Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Szanowni Państwo,
bywają takie sytuacje, że z trudem nam jest usiąść i napisać kilka zdań z informacją dla Was. Bo wiemy, że upominając się o wiadomości o danym zwierzaku wcale nie czekacie na te, które mamy. Dziś mamy taką sytuację z Gają i jej synkiem.
Wiedzieliśmy od lekarza, który przyjeżdżał do małego, że choć mały dużo więcej stoi i lepiej chodzi, to infekcja słabo ustępuje mimo podawania leków i kroplówek. W dniu, w którym podstawił się samochód (bardzo duży, by miały dość miejsca, żeby maluszek mógł się położyć), przyjechał jeszcze przed samym transportem lekarz by podać kroplówki wzmacniające. Robiliśmy wszystko, żeby ułatwić mu samą podróż. Dojechał bez problemu do Nowej Studnicy, zszedł z samochodu za mamą, mieliśmy nadzieję, że będzie dobrze.
Następnego dnia spacerował po padoku, pił z apetytem mamine mleko, dużo leżał, ale sam się podnosił.
Niestety szybko przyszło pogorszenie i mimo wizyt lekarza, podawania leków, najlepszej opieki jaką mogliśmy zapewnić temu maluszkowi, pogalopował on za tęczowy most.
Jest mi bardzo, bardzo przykro, bo choć doskonale wiem, że zwlekanie z leczeniem posocznicy u źrebaków powoduje ogromne spustoszenie w organizmie, a często i śmierć, to wierzyłem, że się uda. Niestety, stało się inaczej.
Gdy Gaja przeżywała stratę, na wysokości zadania stanął Marian. Zaopiekował się Gają, nie odstępując jej ani na krok. Okazał jej ogromne wsparcie, którego my w żaden sposób nie mogliśmy jej dać. Ukoił jej połamane serce, jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni.
Bardzo Wam dziękujemy za pomoc, za ratunek, za wsparcie. Bez Was oba te konie zostałyby zabite w rzeźni.
131 km od Warszawy. Daleko od głównej drogi. Daleko od sklepów. Jeszcze dalej od pikiet na rzecz zwierząt. Mała wieś, stare przycupnięte przy szutrowej drodze domki, których latem dumnie strzegą czerwone malwy.
Ale tam, na końcu, są niepasujące zabudowania. Trzy stalowe hale, betonowe płyty zamiast malw i soczystej trawy. I płot wysoki. Gdy podjeżdżam pod bramę, nawigacja mówi – dotarłeś na miejsce. Krople deszczu rozpryskują się na tablicy z wyrytym napisem „Skup zwierząt rzeźnych”.
To tutaj.
Handlarz patrzy na mnie z niechęcią, waha się, ale w końcu rozsuwa wrota hali. Przy ścianach wygrodzone duże kojce z rur. W każdym zwierzęta. Ich ciała to ich jedyna wartość rynkowa. Tu nie istnieją inne kryteria, tu życie przeliczane jest na kilogramy. Po lewej widzę Gaję. Zasłania jak może małego synka. Szturcha go nosem, popycha, byle dalej od ludzi. Dalej od śmierci. Doskonale wie, na co czekają. Robi, co może by ratować życie swojego dziecka. Choć na chwilę. Nie chce podejść, nie daje się dotknąć. Nie bierze marchewki z ręki. Śledzi każdy nasz ruch. Bardzo, bardzo się boi.
Gdy pytam, handlarz opowiada, że Gaja ma 7 lat, że to jej drugie dziecko. Pierwsze ubite. Dawno. Jak gdyby cokolwiek to usprawiedliwiało dodaje, że „słabe było. Nie nadawało się do niczego.” Po chwili mówi, że „taka kobyła to przekleństwo. Też tylko na hak. Bo pożytku żadnego nie ma, a żreć chce. Kolejny źrebak i też zmarnowany”.
Patrzę na przerażoną Gaję. Na maluszka kuśtykającego tuż obok. Jest ufny, choć bardzo, bardzo chory. Cierpi na kulawkę źrebięcą. Ma popuchnięte stawy, potyka się, przewraca. Strupy na głowie, zadrapania, wiele upadków. Ta ciężka choroba toczy jego małe ciało, siejąc spustoszenie w stawach. Gaja została sprzedana na rzeź ze swoim dzieckiem, bo ono zachorowało. Musi być bardzo dzielna, bo tchórzami okazali się wszyscy ludzie, których znała. Zamiast od razu zawołać lekarza do chorego konika, sprzedali matkę z małym na rzeź. Pozbyli się, jak zbędnych rzeczy. Jak śmieci. Zostawiam marchewki przy kojcu Gai. Mam nadzieję, że zje gdy wyjdziemy i strach przyśnie. Pytam jeszcze o klacz w kojcu obok. Też ze źrebakiem. Ma ją ktoś kupić.
Jeszcze raz oglądam film w telefonie, który dostałem, a który sprawił, że przyjechałem w to miejsce. Widzę, jak maluszek się przewraca, jak nie może wstać i jak bardzo jest przerażony. Wiem, że mechanizm zła jest ponadczasowy i dla zysku ludzie robią najgorsze rzeczy, ale nie umiem się pogodzić z tym, że jedną decyzją odsyła się na ubój matki z małymi dziećmi.
Szanowni Państwo, waga rzeźnicka wyceniła życie Gai i jej synka na 13 tysięcy złotych. Koszt transportu do naszego ośrodka w Nowej Studnicy to kolejne 2400 zł. Jeśli uda się je wykupić, będą wymagały odwszenia i profilaktyki weterynaryjnej, a maluszek kontynuacji leczenia. Czasu jest bardzo, bardzo mało, bo w poniedziałek trzeba wpłacić pierwszą ratę za ich życie – 4000 zł. Jeśli to się uda, dostaniemy kilka dni na zebranie reszty.
Weekend to najtrudniejszy czas na proszenie o wsparcie. Do tego koniec wakacji, wydatki na szkoły. Nie wiem, czy damy radę, będzie ciężko, ale musimy choć spróbować. Przecież nie można ich tak zostawić, prawda?
Proszę z całego serca, pomóżcie je uratować. Tu nie ma zbyt małych darowizn. Każda złotówka to dla nich szansa na życie. Po długich dyskusjach, handlarz zgodził się na to, by na nasz koszt było prowadzone leczenie maluszka już teraz. Źrebak jest po wizycie weterynarza, dostaje leki. Dziękujemy Pani Agacie za pomoc w pokryciu tych kosztów.
Zbiórka obejmuje wykup, transport, diagnostykę weterynaryjną, leczenie i miesiąc utrzymania oraz prowizję portalu RatujemyZwierzaki.
O NAS
Działamy od 13 lat. Uratowaliśmy setki zwierząt. Prowadzimy warsztaty terapii zajęciowej w 31 placówkach, a w naszym ośrodku w Szewcach również hipoterapię, onoterapię i zajęcia edukacyjne. Nie zatrudniamy żadnego pracownika, wszystkie prace wykonujemy sami, bądź dzięki wsparciu naszych cudownych wolontariuszy.
Kontakt: 506 349 596 Michał Bednarek
www.fundacjabenek.pl
DZIĘKUJEMY ZA KAŻDĄ POMOC!