Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kejti i Fionka dawno zapomniały już o zabiegach i bólu, czują się dobrze. Niestety mimo wielu apeli o pomoc, przez prawie rok nie udało się uzbierać kwoty, która pokryłaby całość kosztów. Dziękujemy tym, którzy wsparli nas choć troszkę.
„Nie przechodź obojętnie obok zwierząt, kiedy nie reagujesz, to sam w pewien sposób też krzywdzisz, dajesz pozwolenie na takie, a nie inne traktowanie”.
W życiu dwóch kocich sióstr – Fionki i Kejti dobro mieszało się ze złem. Cztery już lata temu do naszej fundacji zadzwonił listonosz, który opowiedział nam historię stadka kociąt mieszkającego w opuszczonym domu na obrzeżach Rzeszowa. Właścicielka sprzedała dom na budowę nowego bloku, a sama wyprowadziła się do nowego mieszkania. Koty zostawiła na pastwę losu, a że dom znajdował się przy drodze, wiele z nich zginęło pod kołami samochodów. Jest dużo niejasności w tej historii, bo każdy z sąsiadów opowiadał co innego. Nie ma to w tej chwili żadnego znaczenia. Nie nam jest oceniać postępowanie właścicielki kotów, ale nie mogliśmy nie zareagować na krzywdę, jaka je spotkała.
Kiedy tam przyjechaliśmy, zobaczyliśmy stadko kociąt i kotów siedzących obok zamkniętych drzwi i płaczących z bezradności i z głodu. Cechą charakterystyczną całego stadka były plamki na nosie, czyli koty rozmnażały się bezkarnie. Zwierzęta były przerażone, na nasz widok prawie wszystkie rozpierzchły się po podwórzu. Nie wiedzieliśmy, czy są półdzikie, czy po prostu się bały. Kilka z nich udało nam się złapać i zabrać ze sobą. Jedna a wolontariuszek mieszkająca niedaleko zobowiązała się je dokarmiać i wyłapać do sterylizacji.
Oczywiście, cale stadko zostało wykastrowane. Obok mieszkał człowiek, który również nie był obojętny na ich los i zobowiązał się karmić koty, a my obiecaliśmy dostarczać karmę. Człowiek ten niejednokrotnie dzwonił do nas z informacjami o kotach. Ale kiedy zadzwonił i powiedział, że dom właśnie jest wyburzany i koty zostaną bez własnego podwórza, znowu tam pojechaliśmy.
Zastaliśmy już plac budowy pełen ciężkich maszyn, a wśród tego przerażone, zdezorientowane kociaki. Po długiej rozmowie „opiekun” stwierdził, że przygotuje im nowe siedlisko w swojej stodole i zrobił to w sposób wzorowy. A Fiona i Kejti zamieszkały w jednym z naszych domów tymczasowych. Nie mogliśmy ich tam zostawić - były już zbyt związane z karmicielką.
Zostały odrobaczone, zaszczepione, wykastrowane. I choć wymagały czasem podleczenia i podania środków odpornościowych, to ogólnie były w dobrym stanie. Nigdy nie stały się miziakami i mimo swojego oryginalnego i gęstego futerka i niewątpliwej urody, nie znalazły swojego domu. Były telefony, wizyty, ale ich charakter nigdy nie odpowiadał potencjalnym chętnym. I tak mijał rok za rokiem...
Pewnego dnia opiekunka zauważyła brak apetytu u nich, więc po kilku dniach zostały zawiezione do lekarza, który stwierdził, że jest to następstwo stanu zapalnego dziąseł i złego stanu uzębienia. Obie zostały przeleczone antybiotykiem, a następnie pod znieczuleniem dokonano ekstrakcji zębów. Fionka straciła wszystkie, za wyjątkiem kłów, Kejti nieco mniej.
Teraz czeka je kontrola i zastrzyki przeciwzapalne oraz antybiotyk jeszcze przez jakiś czas.
Prosimy Was bardzo o wsparcie i pomoc w zapłacie faktury za pobyt w szpitaliku, wykonane zabiegi oraz leki. Sezon na koty dopiero się rozpoczyna, choć praktycznie nie mieliśmy jakiejś zbyt długiej przerwy, by złapać oddech. Wręcz przeciwnie, ostatnio była seria „połamanych” kotów, co wiązało się z operacyjnym składaniem złamań, amputacją kończyn oraz pobytem w szpitaliku. A to są koszty dla nas niewyobrażalnie wysokie.
Każdy nowoprzyjęty kot generuje długi, a stos niezapłaconych faktur rośnie i boimy się momentu, kiedy będziemy musieli odmówić pomocy. A bardzo nie chcielibyśmy tego. Coraz trudniej jest nam prosić o pomoc i coraz trudniej jest uzbierać pieniądze na zapłatę długów. Nie bądź obojętny, pomóż tym kotkom i nam, bo Was nie damy rady. Pomaganie zwierzętom jest trudne, one same nie poproszą o pomoc. Zatrzymaj się na chwilkę, wsłuchaj się w ich historię i wtedy usłyszysz ich ciche wołanie o pomoc.
Karty ostatnich wizyt w załączniku.
Laden...