Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Miało mnie tam nie być. Nie planowałem wczorajszej wizyty u handlarza, los jednak chciał inaczej… Jak zawsze w niedzielę, obora była pełna koni, kilkadziesiąt przestraszonych zwierząt wpatrywało się we mnie. Bały się. One zawsze się boją, bo wiedzą co je czeka. Większość była młoda, zdrowa, miały lśniącą, miękką sierść, a ich serca biły, tłocząc krew. Były naszykowane na wywóz do rzeźni.
Stare kantary i rzeźnickie liny oplatały ich głowy. Uwiązane jak w szeregu, czekały na załadunek. To miejsce to skup, właściciel co tydzień TIRami wywozi do ubojni dziesiątki zwierząt. Jadą stare, jadą młode, jadą lekkie i ciężkie. Jadą źrebaki i jadą matki z dziećmi. Jadą te urodzone na rzeź, jadą spracowane z rekreacji, jadą kuce, konie lekkie, konie ciężkie. Wszystkie łączy jedno – są zbędne, a na ich śmierci można zarobić.
Handlarz poprowadził mnie do drugiego budynku. Opadł z brzdękiem stalowy skobel. W środku panowała ciemność. Włączyłem latarkę. Połowę pomieszczenia zajmował stary, drabiniasty wóz, jakieś bele sianokiszonki, a obok były dwa konie. Mama z dzieckiem. Związane, przestraszone, niemogące zrobić zupełnie nic, by stąd uciec. Ugrzęźnięte w brudzie i przerażeniu, stały tam zdane na niełaskę ludzi. W ciemnej komórce, na stercie odchodów koni, które już nie żyją, czekały na transport do ubojni. Nie, nie rżały na mój widok, nie prosiły o nic. Nie waliły rytmicznie nogą, dopominając się uwagi, jak robi to wiele koni. Bo Gerda się poddała, w jej oczach była już tylko rezygnacja. Wiedziała, że nie uratuje swojego synka. Pogodziła się ze strasznym losem. Tylko ja nie mogłem się z nim pogodzić. Nie mogę pojąć, jak można wysyłać na rzeź klacz z dzieckiem.
Podszedłem do Gerdy, pogłaskałem po szyi, mały Gucio wtulał się w mamę. Jej wielkie, ciemne oczy patrzyły na mnie ze smutkiem. Chciałem jej dać kawałek marchewki, ale ani ona, ani Gucio nie chcieli jej wziąć, byli zbyt przerażeni. Gerda nie miała nadziei na pomoc. Od wielu dni słuchała, jak po podwórzu przetaczają się rzeźnickie TIRy, jak szarpią się konie na nie ładowane. Słuchała strzelania bata, krzyków, walenia kopyt o stalowy trap. Słuchała ostatniego rżenia tych, które już nie żyją. Rozumiała, że nadchodzi kolej dla niej i jej dziecka. Wiedziała, że w końcu otworzą się drzwi jej obórki i będzie musiała wprowadzić swoje dziecko na TIRa odwożącego konie do ubojni. Będzie patrzyła, jak Gucio się szarpie, jak się broni, jak w panice szuka u niej ratunku, a ona bezradna, bezwolna nie będzie w stanie nic zrobić. Zupełnie nic.
Stałem tam, wiedząc, że cokolwiek byśmy nie zrobili, to nie uratujemy tych wszystkich koni, które czekały na wywóz do ubojni. Że te samochody i tak będą jeździły wyładowane po same brzegi. Że w ubojniach nie przestaną zabijać.
Mogłem odejść, nie robiąc nic, mogłem spróbować pomóc, choć Gerdzie i jej Guciowi. Spytałem ile – handlarz powiedział, że za oboje chce 11400 zł. Po chwili dodał, że jak dam 2400 zł zaliczki to poczeka na spłatę, ale tylko kilka dni, bo jak twierdzi, za długo już je karmi bez zarobku.
Szanowni Państwo, dziś trzeba wpłacić zaliczkę albo jutro o świcie one wejdą na TIRa. Mamy tylko te kilka godzin, by zebrać 2400 zł i odwlec wywóz Gerdy i Gucia na rzeź. Bardzo proszę o pomoc, bo bez Was nie dam rady. Sam nie jestem w stanie im pomóc. Jeśli dziś się nie damy zaliczki, już nigdy ich nie zobaczymy.
Dziękuję, za każdą pomoc.
Michał Bednarek
tel. 506 349 596
Działamy od 13 lat. Uratowaliśmy setki zwierząt. Prowadzimy warsztaty terapii zajęciowej w 31 placówkach, a w naszym ośrodku w Szewcach również hipoterapię, onoterapię i zajęcia edukacyjne. Nie zatrudniamy żadnego pracownika, wszystkie prace wykonujemy sami, bądź dzięki wsparciu naszych cudownych wolontariuszy.
Kontakt: 506 349 596 Michał Bednarek
www.fundacjabenek.pl
DZIĘKUJEMY ZA KAŻDĄ POMOC!
Laden...