Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Ten uroczy kotek miał zostać otruty, istniało realne zagrożenie. Nie pomagały prośby, groźby, tłumaczenia. Zresztą, życie w miejscu, z którego pochodził, to żadne życie. Straszenie, rzucanie czym popadnie, wulgarne krzyki, duma w oczach gospodarza, że Cymek się go boi.
Wolontariuszka zapakowała małą, szarą, wystraszoną kulkę do transportera i z ulgą opuściła posesję. W tej chwili Cymek przebywa w lecznicowej klatce. Jest fizycznie zdrowy. Kiedyś miał złamany ogonek, ale nie to jest największym problemem, choć na pewno z tego powodu też się nacierpiał. Pracy wymaga jego psychika. Przez pierwsze dni był trzęsącą się galaretką. Można było odnieść wrażenie, że wyciągnięta w jego kierunku dłoń jest w stanie przyprawić go o zawał. Widać było, że człowieka zna doskonale, zresztą to potwierdzała opowiedziana wolontariuszce historia. Ktoś tak bardzo go krzywdził. Boi się ręki, która zbliża się z góry, boi się krzyków. Na widok obcych próbuje „zniknąć”. Kuli się w sobie.
Konsekwentna praca wolontariuszki pokazała, że to miły, łagodny kot, nad którym ktoś się znęcał. Z czasem okazało się, że pomimo zaznanej krzywdy, Cymek ciągle ufa człowiekowi. Jest wystraszony, czasami robi uniki przed ręką, ale bardzo ciągnie go do ludzi. Jak się rozkręci, pręży grzbiet, mruczy tak, że słychać go w całej lecznicy, wpycha główkę w dłoń. Podchodzi jeszcze nieśmiało, nie wie, co może go spotkać, ale to tylko kwestia czasu i okazanego serca, bo podchodzenia pomimo lęku nie jest sobie w stanie odpuścić. Uwielbia drapanie za uchem i masowanie policzka, wkłada łepek bokiem w rękę z taką siłą, że w końcu ląduje w pozycji leżącej. I mruczy, mruczy, mruczy. Choć klatka to nie jest najlepsze miejsce, innego w tej chwili nie ma. Zostawienie Cymka tam, gdzie był, nie wchodziło w grę. Nie było żadnej gwarancji, że przeżyje choćby tydzień. By chłopak doszedł do siebie po swoich strasznych przeżyciach, wolontariuszka, która wzięła Cymka pod swoje skrzydła, codziennie przesiaduje kilka godzin przy lecznicowej klatce. Robi to od miesiąca i będzie jeździć do Cymka jak długo będzie trzeba. Wypuszcza go z klatki, żeby pobiegał, uczy zabaw (nawet tego nie potrafił!), przekonuje, że ludzka dłoń nie niesie za sobą bólu. Chłopak zrobił wielkie postępy – częstotliwość mruczenia wzrasta!
Cymek wyczekuje człowieka! Robi się coraz odważniejszy. Marzeniem wolontariuszki, która opiekuje się Cymkiem, jest znalezienie mu domu pełnego miłości. Czułych dłoni, wielkiego serca i deklaracji na zawsze. Ludzi, którzy odmienią życie chłopaka. Będą czuli, dadzą poczucie bezpieczeństwa. By można w ogóle było myśleć o adopcji potrzebny był miesiąc pracy z kociakiem. Minie pewnie kolejny, zanim jego socjalizacja dobiegnie końca i znajdzie się dom.
Wolontariuszka rozpoczęła działania „na kreskę”, bała się o życie Cymka, nie było na co czekać. Koszty cały czas rosną. Pomóżcie chłopakowi wpłacając parę groszy, by opłacić jego pobyt w lecznicy, przy okazji kastrację, szczepienia i dobra karmę. Przede wszystkim „kupić miejsce i czas”. Czas, w którym Cymek będzie mógł zapomnieć o przeszłości i przygotować się do nowego dobrego życia. Czas, który leczy rany. Chyba łatwiej wyleczyć katar, zoperować łapkę, niż sprawić, by psychika kociaka wróciła do normy.
Wolontariuszka może pracować, nie podda się, spędzała i będzie spędzać na lecznicowej podłodze kilka godzin dziennie, potrzebne tylko miejsce dające taką możliwość. Pomóżcie je opłacić!
Laden...