Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Jutro nie będzie lepsze. Już nigdy. Od wczoraj (31 stycznia 2021) Imbirka nie ma już z nami :(
Pokonała go choroba, a jej przebieg był na tyle szybki, że ciężko jest oswoić się z myślą, że musiał odejść.
Żegnaj kochany Imbirku. Dla nas zawsze będziesz jedyny w swoim rodzaju, nietuzinkowy, wyjątkowy, z wiecznie uśmiechniętą buzią, którą zapamiętamy na zawsze. Na zawsze też pozostaniesz w naszych sercach <3
"Na jednym z ogródków działkowych w Rzeszowie pojawiła się kotka. Przytargała malucha - jednego". Tak zaczyna się historia naszego fundacyjnego Imbirka. To było 8 lat temu. Kociak był maleńki, mama była dzikusem. Gołym okiem było widać, że z małym jest coś nie tak. Podjęliśmy ryzyko - matka została wykastrowana i wypuszczona na wolność, maluszek trafił do jednego z naszych tymczasowych domów.
Maleńkie, zaledwie 5-tygodniowe kociątko szybko trafiło do lecznicy na konsultację. Wykonane oględziny, badania i zdjęcia RTG wykazały, że Imbirek ma zespół wad rozwojowych. Jego prawa tylna nóżka była nienaturalnie wykrzywiona w drugą stronę, w stawie kolanowym brakowało rzepki, a w niektórych łapkach było za mało paluszków. Zapadła decyzja o szybkim zabiegu. Lekarze podjęli się rekonstrukcji rzepki i ustabilizowania łapki. Jacy byliśmy szczęśliwi, jak dostaliśmy informację, że zabieg się udał. Teraz tylko rehabilitacja i z górki...
Niestety zły los kilka dni później pokrzyżował nam plany. Zaczęło się od niewinnych wymiotów, dołączyła się biegunka. Usłyszeliśmy wyrok - panleukopenia, osłabiony zabiegiem nie przeżyje. To była rozpacz - walczyliśmy z całych sił, a tych sił dodawał nam właśnie on. 8 lat temu nie było surowic, nie było leków na panleukopenię, ale Imbir dał radę. Być może dzięki jednej z naszych podopiecznych, która się nim zaopiekowała jak mama. Myła, przytulała, ogrzewała i nawet karmiła (dostała pokarmu, choć była wysterylizowana).
To był cud, że to maleństwo przeżyło. Cud tym większy, że kilkanaście dni później okazało się, że Imbirek dodatkowo jest nosicielem wirusa białaczki FelV. Ale nie był to koniec perypetii Imbirka. Po jakimś czasie po przechorowanej panleukopeni u kociaka pojawiły się duszności. Znowu badania, znowu konsultacje - tym razem z kardiologiem. Diagnoza po raz kolejny zwaliła nas z nóg - kardimiopatia przerostowa - być może powirusowa. Już wtedy wiedzieliśmy, że nie będziemy mogli Imbirka rehabilitować. Że wszystkie plany umarły w zalążku... Tak mijał czas. Łapka Imbirka, choć sztywna, jakoś funkcjonowała. Praca serca się unormowała. Białaczka nie dawała o sobie znać.
Dopiero niedawno pojawiły się problemy wskazujące na to, że coś złego zaczyna się dziać. Imbir utykał bardziej niż zwykle, często zrywał się z wrzaskiem, pokazując w ten sposób, że coś go boli. Wspólnie z lekarzami podjęliśmy decyzje o wykonaniu tomografii odcinka lędźwiowo-krzyżowego.
Imbirek, mimo obciążeń zabieg zniósł bardzo dobrze. Po badaniu otrzymaliśmy informację, że za obecny stan odpowiada niestabilność w odcinku lędźwiowo-krzyżowym spowodowana zwichnięciem jednego z kręgów. Powoduje to między innymi stany zapalne w tym obrębie i stąd też dolegliwości zaobserwowane u Imbira. Można by było podjąć ryzyko zabiegu stabilizacji, ale to zbyt duże obciążenie dla jego organizmu. Zatem Imbirek już zawsze będzie kotem specjalnej troski. Do końca życia będzie brał leki i podlegał stałej kontroli lekarza.
Czy temu podołamy? Sami na pewno nie. Ale jak zawsze liczymy na wsparcie dobrych ludzi, którym los takich jak Imbir nie jest obojętny. A wierzcie mi - on jest wyjątkowy. I za każdą wpłatę odwdzięczy się pięknym uśmiechem.
Laden...