Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dzięki Waszemu wsparciu udało się zakupić materiały potrzebne do budowy wolier i ogrodzenia. Bardzo dziękuję za wsparcie.
Niestety musieliśmy zamknąć zbiórkę ponieważ zmieniły się przepisy dotyczące budowy ośrodków, a także samych zwierząt będących na liście IGO, którym też pomagaliśmy.
Cześć! Tekst jest długi, zatem jeśli nie macie tyle czasu, to napiszemy w ogromnym skrócie - musimy stworzyć miejsce, w którym będziemy leczyć dzikie zwierzaki, zanim zwrócimy je naturze i... Borowemu!
...a teraz coś dłuższego ;)
Wycinamy lasy, tworzymy na ich miejscach osiedla, sklepy i ulice wypychając mniejsze i większe gatunki z ich domów. Lisy, jeże, wiewiórki zaczynają zaglądać do miast, wychodzą na drogi, gdzie spotyka ich tragiczny los - z najlepszych przypadkach łamią łapy lub są "tylko" poobinaje, a w najgorszych? Giną na miejscu albo uciekają z bardzo poważnymi obrażeniami wewnętrznymi, a potem umierają w agonii... Ile to razy dojeżdżaliśmy na miejsce za późno...? Ile razy umarła na naszych rękach sarna, dla której naprawdę wystarczy zbyt wielki stres, żeby odejść...? Nie zliczymy nawet...
Na zdjęciu niżej widzicie sarnę po spotkaniu z psem. Tak, z psem, którego ktoś nie upilnował i który pokąsał biedne zwierzę. Mieliśmy też przypadek, że pies przyniósł małą sarenkę w zębach... Ani jedna, ani druga nie przeżyła przez skrajną nieodpowiedzialność...
Zabieramy dzikim zwierzętom coraz więcej świata, więc nie dziwmy się, że coraz częściej stają na naszej drodze. To przez człowieka jest coraz więcej dróg, przez człowieka lasy zmieniają się w osiedla, przez człowieka gatunki inwazyjne rozgaszczają się w polskiej naturze. Czy to źle? Oczywiście, że nie! Rozwój nie jest zły, ale nie zapominajmy, że to my - ludzie - zabieramy dzikim zwierzętom dom, to my sprowadziliśmy do kraju obce gatunki, więc jesteśmy im winni pomoc.
Dlaczego wciąż zamykamy oczy widząc czołgającego się na drodze lisa...? Dlaczego wciąż tak nas "bawi" potrącony, kręcący się w kółko jeż...? Dlaczego ot tak zabieramy malutkie wiewiórki i poimy je mlekiem z kartonu rujnując im przewód pokarmowy, przez co potem umierają w męczarniach...? Tak, wciąż są osoby, dla których dzikie zwierzę niewiele znaczy...
Większość osób, które kiedykolwiek chciały ratować potrąconą sarnę, rannego myszołowa, szopiątko bez matki czy jenota ze świerzbem wie, że to nie jest takie proste. Gminy nierzadko umywają ręce, osoby wyznaczone udają, że to wcale nie jest ich praca, pod 112 też nie zawsze da się otrzymać informacje... Łatwo jest coś zabrać zwierzętom, ale żeby dać coś w zamian...? Lepiej niech to zrobią inni, prawda...? ...ale kto to są, ci "inni"...?
Tymczasem koziołek, wiewiórka czy sroka czekają... Zestresowane, obolałe, cierpiące. Większość ludzi udaje, że ich nie widzi, ale na szczęście wciąż są osoby o wrażliwych sercach, które tej pomocy dla nich szukają i to właśnie my chcemy zrobić wszystko, żeby ją znalazły, bo przecież nie potrzebują jej dla siebie, ale dla zwierząt...
Nie ma dnia, żeby na drodze nie została potrącona sarna, która potem czeka na pomoc z zakrwawionymi nogami; albo lis ze wstrząśnieniem mózgu... Bywały też borsuki z obrażeniami nie pozwalającymi mu wstać. One leżą na poboczach czekając, czy pierwsza przyjdzie pomoc, czy śmierć...
