Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie okazane naszej Feli. Kotka czuje się już dobrze, a po paskudnej chorobie nie widać śladu. Teraz do szczęścia brakuje jej już tylko nowego domu i swojego człowieka.
Na terenie jednej z dużych firm w podrzeszowskiej miejscowości pewnego dnia pojawia się kotka. Pojawia się znikąd, jak to zazwyczaj bywa w takich przypadkach. Pierwszą osobą, która zwraca uwagę na wałęsającego się „po godzinach” po placu kota, jest pani, która sprząta teren, gdy inni skończą już pracę. Kotka pojawia się następnego i następnego dnia. Kobieta przejęta losem bezdomniaka zaczyna ją dokarmiać, ale nie ma pojęcia gdzie szukać dla niej pomocy.
Codzienne dokarmianie ośmiela kotkę, znów zaczyna ufać i wierzyć w to, że od ludzi można oczekiwać także tego co dobre. Zaczyna pojawiać się w zasięgu ludzkiego wzroku już nie tylko popołudniami kiedy wszyscy sobie pójdą, ale także w ciągu dnia. Pewnego dnia w poszukiwaniu odrobiny ciepła zagląda do jednego z magazynów. Pracownicy szybko ją zauważają. Kotka ufnie podchodzi do nich i nadstawia łebek do głaskania. Jeden z pracowników ma pomysł – w innym dziale pracuje przecież jedna z naszych wolontariuszek. Idzie po nią i przedstawia sytuacje.
Chwilę później wolontariuszka jest już w magazynie przy kotce. Kicia ufnie wpatruje się w nią. Ma duży pękaty brzuch. Czy jest w ciąży? Czy ktoś specjalnie porzucił ją za miastem? Wolontariuszka zabezpiecza kicię w jednym z pomieszczeń gospodarczych, a zaraz po skończonej pracy zabiera ją do domu.
Następnego dnia rano kotka trafia do lecznicy. Lekarze robią jej dokładne badania. To młoda, bura kicia. Dostaje na imię Fela. Całe szczęście Fela nie jest w ciąży, a pękaty brzuch to jedynie oznaka dużej ilości pasożytów, który bytują w kocim organizmie. Kotka dostaje preparaty przeciwpasożytnicze i zostaje w szpitalu na obserwacji. Jej stan jest dobry, dlatego lekarze podejmują decyzję, by ją wykastrować. Po kastracji Fela trafia do domu tymczasowego, do tej samej wolontariuszki, która zabrała ją z terenu firmy.
Wydaje się, że wszystko w tej historii układa się dobrze. Rana pooperacyjna szybko się goi, po kolejnym odrobaczeniu Fela przestaje w końcu „wydalać” z siebie kolejne stwory i poczwary. Apetyt i humor jej dopisują. Jeszcze kilka dni, skończy się kwarantanna, zrobimy piękne zdjęcia i będzie można szukać jej nowego domu…
Niestety… zamiast do ogłoszeń kotów do adopcji Fela trafia do lecznicy. W czwartek po powrocie z pracy nasza wolontariuszka zastaje w domu rozpaloną kotkę leżącą w kąciku. Fela jest słaba, nie chce jeść, jest bardzo apatyczna, a jej uszy niemal parzą przy dotyku. Wolontariuszka natychmiast dzwoni do lecznicy i umawia wizytę. Lekarz bada dokładnie kotkę. Fela ma wysoką gorączkę. Z nosa i oczu leje się wydzielina. W ruch idą antybiotyki, jeden doustnie, drugi domiejscowo do zakrapiania oczu.
Do tego leki przeciwzapalne oraz Zylexis – środek stymulujący odporność, bardzo drogi, ale także bardzo skuteczny. Z całą listą zaleceń i terminami wizyt kontrolnych opiekunka z Felą wracają do domu. Następnego dnia kotka czuje się lepiej. W sobotę jest trochę słabsza, ale na kontrolnej wizycie dostaje kolejną dawkę Zylexisu – to powinno postawić ją na łapy. Jednak w niedzielę rano zamiast poprawy znów jest pogorszenie. Opiekunka jedzie na dyżurową wizytę, a lekarze przyjmują Felę do szpitala… Dlaczego zamiast być lepiej wciąż jest gorzej? Lekarze wykonują kolejne badania, by znaleźć odpowiedź na to pytanie, a my czekamy…
My kolejny raz rwiemy włosy z głowy i zastanawiamy się, z czego opłacimy faktury za leczenie. Na dnie fundacyjnego konta trudno dopatrzeć się choćby złotówki. Bardzo prosimy o pomoc, bo w was Przyjaciele nasza ostatnia nadzieja…
Laden...