Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Nasza Iskierka niestety zgasła. Dziękujemy za udzielone wsparcie.
Sobotnie popołudnie, dzwoni fundacyjny telefon. Telefon z daleka, bo aż ze Szczebrzeszyna – miejscowości oddalonej około 140 km od siedziby fundacji. Zrozpaczona kobieta błaga o pomoc dla maleńkiego kociątka, które znalazła na działkach.
Żadna okoliczna fundacja nie chce go przyjąć bo są zakoceni - my też jesteśmy (170 kotów na stanie) ale czy to powód żeby odmówić pomocy temu jednemu? Wiemy, że bez naszej pomocy około 10-dniowe maleństwo umrze, bo Pani, która go znalazła, mimo usilnych prób, nie potrafi go nakarmić. Dwójka naszych wolontariuszy odkłada popołudniowe plany i decyduje się jak najszybciej jechać po malucha.
20:30 - maluszek dojeżdża do Rzeszowa. Jest cieplutki bo wolontariusze zadbali o to. Ale na tym dobre wiadomości się kończą. Kotka (bo okazało się że to ok. 10-dniowa dziewczynka) ma duszności, jest ewidentnie zalana mlekiem, prycha, ma mocno opuchnięte, zaropiałe oczy, nie podejmuje butelki. Po konsultacji weterynaryjnej dostaje antybiotyk, lek przeciwapalny oraz ociupinkę furosemidu. Kotka zostaje dołączona do karmiącej matki i jej szóstki 3 tygodniowych kociąt, ale nie podejmuje ssania.
Bezsenna noc i czekanie. Każda godzina wydaje się być wiecznością.
24 z minutami - mała śpi, duszność jakby ciut mniejsza, ale oddech cały czas nierówny i nadal nie je. Patrzymy w gwieździste niebo i wypatrujemy już chyba tylko siły wyższej, bo wszystko co człowiek mógł zrobić zostało wykonane. Dalej czekamy, mijają minuty… godziny…
3 nad ranem - oddech się wyrównał, malutka powoli zaczyna reagować na mruczenie matki, zapuszczamy kolejny raz posklejane ropą oczka. Zaciśnięte kciuki cierpną, nadal czekanie i wiara w cuda.
6 rano - huuurrrraaaa - malutka przy matce, ssie, oddech ustabilizowany, cieplutka, w płucach mniej charczy. Pierwsza noc za nami, wraz ze wschodem słońca wschodzi też nadzieja, że mamy szansę w tej walce. Utrzymujemy antybiotyk, dokarmiamy i wciąż mocno trzymamy kciuki za małą Fabeinne.
Mijają kolejne dni. Maleńka Fabienne w otoczeniu przybranej kociej rodziny rośnie i nabiera sił. Oddycha swobodnie, lecz wciąż mamy problem z ropiejącymi oczkami. Mimo wszystko wydaje się, że najgorsze mamy za sobą i wszystko zmierza ku dobremu.
Niestety to tylko pozory.
Fabienne oddycha coraz ciężej, z noska cieknie katar, oczy posklejane.
Znów weterynarz, konsultacja, diagnoza – koci katar. Patrzymy na tą maleńką iskierkę życia w kocim ciałku i łzy spływają po policzkach. Walcz Fabienne mówimy! Wiemy doskonale, że dla takiego maleństwa ta diagnoza oznacza śmiertelne niebezpieczeństwo. Nowy zestaw leków, inhalacje i znów to czekanie… i znów potężne koszty.
Nie poddamy się, będziemy walczyć o każdy oddech o każde bicie serduszka, ale musicie nam w tym pomóc. Potrzebujemy waszych mocno zaciśniętych kciuków i jeszcze trochę kasy. Kasy, która jest niezbędna by opłacić specjalistyczną opiekę i leczenie maleńkiej Fabienne. Pomóżcie nam ratować kocie życie, już nie prosimy, a wręcz błagamy!
Laden...