Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Nie. Nie obiecam Ci, że pójdziesz za to do nieba. Raz, że nie wiem gdzie jest niebo, a dwa że niektórzy mówią, że i tak każdy z nas tam idzie. Zatem nie będę Cię namawiać do tego, byś nam pomógł, obiecując Ci Twoje 3 m2 edenu.
Mogę natomiast obiecać, że weźmiesz udział w czymś niezapomnianym. Będziesz wielkim budowniczym, zbudujesz tu raj na ziemi dla tych, które same zaznały tu piekieł, mniejszych lub większych. I tak, ich raj jest prosty, tam religia jest bez znaczenia. Nie dlatego, że ludzie są niedobrzy. Ale dlatego, że czasem nawet dobrzy ludzie robią złe rzeczy.
Dawno, dawno temu Walt Disney powiedział, że „wszystkie nasze marzenia mogą stać się rzeczywistością, jeśli mamy odwagę je realizować.”
Witaj u nas. Od ponad 15 lat tworzymy największy w Europie azyl dla koni. Wiadomo, inne zwierzęta też tu są, bo empatia nie powinna być wybiórcza. Niemniej od zawsze specjalizujemy się właśnie w koniach i osłach. Ocaliliśmy prawie 1500 kopytnych istnień. Bo wkoło nas są dziesiątki tysięcy wspaniałych ludzi, którzy postanowili, że włączą się w pomaganie zwierzakom. Powodów tej decyzji było zapewne tyle, co ludzi.
Skąd są Wasze i nasze konie? Z wielkich i małych hodowli. Ze sportu, bo zeszły już z podium - lub nigdy na to podium nie dotarły, bo nie były dość dobre. A poniżej podium była tylko rzeźnia. Z rekreacji, ukochane konie profesorowie i końskie dziadki, które latami były nauczycielami. Są też konie odpięte od bryczek, wykupione ze zrywki w lesie, albo konie prezenty, które nie spełniły oczekiwań. Są konie z upadłych stadnin, z likwidowanych gospodarstw, albo zwyczajnie takie, które od pierwszego dnia życia miały już bilet w jedno miejsce, z którego się nie wraca.
Nie, nie poproszę tu, abyś przestał jeść mięso. To Twoja prywatna decyzja, zresztą zbyt wielu znam mięsożerców, którzy pomagają w schroniskach - i zbyt wielu wegan, którzy tylko manifestują i nienawidzą tych pierwszych. To naprawdę bez znaczenia, czy jesz mięso. Nie o to w tej zbiórce chodzi.
Chodzi o miejsce. Wiesz, lub nie, ale w 2012 roku (dzięki wsparciu z 1 % podatku) kupiliśmy stary pałac i przyległe ziemie. W zasadzie to Wy kupiliście, my tylko trochę je ogarnęliśmy. Było warto. Stworzyliśmy tu azyl dla setek koni i kolejnych setek innych zwierząt. Przez 8 lat budowaliśmy mozolnie taki mały raj, zresztą byliście u nas na dniach otwartych - więc sami wiecie, jak zmieniał się folwark.
Jednak minęło 8 lat. I nasz ukochany folwark już nie wystarcza. Kiedy się wprowadzaliśmy, koni było około 200. Dziś pod naszą stałą opieką jest ich ponad 800. Staliśmy się największym azylem dla koni na starym kontynencie. Ale dziś okazuje się, że miejsca jest tu za mało.
Tak, mamy rezerwat. Dzięki współpracy z Przemkowskim Parkiem Krajobrazowym - mamy kilkaset hektarów na wypas. To istny raj na ziemi dla setek koni. Głównie tych zdrowych i w pełni sprawnych. Bo jak zapewne się domyślasz, te słabsze i starsze potrzebują czegoś innego. I zwyczajnie, galopady i przemieszczanie się po takim terenie nie są dla wszystkich. My zaś z wielu względów mamy pod opieką głównie te starsze i kalekie konie, psy, kotowate i zwierzęta gospodarskie. U nas emeryturę mają tak konie jak i świnie.
