Jokohama, ofiara pseudohodowli, błaga o pomoc

Miałam jedno przeznaczenie – zachodzić w ciążę i rodzić kocięta. Z tym rodzeniem to mi nigdy nie szło, więc za każdym razem miałam rozcinany brzuszek i rzadko kiedy wychowywałam swoje kocięta. W tamtym miejscu zawsze były jakieś inne kotki, które miał kocięta, co prawda nie wszystkie moje dzieci przeżywały, ale i tak panu się opłacało.

Nikt mnie tam nie głaskał, nikt się ze mną nie bawił a czym jest dom zrozumiałam dopiero jak trafiłam do cioć. Dziwne, prawda? Przecież nie byłam bezdomnym kotkiem. W tamtym miejscu wszystkie chorowaliśmy na brzuszki, dopiero jak z tamtego miejsca zabrano i zrobiono badania okazało się, że mamy mnóstwo różnych robaczków. Musiałam kilka razy brać różne paskudne tabletki, ale i tak to było lepsze niż ciągły ból brzuszka.

Ciocie mówią, że muszę mieć jeszcze badania i taki zabieg, żeby już nie musieć rodzić kociąt, ale, że u mnie ten zabieg będzie trudny, bo ja już tyle razy miałam brzuszek rozcinany. Niedawno dopiero się dowiedziałam, że na świecie jest naprawdę dużo dobrych ludzi i dlatego pomyślałam, że poproszę Was o pomoc w uzbieraniu pieniążków na tej mój zabieg, bo wiecie, cioć za bardzo na niego nie stać…

Jokohama jest jedną z kocich mam odebranych z pseudohodowli. Wszystkie kotki z tego miejsca były w naprawdę złym stanie, koszmarnie zarobaczone, wyniszczone ciągłymi ciążami. Z Jokohamą jest większy problem, początkowo zakładaliśmy, że skoro ma tak wiele rozległych blizn na brzuszku to może w końcu została wysterylizowana, ale poziom hormonów zdecydowanie temu zaprzeczył.

Zabieg kastracji u kotki po wielu cesarskich cięciach jest dużo trudniejszy i przez to koszt zabiegu jest większy. Chirurg napotka zrosty, nie wiadomo w jakim stanie samą macicę… Musimy koteczce przez zabiegiem wykonać też badania krwi, żeby ocenić czy już się do zabiegu nadaje. Pięknie prosimy Was o pomoc, zupełnie nie mamy żadnych oszczędności…