Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dzięki Wam udało nam się pomoc kocurkowi :) Stan zdrowia i rokowania dla Jolonka są tak złe, że kocurek został naszym rezydentem w azylu.
Może gdyby wcześniej poszukał dla mnie pomocy to miałbym jakieś szanse… Wylądowałem na ulicy rok temu, łasiłem się i wdzięczyłem do ludzi, prosiłem i o jedzonko i o dom, ale nikomu się na tyle nie spodobałem na tyle, żeby mnie zabrać do siebie. Pierwsze dni na ulicy były bardzo trudne, nie radziłem sobie, nie wiedziałem skąd brać jedzenie ani gdzie się schować na drzemkę. Miałem chyba i tak szczęście, bo stado kotków, do którego mnie podrzucono dobrze mnie przyjęło, nie atakowali mnie i w ogóle byli mili.
Trafiłem na ulicę jako niekastrowany kocurek no to nawet niektóre kotki było dla mnie bardzo miłe. Ja to w sumie nie widziałem w tym nic złego, dziwiło mnie tylko trochę, że pomimo starań nasz wszystkich w ogóle nie rodzą się małe kocięta… Teraz wiem, dlaczego się tak działo i gdybym mógł cofnąć czas, to bym się tak blisko nie przyjaźnił z kociczkami. Tylko cofnąć czasu się nie da. Moja koleżanka bardzo źle się poczuła i ktoś zadzwonił wtedy do miłej Pani, która nas zabrała do lecznicy dla kotków. Mojej przyjaciółce nie udało się pomóc, umierała…
Mnie tam zrobiono badania i zrozumiałem dlaczego mam ostatnio katarek, który mi nie przechodzi, dlaczego żadne z naszych kociąt się nie urodziło i dlaczego moja przyjaciółka nie żyje… Obojgu nam w badaniu wyszło, że mamy wirus FIV… Moja przyjaciółka musiała go mieć od wielu lat, bo jej organizm był już bardzo zniszczony, a ja zaraziłem się jak zostałem wyrzuconym na ulicę. Miła Pani, która nam pomogła nie miała mnie gdzie zabrać i tak trafiłem do cioć. Ciocie mówią, że prócz tego wirusa to mam jeszcze chore nerki, ale że będziemy walczyć, że lekarze dla kotów postarają się mi pomóc.
Tylko jak przecież wiem, że nerek nie da się wyleczyć i z wirusa FIV też się wyleczyć nie da, wiem że gdyby to był tylko ten cały wirus to bym mógł w fajnym domku przeżyć wiele lat, ale teraz jest już chyba za późno. Za długo mieszkałem na ulicy i zachorowały moje nerki, gdybym był zadbanym domowym kotkiem… ale nie byłem… Nie wiem nawet, czy to nie bez sensu prosić Was o pomoc, bo przecież nie wiem ile czasu mi zostało. Bardzo, bardzo chciałbym mieć jeszcze kiedyś domek, ja tak bardzo kocham ludzi, kiedy do mojej klatki trafia ręka z jedzonkiem to korzystam z okazji i calutki się w nią wcieram. Wiem, że ludzie nie chcą pokochać takich kotków jak ja, a ja tak bardzo nie chcę tutaj odchodzić, bez domku, bez mojego człowieka…
Jelonek jest jednym z tych kotków, dla których boimy się, że pomoc przyszła za późno. Nie chcemy się jednak poddawać. Musimy dla pewności zrobić mu zaawansowane testy w kierunku FIV, bo jest cień szansy, że paskowe wyszły fałszywie dodatnie, musimy wykonać dokładne badanie krwi, usg i opłacić jego pobyt w lecznicy oraz leczenie nerek. Znamy go jeden dzień i nie wiemy skąd wynikają podniesione parametry mocznika i kreatyniny, czasem taki stan da się bardzo przyzwoicie wyleczyć. Kiedy na niego patrzymy pęka nam serce, milutki, pełen miłości do ludzi kotek, który ponad rok przeżył na ulicy.
Pewnie kiedyś musiał być słodkim maluszkiem, a potem pięknym kocurem… Teraz jest chudziutki, futerko ma brudne i zaniedbane, ale nadal jak tylko widzi ludzi z ufnością wystawiał łapki między szczebelkami jakby chciał nas złapać i do siebie przygarnąć, jak tylko ma szansę wciera się w nas z całej siły, dla niego ludzie są ważniejsi nawet od miseczki. Pięknie Was prosimy o pomoc dla Jelonka, ludzie zawiedli go już tyle razy, że musimy mu pokazać, że są i fajni ludzie i że on się wcale nie myli tak bardzo kochając człowieka…
Laden...