Długo szukaliśmy wytrwale, motywowani Waszymi pytaniami czy udało się znaleźć jakieś miejsce. Kilka lat minęło jak z bicza strzelił. My zdążyliśmy naliczyć pierwsze siwe włosy, zbudowano na skwerach kolejne wieżowce a krzaki malin wystrzeliły pod niebo. Czas upłynął. Zawsze towarzyszyła nam świadomość, że nasze konie kiedyś się zestarzeją. Przecież młodość i siła nie trwają wiecznie. W zeszłym roku w czasie zaganiania koni na zimowisko (zasady wynikające z umowy z rezerwatem) mogliśmy zostawić kilkadziesiąt koni więcej. W tym roku widziałam kolejne siwe skronie, które zabraliśmy do domu, na folwark. Na moment się zamyśliłam - kiedy to się stało?
Chwile temu radośnie biegały po łące, a teraz głównie dumnie stoją i skubią majestatycznie siano, jak na seniorów przystało. A przecież wczoraj witaliśmy te źrebaki u siebie... Już nie ma figli, nie brykają na Twój widok, teraz wreszcie możesz spokojnie do nich podejść i utonąć w ich mądrym spojrzeniu. I zobaczysz w nim wdzięczność a czasem prośbę, aby z rezerwatu, tego raju, już je zabrać. Bo z biegiem lat rezerwat przestał być dla nich, gdy nadchodzą deszcze i chłodniejsze, wietrzne dni. Bo chcą dożyć swych dni spokojnie wśród ludzi, bo czasem trzeba im pomóc wstać, albo wymasować nogi, albo wezwać weterynarza 3 razy dziennie. Ale nasz folwark nie jest z gumy. Rozciągamy go w prawo, rozciągamy w lewo. I stanęliśmy przy ścianie. Dalej już się nie da...
Rezerwat, choć cudowny, nie zezwala na postawienie zabudowań. A prawda jest taka, że większość naszych koni wymaga już innych warunków, niż trawa po horyzont przez cały rok. Nawet jeśli byłaby kiedyś możliwość postawienia jakiejś hali, to doskonale wiemy, że ziemia nie należy do naszych koni. I nigdy nie będzie. Każda inwestycja zwyczajnie pozostanie własnością rezerwatu, tak więc byt setek uratowanych koni zależałby od aktualnych układów politycznych, a my nigdy nie moglibyśmy Wam zagwarantować, że każda podarowana złotówka będzie dożywotnio służyć koniom.
Kilka miesięcy temu pojechaliśmy zobaczyć kolejne miejsce. Zaledwie godzinę drogi od naszego ukochanego folwarku. Górzysty teren z dziesiątkami hektarów płaskich gruntów dla starszych i mniej sprawnych koni.
Wszędzie kępy drzew, które dają w codziennym funkcjonowaniu schronienie i cień. Powiedzieć, że się zakochaliśmy, to zbyt mało. Myśmy już nawet zaplanowali, gdzie będzie stajnia dla koni z problemami z oddychaniem, gdzie dla koni kulawych, gdzie będą wybiegi dla niewidomych koni, a gdzie psy będą miały między sosnami swój mały raj z zacienionymi domkami. Koty - oszalałyby ze szczęścia. Osły, jakby się uparły, nikt by ich nie ruszył z tej ziemi przez kolejne stulecia.
Jest tylko jeden szkopuł. To 140 hektarów raju kosztuje 3.8 mln złotych. Tak, dobrze czytasz. To i tak dużo poniżej najniższej wartości. Ale kwota dla nas nie do wyobrażenia. I zaczęła się gonitwa, po pożyczkach, firmach, instytucjach. Razem z budową ta inicjatywa pochłonie około 8 mln złotych. I stanie się to miejsce największym azylem dla koni już nie w Europie, a na świecie. I nie, nie chodzi o ambicje. Chodzi o to, że nasze możliwości się rozszerzą, że nie będziemy zmuszeni odmawiać ani rezygnować z pomagania przez wiele kolejnych lat. Chodzi o to, że setki naszych koni, gdy się zestarzeją, będą miały gdzie spędzić tę nieuniknioną starość. Chodzi o to, że będziemy mogli dalej pisać wraz z Wami historie kolejnych ocalonych. Bo dziś, za moment, staniemy w miejscu.
