Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Przepięknie Wam dziękujemy :) Bez Was pomocy nie udało by się...
Dwójka maluszków ma już domy, Asterek i Dalia nadal czekają.
Urodziliśmy się na osiedlu w okolicach Warszawy. Niby tam jest fajnie, bo zielono, bo park niedaleko, bo mamy Panią która nas karmi, ale ludzie którzy mieszkają na pięknym, nowym osiedlu nas tam nie chcą. Ciocie mówią, że nie można tak nas po prostu nie chcieć, ale wiecie, to wcale nie jest tak proste.
Czasem ktoś wyrzuci nasze jedzenie, wyleje wodę, a czasem rzuci kamieniem. Raz ktoś tak rzucił kamieniem w naszego braciszka, że upadł i już nie wstał, podeszliśmy do niego, bo myśleliśmy, że tak tylko na chwilę się nie rusza, ale on nie oddychał. Leżał tam gdzie upadł cały dzień. Nasza mama nas ostrzegała, żeby się do ludzi nie zbliżać, a my się słuchaliśmy i naprawdę się nie zbliżyliśmy, ale ten kamień daleko poleciał…
Ani ja ani moja siostra, ani braciszkowie wcale się tam nie chcieliśmy urodzić, naprawdę wolelibyśmy od zawsze mieć domek, nigdy nie być głodnym, zmarzniętym i zawsze być bezpiecznym, przecież to nie nasza wina, że nasza mamusia akurat tam nas urodziła.
W tamto miejsce wrócić nie możemy, ciocie powiedziały, że wyleczą nam oczka i poszukamy dla nas dobrych domków, w których są dobrzy ludzie, którzy nie robią krzywdy kotom. Tacy dobrzy jak ta Pani, która daje nam jedzonko i wodę.
Na razie to my nie wiemy jak rozpoznać, że ktoś jest dla kotków dobry i póki co boimy się wszystkich sprawiedliwie. No, bo te panie, co leczą tutaj kotki, to niby do nas miło mówią i w ogóle i jeść dają, ale potem nas kłują w tyłki i wpuszczają jakieś straszne rzeczy do oczu. Ciocie nam powiedziały, że teraz to się nam może inaczej wydawać, ale więcej jest na świecie ludzi dobrych niż złych i ci dobrzy nam pomogą uzbierać pieniążki i na leczeniem i na inne jakieś rzeczym które ciocie wymyśliły, tylko musimy ładnie poprosić. No to my wszyscy, cała nasza czwórka ślicznie prosimy Was o pomoc.
Tak ekstremalne sytuacja zdarzają się rzadko – malusie kocięta owszem umierają, ale od chorób albo giną pod kołami aut, nie od ciosu zadanego kamieniem w główkę. Dowiedzieliśmy się za późno – nie ma ciałka, nie ma gotowych zeznać świadków, nie ma czego organom ścigania zgłosić. Kocięta jednak w miejsce bytowania wrócić nie mogą, musimy poszukać im domków.
Najpierw jednak musimy podleczyć im oczka, odrobaczyć, zaszczepić i wykonać testy na choroby zakaźne. Pięknie prosimy Was o pomoc dla Dali, Chryzantemki, Asterka i Wrzoska.
Laden...