na dworze, na mrozie postoisz to odechce ci się kopać. Ale cały czas dęba stawała, mało płota nie rozwaliła. No to chomąto przyniosłem takie stare, walało się tu na podwórzu. Na szyję jej żeśmy założyli, to już nie ma siły się wspinać.
Mówię handlarzowi, że to nie jest dobry pomysł trzymać ją w nocy na mrozie, bo zachoruje i padnie, a on straci pieniądze (wiem, że inne argumenty nie podziałają). Nie padnie, hehe. Nie zdąży – odpowiada handlarz – Jutro jedzie do rzeźni. Nie będę tu k…wy trzymać. Nauczkę dostanie. Prawie chodzić nie mogę, tak mnie kopła, widzisz pan? To mówię sobie, suko, jutro już nie żyjesz. I od razu zadzwoniłem do rzeźni, niech ją jutro biorą. Niech ma za swoje. Nawet mnie pan nie proś, postanowione.
W ciemności Bajka błyska białkami przerażonych oczu. Nadal drepcze, buntuje się, pewnie chciałaby stanąć dęba, ale ciężkie chomąto jej na to nie pozwala. Mimo to pozwala mi podejść do siebie trochę i wącha moją rękę, wydmuchując na nią kłęby białej pary. Ale już za chwile odskakuje na tyle, na ile pozwala jej sznur i wpatruje się we mnie rozszerzonymi ze strachu oczami.
Widzę, że handlarz jest wściekły i zawzięty. Ale wiem, że jest jeden argument, który może podziałać. Proponuję, że zapłacę 500 złotych więcej niż rzeźnia. Handlarz nie chce rozmawiać. Nie słyszysz pan, postanowione! Jutro jedzie, suka. A dziś sobie tu postoi.
Czuję się kompletnie bezradny, ale wiem, że pieniądze mają swoją moc. Kwestia tylko, ile. Dam panu o 1500 złotych więcej niż rzeźnia płaci – mówię. Błysk oka handlarza pokazuje, że miałem rację. Więc wykorzystuję to i mówię dalej: tylko warunek taki, że potrzebuję parę dni.
Biznes to biznes. Handlarz zgadza się, widocznie skalkulował sobie, że jednak warto, pieniądze na drodze nie leżą. Więc jeszcze dodaję jeden warunek: tylko pan ją schowa do obory, niech nie stoi na mrozie bo chorego konia nie potrzebuję. Handlarz potakuje. Ale wcale nie mam pewności, że to zrobi.
Jeśli chcemy uratować Bajkę, musimy zapłacić za nią 7600 złotych. Zaliczkę już przekazaliśmy i handlarz dał tylko 2 dni na zebranie reszty.
Proszę, pomóżcie uratować Bajkę przed śmiercią pod rzeźnickim nożem. Czasu jest bardzo mało, ale jeśli będziemy działać razem, mamy szansę! Proszę o każdą możliwą wpłatę. Jeśli nie możesz więcej, wpłać chociaż 5 lub 10 złotych. Jeśli wiele osób to zrobi, uratujemy Bajkę.
Zbiórka obejmuje wykup, transport, opłaty za weterynarza i kowala, pierwsze miesiące utrzymania oraz specjalistyczną paszę.
Jeśli masz jakieś pytania, zadzwoń Marek: (+48) 502 064 387
Laden...