Nie mogą być głodne! Codziennie drżę o to, co będzie jutro... Błagamy o pomoc dla nich

Patrząc im w oczy nie mogę powiedzieć, że jest ciężko, ze wszystkiego i na wszystko brakuje. Że przydałoby się zamówić żwir, żeby wysypać wybieg, że przydałoby się zrobić wylewkę pod garaż, że przydałyby się jeszcze ze 2 kojce, żeby pomóc kolejnym, że nasze pomieszczenia nie wyglądają tak, jak u innych, Że nie mamy ogrzewania, światła, dostępu do wody, która przynoszę z domu, że niektóre budy nadają się do wymiany, a co najważniejsze... Że brakuje jedzenia.

Kolejny raz drżę co będzie... Pod opieką jest obecnie 18 psów. Ciągle coś się dzieje, leczenia i badań wymagają nowe jak i obecne psy. Pomagam w sterylizacji prywatnych suczek czy kotek gdy ktoś poprosi, bo to powinno być priorytetem. Ale realia są jakie są.

Codzienność to walka, bieganiną, żeby zdarzyć, żeby ogarnąć wszystko i dopiąć. Odbieranie telefonów, pomoc lub szukanie innej lepszej opcji, współpraca z innymi organizacjami, osobami prywatnymi, żeby uratować kolejne niechciane istnienia. Są u nas, jak niektórzy wiedzą którzy są z nami od początku, psy lękowe, agresywne, które gdzie indziej zostałyby uśpione.

Choć jest ciężko te psy mają tu swoją ostoje, wyciszają się, przekonują, okazują uczucia - już te pozytywne do obecnego opiekuna. Niektóre te agresywne dzięki temu przystankowi u nas dostają szansę na kochający dom, bo w końcu trafi się taki ktoś, kto pokocha te trudne charaktery. Są psiaki które nie rzucają się w oczy, takie zwykłe, zwyczajne, choć cudowne charakterem.

Psiakami zajmuje się sama. Bez nagrodzenia finansowego, bez dofinansowań, tylko i wyłącznie z pomocą ludzi takich, jak Wy - ludzi z ogromnym sercem którzy wspierają te działania. Wstrzymywałam się z tą zbiórką, ale cóż, nie dam rady inaczej niż znów prosić Was o pomoc. Potrzebujemy ok 15 worków suchej karmy, żeby zabezpieczyć psiaki na jakiś czas. Tak, nie będzie to karma wyższych lotów, ale musimy jakoś przetrwać ten trudny czas.

Wstawiam tylko 3 ostatnie faktury od weta za samo leczenie, badania, leki. Prosimy, pomóżcie!