Pamiętam, jak przyszłam do urzędu, żeby dostać więcej informacji. Bo gdzieś w środku wszyscy czuliśmy, że ta ziemia się uśmiecha do naszych koni. I na moment, choćby krótki, nie myśleliśmy o pieniądzach, których nie mamy.
Mężczyzna, który z nami rozmawiał zapytał o cel nabycia tej ziemi. Kiedy opowiedziałam mu, co robimy, rozległ się gromki śmiech. „Czy Wy myślicie, Pani Droga, że ktoś da na durne chabety prawie 4 mln? Konina jest do jedzenia, dajcie ludziom spokój i zajmijcie się wychowywaniem dzieci na normalnych ludzi, wy niemądre kobiety”. Prowadzę Centaurusa już ponad 15 lat, i wraz z działaczkami, z którymi byłam w owym urzędzie, bardzo wzięłyśmy to sobie do serca.
Tak więc stoimy dziś przed Tobą. I prosimy o 5 mln zł. Na te chabety.
Część udało się zebrać, część pożyczyliśmy, o wiele się modlimy. Musimy zebrać fundusze, aby postawić koniom hale, centrum medyczne, boksy dla staruszków, wybiegi, ogrodzić setki hektarów. To ogromna inwestycja na skalę światową - dlatego będziemy poszukiwać funduszy na całym świecie. Ale przez 15 lat to właśnie tu, w Polsce, zebraliśmy najwięcej funduszy na pomaganie zwierzakom. Bo, wbrew wielu opiniom, Polacy mają ogromne serce do zwierząt i - zapewne ze względu na swoją historię - są obdarzeni ogromem empatii.
Tak, postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Bo takich połaci ziemi zwyczajnie nie ma dużo w dzisiejszych czasach. Wszystko zostało rozparcelowane. A nasze konie już powoli tego czasu nie mają... Pandemia pokrzyżowała nasze plany, ale tylko trochę. Wraz z Wami od wiosny wykupiliśmy i przyjęliśmy setki kolejnych zwierząt, wsparliśmy też wiele innych organizacji i osób, które pomagają prywatnie. Kolejnym zwierzakom znaleźliśmy wspaniałe domy. Planujemy, aby nasz ukochany folwark stał się centrum adopcyjnym dla tych zwierząt, które poszukują domów. Rezerwat byłby domem dla młodzieży i zdrowych koni i osiołków. Zaś nasze góry byłyby centrum rehabilitacji i domem starości dla tych, o których świat na moment zapomniał.
Zrozumiem, jeśli dotarłeś aż tutaj i jedynie się uśmiechniesz. Bo 5 mln to kwota, jaka nas też zwala z nóg. No i wiadomo, dla wielu to tylko konie, setki psów, kotów, świń i pozostała gwardia.
Ale gdzieś w głębi serca wiemy, że jeśli jest cień szansy, to trzeba próbować. Robimy to wraz z Wami za każdym razem, kiedy uruchamiamy zbiórkę na kolejnego konia. Zrobiliśmy to już kilka tysięcy razy. I zawsze wydarzały się cuda.
Więc prosimy, bądź z nami. Nie, nie prosimy, abyś sprzedał dom i wpłacił milion. Wystarczy 5 zł. Zamiast batona, czy biletu do kina, bo kina i tak chwilowo nam pozamykali. Są nas setki tysięcy, którzy kochamy zwierzęta. Razem stworzyliśmy już fenomen na skalę Europy. Razem odmieniliśmy życie tysięcy zwierząt. Bo bez Ciebie, bez takich ludzi jak Ty, Drogi Internauto, my nie zrobilibyśmy nic. Jesteśmy tylko narzędziem w Twoich rękach. I staramy się spełniać misję najlepiej jak potrafimy, acz niezmiennie - takiej kasy po prostu nie mamy.
Skądinąd znany ze swej mądrości Konfucjusz powiedział, że „podróż tysiąca mil zaczyna się od jednego kroku”.
Zebrany milion to nasz pierwszy krok. Prosimy, zamiast kawy czy batona, postaw wraz z nami kolejne kroki. Mniej kofeiny i cukru i 140 ha dla tych, które w zasadzie same nic nie mogą. To już chyba nie brzmi tak strasznie, prawda?
Laden...