Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie naszych działań.
Mam zgłoszenie - jutro przed pracą zrobię rekonesans, dziewczyna z wioski nieopodal Szadku zgłosiła troje małych kociąt, które niedawno przyprowadziła nieznajoma kotka. Mieszkają w stodole, ludzie je karmią, ale zostać nie mogą w tym gospodarstwie.
Sobota
Chwila po godzinie 12 - jak zwykle wiszę na telefonie, Maryla zgłasza jedną za drugą interwencję, rozważamy różne warianty i opcje, kiedy nagle słyszę drugi sygnał w aparacie, sprawdzam, to Wiola się dobija, co znaczy, że dojechała. Zanim zakończyłam rozmowę, już oglądam zdjęcia na czacie, o Boże, gdzie mają oczy te kociaki, co to za ludzie, że dwa tygodnie karmią i mają sumienie na nie patrzeć! Maryla, muszę kończyć - rzucam szybko. Dobrze, zdzwonimy się za moment - pracujemy razem ponad 15 lat. Dziewczyna doskonale umie rozpoznać barwy mojego głosu: napięcie, niepokój, złość i zmartwienie.
Iza widziałaś zdjęcia? Tu sobie Szadek nie poradzi, kociaki muszą jechać do Łodzi, oczy musi obejrzeć specjalista.
Wiola jest przerażona.
Organizuj transport, ja przygotuję lecznicę, działaj!
Nie czas na dyskusje, dywagacje, sytuacja jest jednoznaczna. Ze wsparciem czy bez, z zaangażowaniem ze strony zgłaszających czy nie... Ani ja, ani Wiola maluchów bez pomocy nie zostawimy.
Spadają na nas zdarzenia, obok których żadna osoba związana z fundacją nie umie przejść obojętnie, nie powie: to nie mój problem.
Hasło: koty bezdomne na początku zawsze mają opiekunów w nas - to motto określające naszą postawę.
Mimo świadomości, że Wiola ma zakaz przyjmowania kolejnych kotów, mimo postawy, jaką przyjęli zgłaszający nam interwencję, podjęłyśmy kroki, by uratować małe, bezbronne, bardzo chore, wręcz na granicy śmierci i życia smarki.
Kochani, prosimy o pomoc w transporcie z Szadku do Łodzi, liczy się dosłownie każda minuta i godzina, ratujmy te nieporadne kociaki, fundacja zapewni leczenie, klinika postawiona w stan pogotowia na nie czeka.
Kilka godzin trwała cisza.
Wiola grzmiała rozżalona, zła, rozczarowana.
Na gniew dziewczyny reaguję spokojnie. Popatrz na to z drugiej strony, mimo ciężkiej infekcji, maluchy mają farta, gdybyś nie odebrała telefonu, wszystkie by padły. To małe kociczki i matka. Teraz kocie istnienia mają szansę na fajne życie, a nie na tułaczkę od stodoły do obory, wiecznie w ciąży albo obarczone opieką nad stadem chorych dzieci - mówię.
Jakoś to będzie, nie czas teraz na pochopne decyzje, jeszcze moment poczekajmy.
Jestem pewna, że będzie odzew na nasz apel, zobacz ile ludzi go udostępnia - powiedziałam.
Wieczorem nabrałyśmy wiary w ludzi.
Odezwali się chętni, zareagowali na apel, doceniając wagę sytuacji.
Mogę w środę , pisze wspierająca nas Klaudia, Ewa deklaruje gotowość we wtorek wieczorem, Gosia pisze sms do Wioli: jestem od rana dostępna, mieszkam w Łodzi, czekam na dyspozycję.
Przygotowałam wyprawkę, zabawki i leki, przydał się też cykloferon, który przywiozłam z Lwowa!
Spokojnej drogi, zero korków - życzę z uśmiechem, żegnając Gosię, wdzięczna za serce i pomoc.
Wiola zabrała do siebie małe i matkę dzień wcześniej, przetrzymała w kennelu. Z ostrożności izolowała, eliminując zarażenie zdrowych Podopiecznych. Nie potrzeba nam żadnej epidemii. Niestety, najsłabsza koteczka odeszła.
Nikt Wioli nie pytał dokąd zabiera kocią rodzinę, jakie będą dalsze ich losy.
Kompletna obojętność, wręcz ulga, że znikną z ich obejścia niechciani goście.
Lecznica podjęła walkę. To był ostatni dzwonek, by zachowały oczy!
Iza, zbliża się długi weekend, przychodnia będzie zamknięta, a maluchy wymagają troskliwej, w sumie nieustannej opieki - zauważyłam.
Dwa razy dziennie trzeba zakraplać oczy trzema różnymi specyfikami - maluchy do mnie, przygotowałam już izolatkę - wyjaśniłam - zastrzyki podajemy naprzemiennie, zresztą zrobię Ci rozpiskę, świetnie, że to Ty kociaki weźmiesz - cieszy się Agnieszka, lekarka z Pupila. Masz praktykę, podołasz opiece.
W niedzielę, kiedy Wiola przyjechała odebrać ich matkę po zabiegu, zajechała przy okazji po wyprawkę. Głową kręciła z podziwu, oglądając moje Podopieczne.
Normalnie cuda się u nas dzieją, cieszy się jak małe dziecko, zdumiona, że tak znakomicie reagują na antybiotyki. Pokazuję instrukcję podawania. Patrzy na mnie odrobinę zakłopotana, mówi: teraz to się trudno ruszyć Ci z domu.
Nie pierwszy raz, nie ostatni, pocieszam, najważniejsze, że one są dzielne. Popatrz, jak na mnie syczą czarne, małe złośnice!
Cała fundacja odetchnęła z ulgą. Maluchy są bezpieczne, skoro wszystkie DT pracują na pełnych obrotach, szefowa ma nieplanowane zajęcie.
Troska i Nadzieja zachowają na szczęście swe oczy. Dzięki szybkiej, sprawnej interwencji, aktywności i empatii sprzymierzeńców fundacji, specjalistycznej i fachowej opiece lekarek z Przychodni Pupil oraz determinacji szefowej, która umie zdobyć niedostępne w kraju leki.
Prosimy o pomoc.
Laden...