Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Obiecaliśmy, że ich nie zostawimy i zrobimy wszystko, by ich uratować. Dzięki Wam dotrzymaliśmy obietnicy. Z wielką radością przekazujemy Wam te nowiny. Fiołka i jej maluch wkrótce będą na naszym folwarku i dołączą do stada uratowanych koni. Czeka na nich nowy dom i nowa, fascynująca przygoda. Szczęście i ulga w oczach Fiołki są nie do opisania. Jej mały źrebak zacznie poznawać świat, a ona przeżyje u nas godną emeryturę.
Jesteśmy Wam ogromnie wdzięczni za pomoc! Dziękujemy!
Poznaj Fiołkę i jej wielkie, ciemne oczy. Mama Fiołka miała dobre życie. Nie będę kłamać. Nie to, że jakieś wybitnie dobre. Ale znośne, jak na wiejskiego konia. Rodziła źrebaki, jak ta taśmie produkcyjnej.
Co urodziła, to za moment zabierali. Nikt nie przypuszczał, że to mógłby być dramat – nikt nie posądzał konia o uczucia. Pracowała Fiołka pod dziećmi, pobłażliwie znosiła szarpanie, klepanie i krzyki. Taka norma w skali kraju w wielu ośrodkach. Miała swoje 2 m2 w wiejskiej stodole, w małym gospodarstwie agroturystycznym. To niewiele. Ale gdy był sezon i tak rzadko tam bywała. Pracowała wówczas na trzy etaty. Bo w miejscowości, gdzie wiodła życie, turystów nie brakowało. Gdy nadchodziło upalne lato, przy bramie kłębiły się tłumy miłośników rozrywki. Za mamą Fiołką biegł zawsze, nieco nieporadnie, źrebak. Akurat ten, który chwilę wcześniej przyszedł na świat. Wywijał pokracznie nogami próbując nadążyć, by nie stracić mamy z oczu. Nie wiedział, że to na nic.
Tak mijały kolejne upalne dni, potem jesienne i te zimowe, mijały wiosna za wiosną. Miliony liści opadły z drzew, minęły całe miesiące. A w końcu, nikt nie wie kiedy to się stało, upłynęły długie lata. Turyści byli we Fiołce bezgranicznie zakochani przez całe jej końskie życie. Trudno nie pokochać konia, który zrobi dla Ciebie wszystko kosztem siebie. U ludzi nazywamy to toksycznym związkiem. W relacji z koniem – to układ idealny. Takie konie to gorące bułki w tym środowisku. Niektórzy wracali do niej co sezon, a pamiątkowe zdjęcia były wręcz obowiązkowe. To był dla Fiołki jedyny moment, gdy mogła chwilę postać w miejscu i odpocząć. Zmęczona i oszołomiona nie zwracała nawet uwagi na dzieci chwytające ją za grzywę i ciągnące za uszy. I zapewne stoi dziś Fiołka na wielu kominkach jako wspomnienie z wakacji. Zapewne wypełnia też wiele albumów i galerii w telefonach. Choć, wierz mi, prawie nikt już nie pamięta jej imienia. Bo to nigdy nie chodziło o nią...
Wraz z upływem czasu i kolejnych sezonów nogi Fiołkowe były coraz słabsze, a kręgosłup coraz bardziej wygięty i bolesny. Klacz zaczynała kwiczeć z bólu przy zakładaniu siodła, niefortunnie dla niej zaczęła też gryźć i kopać. Nie, nie ze złośliwości. Jedynie dlatego, że to dla niej jedyna forma obrony przed nieustannie wymagającym człowiekiem. Skończył się sezon na ciężką pracę, sezon na zdjęcia też więc minął. Minął sezon na źrebaki. A, uwierzysz lub nie, sezonu na starość nie ma w takich miejscach.
I tak, w pewien styczniowy poranek, nim słońce wstało, wtoczył się z łoskotem tir na Fiołkowe podwórze. Przy bramie, przy której latem kłębiły się tłumy, nie było zupełnie nikogo. Nikt nie przyszedł pożegnać, nikt nie przyszedł powstrzymać tego procederu. Załadowano bezbronną Fiołkę, wgoniono świstem bata po stromym trapie. Za nią wywijał pokracznie nogami maluch, znowu próbując nadążyć, by tylko nie stracić mamy z oczu. Jak zawsze.
Razem, matka i maluch, pojechali do handlarza, który przygarnął ich ochoczo do siebie. Przygarnął na krótko, na zaledwie kilka tygodni. Przygarnął, by wywieźć zaraz na ubój. Fiołka dostała tu swój prywatny łańcuch, maluch dostał pół metra gnoju obok niej. Niewielka to była różnica od tego co mieli wcześniej. Jedynie taka, że stąd nie ma odwrotu.
Handlarz odpina Fiolkę, goni ją batem wraz z maluchem na podwórze. Staje przy furtce i każe mi się spieszyć ze zdjęciami, bo za moment jedzie po krowy. Jemu obojętne komu sprzeda. Byle swoje zarobić. Zdążyłam zrobić kilka ujęć, gdy ścisnął bat i Fiolka zatrzęsła się na nogach, a maluch wcisnął w nią jeszcze mocniej. Musiało mi wystarczyć to, co miałam.
Musimy zebrać 15 600, aby wykupić i zapewnić transport Fiołce i jej maluchowi. Bez Ciebie nie ma na to szans. Pomożesz? Mamy czas do 4 marca.
--------------------------------
Fundacja Centaurus działa w imieniu zwierząt od 2006 roku. Jest organizacją non profit. Centaurus to ponad 1500 ocalonych koni, 100 osiołków, kilkaset psów i kotów, liczne zwierzęta gospodarskie. One wszystkie żyją dzięki takim osobom jak Ty. Bez tego wsparcia, ratowanie nie byłoby możliwe.
Z całego serca dziękujemy Ci za pomoc.
Masz pytania? Zadzwoń 518 569 487 - Karolina
Laden...