Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie dla Brunona. Dzieki Waszym wpłatom udało się choć częściowo opłacić jego leczenie.
Brunon nadal jest pod opieką fundacji
„[…] Strudzone własnym ciężkim życiem,
oszczędzające na jedzeniu,
wychodzą wieczór, aby skrycie
ulżyć kociętom w ich cierpieniu. […]
[…] Sercami otwierają bramy
człowieczych sumień – gdy zamknięte –
anonimowe Kocie Mamy,
niedocenione Kocie Święte.
Nie znajdą miejsca na pomnikach,
ich na cokołach nie ujrzycie
w piwnicach, szopach i śmietnikach
ratują smutne kocie życie. […]”
Zapewne niektórzy z was już domyślają się kogo Franciszek Klimek, autor cytowanych fragmentów wiersza, miał na myśli. Karmicielki, wolontariuszki, to właśnie one wymykają się pod osłoną nocy, by wspomóc koty bytujące na osiedlach, ogródkach działkowych, czy obrzeżach miasta. Dokarmiają, wyłapują do kastracji, krótko mówiąc dbają o dobrostan kotów wolno żyjących.
Zdarza się jednak i tak, że na ich drodze staje nie wolno żyjący kot, a wyrzucony, skrzywdzony przez człowieka, błagający o pomoc kot. Tak właśnie było z Brunem. Wyszedł gdzieś zza rogu i zaczepił idące chodnikiem kobiety. Jedna z nich przykucnęła, chciała przyjrzeć się nieznanemu przybyszowi. Ten ochoczo wpakował się jej na kolana i nie miał zamiaru z nich zejść. Tulił się, miział, mruczał, jakby chciał wyprosić, żeby nie zostawiać go w potrzebie.
Jak wyglądał? Mówiąc w skrócie - jak kupka kociego nieszczęścia. Wychudzony, ze zmierzwionym futerkiem i stadem pasożytów skaczących po nim. Kobiety nie miały serca go tak zostawić. Jedna z nich postanowiła, że zabezpieczy Bruna u siebie, a rano poprosi zaprzyjaźnioną Fundację Felineus o pomoc w leczeniu kocura. Kobiety nie miały przy sobie żadnego transportera. Pełne obaw zapakowały kocura do plecaka i pilnowały, żeby nie uciekł. Kocur wygodnie zwinął się w kulkę i spał w plecaku całą drogę do mieszkania.
Nazajutrz oczywiście rozdzwonił się fundacyjny telefon. Kobieta opowiedziała całą tę historię deklarując jednocześnie, że zapewni Brunowi dom tymczasowy, a my poleciliśmy jej, do której lecznicy ma się zgłosić z kotem. Chwilę później Bruna oglądał już lekarz weterynarii.
Ponieważ już na pierwszy rzut oka widać było, że kot jest mocno zaniedbany, wykonano mu pełny pakiet badań, test na białaczkę i USG pęcherza moczowego, gdyż opiekunka już w pierwszym dniu zauważyła że jego mocz podbarwiony jest na różowo.
Wyniki potwierdziły wstępną diagnozę. Brunon ma przewlekłe zapalenie pęcherza moczowego. W obrazie USG ściany pęcherza są bardzo grube co oznacza, że stan zapalny utrzymuje się już od dawna. Badania krwi również wskazują na stan zapalny i ogólne zaniedbanie kota.
Bruna czeka długie leczenie, kontrolne badania, musi jeść odpowiednią karmę. Bardzo prosimy o wsparcie dla kota, który przecież kiedyś na pewno miał właściciela, bo nie byłby tak ufny i przyjacielski.
Laden...