Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Gzik został adoptowany :)
Pyrka właśnie kończy leczenie na FiP. Jej wyniki są bardzo dobre, ale musimy jeszcze odczekać czy wirus nei nawróci. Jeżeli wszystko będzie dobrze to za miesiąc będziemy poszukiwać jej domu!
Pojechaliśmy na Kiełczowską na rekonesans przed łapanką bezdomnych kotów na kastrację. Co prawda, mieliśmy w planach łapać tam dopiero, jak skończymy wyłapywać w innej lokalizacji, ale chcieliśmy znać skalę problemu.
Problem z kotami zgłosiła nam starsza Karmicielka która karmi u siebie pod blokiem wolnobytujące koty.
Pani która zgłaszała problem poinformowała nas, że na posesji obok jest bardzo dużo kotów więc nasza Wolontariuszka poszła w tamtą stronę, żeby oszacować, ile kotów będzie do wyłapania. Z daleka usłyszała popiskiwania kociąt.
W domu obok (wielorodzinnym z wieloma osobnymi mieszkaniami), otworzyła drzwi jakaś Pani mówiąc, że ona tych kotów nie chce, jej one wcale nie interesują, nie chce pomóc i nic nam nie powie. W tym mieszkaniu przy stole siedział też Pan, który słowem się nie zająknął, żeby wiedział cokolwiek na temat tamtejszych kotów.
Nasza Wolontariuszka poszła więc sama rozejrzeć się wokół posesji, idąc za dźwiękiem pisków. Stwierdziła, że dźwięki wydobywają się z jednego z tarasów. Ponownie zadzwoniła do wszystkich drzwi w budynku. Okazało się, że taras należy do Pana który wcześniej siedział przy stole w kuchni u Pani której "nic to nie interesuje".
Powiedział, że owszem słyszał piski i wpuścił naszą Wolontariuszkę, żeby mogła się rozejrzeć. Taras niestety nie miał wyjścia z mieszkania (był kompletnie nieużytkowy), więc wspięli się z Panem po stercie desek na wysokość pierwszego piętra, bo inaczej nie dałoby się tam dostać. Pan poinformował też, że już dzień wcześniej słyszał płacz, ale nie było go dobę w domu, a gdy wrócił, kocięta już się bardzo głośno dopominały o jedzenie.
Gdy udało się dostać do kotów, okazało się, że to wychudzone dwa około 2 tygodniowe maluchy, które ledwo otworzyły oczy. Były bardzo głodne, leżały bezpośrednio na betonie więc były też w kiepskiej kondycji. Całkowicie wyziębione.
Wolontariuszka nie miała przy sobie transporterów ani sprzętu, bo nie spodziewała się takiej sytuacji, miała za to torbę termiczną do przewożenia lunchu i wełnianą czapkę. Maluchy więc w trybie pilnym zostały zapakowane w powyższe przedmioty i dowiezione do naszej Wolontariuszki która odkarmia kocięta.
Po porządnym wygrzaniu na macie grzewczej okazało się, że mają około 12 dni, są to dwaj chłopcy o umaszczeniu point i krókowym.
Zatrważająca była kolejna noc. Niemowlaki spędziły według szacunków ponad dobę bez matki, leżąc bezpośrednio na betonowych płytach tarasu. Sama historia pokazuje, że to cud, że jeszcze żyją.
Po drugim karmieniu zaczęły pić mleko, udało się je wysikać a na stan poranny, jeden z nich nawet się załatwił. Długo były niespokojne i płaczliwe, ale obecnie leżą w plastikowym pojemniku na kocach, są nakarmione i błogo śpią. Spróbujemy poszukać ich mamy, ale prawdopodobnie spotkało ją coś złego.
Kochani kociaki będą potrzebowały zarówno mleka jak i później karmy, leczenia i profilaktyki. Prosimy o ich wsparcie, miały tyle szczęścia, pomóżmy im jeszcze trochę!
Laden...