A co z szopami i jenotami, które przez człowieka zamieszkały w polskich lasach? To gatunki inwazyjne, nie powinny mieszkać w naszym kraju, ale to człowiek uznał, że futro z tych zwierząt jest takie milusie i na pewno są osoby, które chciałyby truchła nosić na swoich szyjach. Potem co, biznes nie wypalił, czy kilka uciekło? Nigdy się nie dowiemy, ale jenoty i szopy można coraz częściej spotkać w naturze, a wiecie, ile z nich widzieliśmy łysych, ze świerzbem czy grzybicą? Wiecie, jak wygląda łysy jenot, który nie ma nawet sił, żeby walczyć z człowiekiem, który go łapie i pakuje do klatki? Skóra pokryta strupami, łapy zbyt zmęczone, żeby się drapać, pełna rezygnacja... Wciąż znajdujemy też szopy zamknięte w śmietnikach, wycieńczone, słabe, odwodnione, które czekają na uwolnienie lub... tak, śmierć.
Co z tymi wszystkimi zwierzętami robić? Jak im pomóc? Jeśli myślicie, że to proste - mylicie się bardzo.
W Zielonej Górze mieszka Sylwia. Niepozorna kobieta, która każdego dnia znajduje siłę na pomoc kopytnym, skrzydlatym, kolczastym, sierściastym... Sami się czasami dziwimy, gdzie w niej drzemie ta moc... Sylwia od lat pracuje ze zwierzętami - do niedawna pomagała psom i kotom jako technik weterynarii w miejskim schronisku i wciąż działa jako pogotowie dla dzikich zwierząt, a musicie wiedzieć, że to drugie zajęcie jest jej ogromną pasją i interweniuje wolontariacko (ze wsparciem różnych organizacji).
Pomoc dzikim zwierzętom to nie jest prosta rzecz, ale Sylwia ma ogromne doświadczenie z przeróżnymi gatunkami; wie, jak do nich podejść i jak zabezpieczyć wywołując jak najmniejszy stres. To nie jest takie proste, ale musicie też wiedzieć, że zapakowanie zwierzęcia do samochodu to najłatwiejszy początek. A co dalej...?
Gdzie umieścić sarnę ze złamaną nogą albo łysego jenota z zakaźną chorobą skóry? Ile można pomieścić w domu rannych jeży czy wiewiórek, które wypadły z gniazda? Nie zawsze da się w ciągu godziny znaleźć miejsce w ośrodku dla dzikich zwierząt, one też nie są z gumy. Domy tymczasowe działają dzięki ogromnej empatii ich właścicieli i to cudowne, że można na nie liczyć, ale to wciąż nie powinno tak wyglądać.
Potrzebujemy miejsca, w którym azyl znajdą dzikie zwierzęta na czas leczenia i rekonwalescencji, zanim wrócą do swoich naturalnych środowisk albo zanim umieścimy je w profesjonalnych ośrodkach, jeśli z różnych powodów nie będą mogły wrócić na wolność czy w... domach. Tak, musicie wiedzieć, że szop czy jenot to gatunek inwazyjny i nie może wrócić do lasu...
Dlaczego taka kwota zbiórki?
- 400-500 tysięcy to koszt zakupu gospodarstwa i ziemi - są tańsze, są droższe, ale z tego, co patrzyliśmy, to powinniśmy coś znaleźć w tej kwocie...
- 300 tysięcy - remont, co wiadomo, że jest baaardzo ogólnym pojęciem i może pochłonąć nawet i dwa razy więcej środków, dlatego zobaczymy, co zastaniemy, kiedy już uda się znaleźć odpowiednie miejsce. Czy zrobimy większy remont, czy ten najbardziej niezbędny, a kolejne rzeczy będziemy robić z czasem - zobaczymy, na co nam wystarczy...
-200-300 tysięcy - pozostała część kwoty będzie musiała być przeznaczona na chociaż podstawowe wyposażenie na początek i w to może naprawdę wliczyć się wszystko - od kojców czy ogrodzenie, po sprzęt do zabezpieczenia zwierząt, nosze, siatki, klatki...
Tak naprawdę powinniśmy jeszcze 500 tysięcy dodać do całej kwoty, ale boimy się, że już całkiem Was odstraszy ;) Zatem niech zostanie milion!
To co, dorzucisz chociaż drobniaka dla dzikiego zwierzaka?
Jeśli chcesz zobaczyć, co Sylwia robi na co dzień, zajrzyj tutaj: KLIK.
Nie zdziw się, że znajdziesz tam inne zbiórki - stale są potrzebne środki na bieżące potrzeby - leczenie, paliwo, środki czystości... Ta zbiórka jest na stworzenie azylu dla ratowanych zwierząt.
Laden...