Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za pomoc dla Dyzia.
Dyzio nie tylko odzyskał apetyt, ale też był u fryzjera! Na szczęście nie ma żadnych poważnych schorzeń.
Ostatecznie słodziak trafił do nowego domu, gdzie otrzymuje wiele miłości i tęsknota, która była główną przyczyną jego samopoczucia pozostaje wspomnieniem.
Dyzio - tak nazywali go wszyscy we wsi. Śmiali się, że Dyzio był najbardziej pobożnym psem na świecie. Zawsze dreptał za swoją Panią, latem biegając między mijanymi podwórzami, a jej kwiecistą spódnicą. Zimą był niesiony w małym, plecionym, wiklinowym koszyczku. Tak dochodzili pod kościół, gdzie starsza Pani i Dyzio razem siadywali na małej ławeczce i z pełną powagą wysłuchiwali całej mszy.
Kiedy ksiądz wychodził po mszy, zawsze miał dla Dyzia jakiś smakołyk. Wieś nie była duża i wszyscy się znali. Życie starszej Pani kręciło się wkoło Dyzia, kościoła, piekarni i cmentarza, gdzie spoczywał jej mąż i reszta rodziny. Tam wędrowała prawie codziennie razem ze swoim dzielnym, małym Dyziem, aby zanieść świeże kwiaty.
Starsza Pani praktycznie pozostała sama, dzieci rzadko ją odwiedzały. Na początku grudnia jednak nastąpiło pogorszenie jej zdrowia. Wszak 80 lat to już wiek często sędziwy i los różnie nas wtedy traktuje. Staruszka trafiła do szpitala - to pierwsze miejsce w jej życiu, gdzie nie mogła zabrać Dyzia ze sobą.
Dyziem zajęli się sąsiedzi, ale on z każdym dniem czuł się gorzej. Samotnie wędrował poboczem pod kościół i przesiadywał na tej samej ławeczce całe dnie, jakby wyczekując starszej Pani. Młodzi we wsi podśmiewali się, że mały piesek modli się za swoją Panią, aby wróciła.
Czemu Dyziu wędrował właśnie pod Kościół? To wie tylko on. Żyjemy jednak w czasach, gdy wiara jest nam często niezbędna. Wiara w cokolwiek, w siły wyższe. Bo tak naprawdę religia daje nam nadzieję i poczucie sensu życia, tłumaczy nam to, czego nie jesteśmy w stanie wyjaśnić ani zrozumieć, zapewnia nas, że coś na nas czeka, gdy odejdziemy z tego świata.
Starsza Pani, wedle relacji sąsiadów, szybko ze szpitala nie wyjdzie. W jej imieniu poprosili nas o pomoc - abyśmy zabrali Dyzia. Znała nas, bo wpłacała nam 10 zł miesięcznie od 10 lat. Teraz to ona potrzebowała pomocy.
Oczywiście zabraliśmy Dyzia do dobrego, domowego hotelu. Sytuacja jest poważna, ponieważ Dyziu przestał jeść, wymaga odwiedzin u weterynarza, swojego posłanka, jakichś suplementów, ubranka, specjalistycznej karmy. Chcemy go też wykastrować, bo na wsiach ta świadomość jest niewielka. Musimy sprawdzić, czy jedynym powodem braku apetytu jest tęsknota za Starszą Panią. Potrzebne są też środki na opłacenie hoteliku Dyzia. Nie wiemy, czy wróci do starszej Pani, czy za jakiś czas będziemy szukać mu domu - na ten moment trzymamy kciuki, aby Starsza Pani wróciła do zdrowia, niemniej kazała nam obiecać, że w razie potrzeby znajdziemy psiakowi najcudowniejszy dom pod słońcem, najlepiej na wsi.
Święta Bożego Narodzenia coraz bliżej, zapewne wieś i ławeczka pod kościołem pokryją się śniegową czapą, a w okiennicach na dyziowej wsi zapalą się kolorowe lampki i zapłoną świeczki, zabrzmi cicha kolęda. Dyzio, daleko stamtąd, wtulony w obce jednak kolana, będzie wspominał z tęsknotą w psim sercu spacery poboczem drogi i kwiecistą spódnicę swej Pani. Ukochany człowiek, dla każdego psa, to właśnie powód do życia.
Na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Możemy trzymać kciuki za Starszą Panią, opiekunkę Dyzia (i zapewne wielu zwierząt na wsi). Możemy wesprzeć Dyzia i zapewnić mu to, co zapewniamy zawsze psom dzięki Waszemu wsparciu. To na pewno nie zastąpi kwiecistej spódnicy ani wspólnych chwil na ławeczce, a być może będzie trzeba poszukać Dyziowi innego domu - niemniej na ten moment prosimy, pomóżcie.
Laden...