Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dzięki Wam udało nam się pomoc kocurkowi :) Gru znalazł dom :)
Od jakiegoś czasu mieszkam na ulicy i muszę Wam powiedzieć, że nauczyłem się sobie radzić. Kiedyś miałem dom, ale nie za bardzo mnie tam chcieli, nie wiem w sumie dlaczego – jestem miły, czyściutki, może trochę za dużo gadam, ale to tak z sympatii do ludzi. Na ulicy nauczyłem się żebrać o jedzonko, bo upolować to ja Wam powiem szczerze, że nic raczej nie potrafię, nauczyłem się też chować przed zimnem i przed deszczem. Wiem, że jeśli podejdę i ślicznie poproszę, to przeważnie coś do jedzonka dostanę – czasem wędlinę, czasem chlebek a czasem nawet jakaś kocią saszetkę.
Bywa tak, że mnie ludzie pogłaszczą i idą dalej, ale to nie szkodzi, bo ja głaskanie uwielbiam i brakuje mi go bardzo. Często leżąc gdzieś, pod kontenerem w śmietniku myślałem o tym, jak byłoby wspaniale mieć znowu dom, miseczkę pełną jedzonka, ciepłe posłanko i swojego człowieka, który by mnie przytulał i głaskał…
To był dzień jak każdy inny. Zgłodniałem, więc wyszedłem z mojej kryjówki jak co dzień poprosić ludzi o cokolwiek do jedzenia. Nie mogłem nikogo jakoś spotkać, więc poczłapałem do pobliskich domków. Nie wszyscy mnie tam lubią, ale może ktoś będzie miał jakieś niepotrzebne mu już jedzenie i coś dostanę. Starałem się omijać ogródek takiego pana, który zawsze głośnio krzyczał brzydkie rzeczy, jak tylko mnie zobaczył. Tuptałem w pewnej odległości, żeby go nie prowokować i nagle usłyszałem „kici, kici”, odwróciłem się, zanim zdążyłem sobie uświadomić, skąd dociera to wołanie. To był ułamek sekundy – najpierw świst, a potem okropny ból główki. Uciekłem ile sił w łapkach, schowałem się, myłem oczko, do którego kapała krew z czoła i zastanawiałem się, dlaczego ten pan mnie aż tak nie lubi.
Bolało bardzo, krwi było dużo, ale najgorsza była świadomość, że całe moje życie będzie tak wyglądać, że codziennie będę musiał szukać jedzenia, które raz znajdę raz nie, że jak mi się stanie coś złego, to nikt mi nie pomoże. Wtedy naprawdę nie chciałem już żyć i trochę żałowałem, że ten pan nie strzelił jakoś skuteczniej… Nie wiem, co by ze mną było gdyby nie znalazł mnie inny pan, taki miły, który nie chciał mi nic złego zrobić, zabrał mnie na chwilę do swojego domku, ale nie mogłem tam zostać i tak trafiłem do cioć. Ciocie mówią, że jestem słodki i piękny i że znajdę prawdziwy domek, taki który będzie o mnie dbał i mnie kochał już zawsze. Myślicie, że to możliwe…
Ma na imię Gru, tak go nazwał Pan, który znalazł go postrzelonego. Gru, od dźwięku jaki wydaje – głębokiego mruczenia. Jest słodziutki, gadatliwy, mruczący i bardzo żarłoczny, widać, że od jakiegoś czasu nie jadł tyle, ile powinien. Nie wiemy, czym sobie zasłużył na postrzał w łepek, nie rozumiemy, jak można strzelić do bezbronnego zwierzątka… Nie wiemy też jakim cudem Gru nie stracił wiary w ludzi, a zupełnie jej nie stracił. Kocha ludzi całym sobą. Musimy poszukać mu domku, na jaki zasługuje, takiego gdzie będzie dużo przytulany, nie będzie głodny i już zawsze będzie bezpieczny.
Zanim jednak poszukamy dla Gru domku, musimy zająć się jego raną na główce, wykastrować go, odrobaczyć, odpchlić, zaszczepić, wykonać testy na choroby zakaźne i opłacić jego pobyt w szpitalu. Nie mamy ani grosza, naprawdę. Zapłaciliśmy za jego odpchlenie i pierwszy dzień pobytu w szpitalu i nie mamy na nic więcej. Błagamy Was o pomoc dla Gru…
Laden...