Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kochani, dziękujmey za wsparcie na leczenie chłopaków! <3
Niestety Pingwin jakiś czas po wyleczeniu łapek odszedł nagle, prawdopodobnie z powodu niwydolności serca, a puchaty Robin przeszdł kilka zabiegów stomatologicznych, bo lekarze bardzo go skrzywdzili, a teraz cieszy się luksusami w swoim prawdziwym domu! :)
Jedna wieś i dwa kolejne biedne koty u nas - no nie sposób było im nie pomóc...
Jak dostaliśmy zdjęcia Pingwinka, myśleliśmy, że z tego kota już raczej nic nie będzie i trzeba mu skrócić męki. Pojechaliśmy po niego, od razu dostał leki, kroplówkę, został zbadany, miał pobrana krew. Wszystko wskazywało na FIP, czyli wyrok, do tego okropne zmiany rozrostowe na opuszkach przednich łapek. Ogólnie tragedia!
Ale Pingwiś wszystkich nas zaskoczył - jadł jak smok, żółtaczka zaczęła się powoli cofać, kot zaczął się błyszczeć, łysiny porastać. USG po jakimś czasie potwierdziło, że chłopak nie ma FIP, ale na pewno przeszedł zapalenie wątroby i trzustki, stąd ta żółtaczka. Do tego na bank głodował, bo pierwsze 2 tygodnie u nas był gotów pożreć konia z kopytami.
Teraz największym problemem są łapki - to okropne zapalenie i rozrost - schorzenie z autoagresji. Pingwin musi zażywać codziennie spore dawki sterydu, nie ma wyjścia. Według lekarzy po kilku tygodniach zmiany powinny zacząć się cofać...
Wszyscy mamy nadzieję, że ten przeuroczy pieszczoch będzie kiedyś zupełnie zdrowym kocurkiem!
Druga bieda to piękny Robin - dostojny, z dłuższym włosem, ale widać, że cierpiący, chudy, zaśliniony...
Ponoć jakiś czas temu pojawił się w tej samej wsi, z której jest Pingwin. Był dokarmiany w jednym gospodarstwie, ale niestety nie dostał żadnej pomocy medycznej. Wyraźnie się ślinił, dlatego prosiliśmy i pilne przywiezienie go do nas, bo zapewne w paszczy masakra. Nie myliliśmy się Zęby gniją, jest mega zapalenie dziąseł, nadżerki na języku... Do tego kocurek miał problemy z oddychaniem (może ze stresu), choć dobre kobiety wiozły go 40 km do nas w klimatyzowanym samochodzie, mało się udusił, ziajał potwornie całą drogę.
Szybko zostawiliśmy go w lecznicy, gdzie dostał steryd, uspokoił się i ładnie doszedł do siebie. Dostał też antybiotyk i miał poglądowe USG brzucha i serca - tu na szczęście żadnej tragedii nie znaleziono, tylko w płucach świszczy. Z dalszymi badaniami, pobieraniem krwi trzeba się troszkę wstrzymać, bo każdy stres sprawia problemy z oddychaniem.
Robin - tak blondynek dostał od nas na imię, jest oczywiście, jak wszystkie wsiowe bidy, totalnie grzeczny, łagodny, spokojny. Cudowny kot anioł. Niestety jego stan zdrowia - świszczący oddech i masakra w paszczy to spore wyzwanie dla nas. Byłoby idealnie, gdyby ktoś zaoferował troskliwy dom dla księciunia po przejściach, bo on na pewno będzie wymagał specjalnej troski...
Na razie Robin się odkarmia, odrobacza, paszcza została podleczona. Wkrótce kastracja i usuniecie zębów, być może też polipa z nosa...
Błagamy, naprawdę błagamy, o udostępnianie i wsparcie finansowe, bo to, co się teraz u nas dzieje, to jest totalny armagedon i wkrótce nastąpi katastrofa... Każda wpłata ma ogromne znaczenie, nawet najmniejsza pomoże ratować te bieda kocury ze wsi!
Laden...