Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dzięki waszemu wsparciu udało się przebadać Bonnie, serduszko okazało się zdrowe. Kamień spadł nam z serca, ale przed nami jesczze badania krwi.Clyde pięnie schudł na lepszej karmie, ale Bonnie idzie to dośc opornie, więc musimy jesczzesprawdzić czy reszta jest zdrowa <3
Dziękujemy że z nnami jesteście, za Waszą pomoc i wsparcie, dzięki któremu możemy dbać o tych najbiedniejszych.
Bonnie i Clyde to para psiaków już w średnim wieku. Najlepsze lata swojego życia spędzili w jednym z mniejszych schronisk. Takim z dala od dużego miasta, gdzie wolontariusze nie docierają. To nie Warszawa, to nie Gdańsk, gdzie wolontariuszy jest tyle, co psów.
W małych schroniskach z dala od dużego miasta nie ma takiej pomocy. Są za to one - pieski wylęknione, zagubione, nie rozumiejące, gdzie i dlaczego się tu znalazły. Co odważniejsze po jakimś czasie się odnajdują, wołają do krat o pomoc, bo pamiętają, że gdzieś kiedyś miały swojego człowieka i może on wróci.
Bonnie i Clyde byli jednak w tej drugiej grupie, zbyt przerażeni, nigdy nie kochani tak, jak powinny być. Nigdy nie zaznały prawdziwej miłości i opieki od człowieka. Były młode, gdy po życiu niechcianego psa trafiły za kraty schroniska. Nie znały dobrych ludzi i nie liczyły, że kiedyś spotka ich od ludzi coś dobrego, nie szukały więc pomocy. Obszczekiwały ludzi za kratami, udawały groźne, by samemu nie zostać zranionym. Kryły się w budzie za kratami przy próbie kontaktu, wychodziły, gdy jedzenie było już podane, a człowiek odszedł dalej. Nikt nigdy nie miał czasu, aby okazać im dobroć, ginęły w dziesiątkach innych psów, bardziej radosnych i chętnych do ludzi.
Tak mijały im tygodnie, miesiące i lata. Gdy już nikt nie dawał im szansy, ona nadeszła sama.
W końcu pojawiła się wolontariuszka, która od początku się w nich zakochała. Małych kuleczkach ujadających do krat, ostrzegających, że będą się bronić. Dostrzegła w ich oczach dobro. Po kilku odwiedzinach - tylko tyle wystarczyło - zaczęły się cieszyć, merdać ogonkami. Nikt jednak nie kwapił się, by je adoptować. W końcu wieść o nich dotarła do nas, zwróciły także naszą uwagę i w końcu do nas trafiły. To jednak dopiero początek ich długiej drogi.
Kochani, Bonnie bardzo, bardzo potrzebuje badań serduszka. Gdy do nas trafiła razem z kolegą, ledwo przeżyła. Stres był tak ogromny, czy może też chore serce? Może oba te czynniki, dzień był też gorący - to wszystko razem spowodowało, że Bonnie dostała strasznych duszności i wysokiej temperatury - aż 41,8 stopni! Od razu ruszyliśmy z chłodzeniem ciała mokrymi ręcznikami, wezwaliśmy lekarza, który na szczęście błyskawicznie się u nas zjawił, podał leki, kroplówkę. Nie jesteśmy w stanie opisać grozy, jaka nami targała. Strach, przerażenie, żal nie do opisania, wywołany strachem, że się nie uda.
Że po tylu latach odsiadki w schronisku gdy w końcu go opuściła mogła nie dożyć kolejnego dnia. Dzień jej wyzwolenia mógł stać się jej ostatnim dniem. Ta godzina była najgorszą godziną z naszego życia, jaką pamiętamy. Udało nam się zbić gorączkę, oddech wrócił do normy. My odetchnęliśmy razem z nią. Resztę dnia Bonie spędziła w chłodnym pomieszczeniu z dala od swego wieloletniego kolegi, przestraszona jednak zdrowa i cała. Wieczorem do niego wróciła. Oboje mają straszną nadwagę, co u piesków w średnim wieku może powodować różne choroby.
Potrzebujemy Waszego wsparcia, by przepadać tę parę. Rozszerzone badania krwi, bravecto na kleszcze i wreszcie wizyta u kardiologa dla Bonnie. To wszystko jednak sporo kosztuje. Prosimy, pomóżcie nam i razem zadbajmy o lepsze życie dla tej dwójki!
Laden...